38937.fb2
Pomocnicy listonoszy byli dla Jonstone'a takimi frajerami, co to mieli wykonywać jego niemożliwe do wykonania polecenia. Nigdy nie mogłem tego pojąć, kto mógł postawić takiego człowieka na tym stanowisku, człowieka, z którego wszystkimi otworami ciekła bezduszność, a nawet okrucieństwo. Pełnoetatowym nic to nie robiło, człowiek ze związków był na to nieczuły. Długo się więc zastanawiałem. W wolnym dniu machnąłem trzydziestostronicowy raport na ten temat. Kopia dla byczego karku, a ja poszedłem z oryginałem do przedstawiciela Rządu Stanowego. Tam też jedna z tych licznych sił biurowych kazała mi czekać. Więc czekałem i czekałem, i czekałem. Czekałem godzinę, godzinę i pół, aż wreszcie zostałem wprowadzony do niskiego, szaro owłosionego przedstawiciela, z oczkami koloru popiołu papierosowego.
Nawet nie zaproponował mi krzesła. Zaczął się wydzierać. I nie skończył.
– Pan to taki jeden z tych upierdliwych przemądrzałych, co?
– Wolałbym, żeby mnie pan nie obrażał, Sir.
– Pierdolona mądrala, elegancki w gestach z wielkimi słowami na wardze?
Wywijał moim raportem w powietrzu. I darł się dalej.
– MR JONSTONE JEST DELIKATNYM I WYKWINTNYM MĘŻCZYZNĄ.
– Niech się pan już nie wygłupia, bo wszystko wskazuje na to, że jest tylko pospolitym sadystą – powiedziałem.
– Jak długo pracuje pan na poczcie?
– Trzy tygodnie.
– MR JONSTONE PRACUJE JUŻ TRZYDZIEŚCI LAT W TYM RESORCIE.
– A co ma jedno z drugim wspólnego?
– Powiedziałem już: MR JONSTONE JEST DELIKATNYM I WYKWINTNYM MĘŻCZYZNĄ.
Myślałem już, że ten drący się przedstawiciel Rządu Stanowego chce mnie zamordować. Na pewno spał z Jonstonem.
– No już dobrze – powiedziałem. – Jonstone jest delikatny i wykwintny. Pan to musi lepiej wiedzieć. Zapomnijmy o wszystkim.
Wyszedłem. Następnego dnia wziąłem wolny dzień, ma się rozumieć, niepłatny.