178045.fb2 Zbieg Okoliczno?ci - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 14

Zbieg Okoliczno?ci - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 14

– Nie ten?

– Nie, inny. Biedni ludzie, niepotrzebnie narazili się na koszty. To przez te głupie tajemnice, powiedzieliby, o co chodzi i można było załatwić to na miejscu.

Podporucznik Jarzębski czuł się wprawdzie ogłuszony, w dodatku przez samego siebie, ale jakieś przebłyski świadomości chwilami się w nim zapalały.

– Na jakim miejscu? – oburzył się. – Przecież pani jest tutaj! Nikt z panią nie rozmawiał na miejscu!

– Owszem, przedwczoraj, zaraz, jak on się nazywał, takie wojskowe nazwisko… Werbel! Podporucznik Werbel. Pytał mnie o moje wszystkie synowe, nie wiem dlaczego.

Jarzębski wyraźnie poczuł, że znów robi mu się słabo.

– Jak to… Zaraz, chwileczkę… Jakie synowe…?!

– Moje. Różne. A co…?

Alicja Hansen odepchnęła nagle od stołu pusty fotel.

– Niech pan siada -powiedziała ze współczuciem. – Coś się tu chyba pokićkało. Mam wrażenie, że on myśli, że ty jesteś Joanna.

– Dam mu kieliszek, co? – zaproponował młody człowiek, podnosząc się z miejsca.

– Daj. I filiżankę.

– Jestem Joanna – powiedziała równocześnie Joanna Chmielewska. – Ale chyba masz rację, jemu chodzi o Joannę.

– Sympatycznie wygląda i jakoś przyzwoicie. W życiu bym nie powiedziała, że to policjant. Myślisz, że należy do tej części, którą kochasz?

– Jestem pewna. I nie łże, jak sama widzisz.

– Ale chciał…?

– I co z tego, że chciał, nie wyszło mu. To tylko dobrze o nim świadczy.

Podporucznik Jarzębski usiadł przy stole na podsuniętym fotelu i przyjął kieliszek czegoś. Pomyślał, że nie ma najmniejszego prawa być tu służbowo, jest zatem chyba prywatnie, a skoro jest prywatnie, nie ma żadnego znaczenia, co się w tym kieliszku znajduje. Atmosfera tego domu nie sprzyjała służbowości, a w ogóle zaczynała go ogarniać rzetelna rozpacz.

– O ile jestem w stanie zrozumieć, co się tu mówi, pani, to wcale nie pani, tylko pani – rzekł w przygnębieniu i spróbował koniaku, który okazał się bardzo dobry. – Nic z tego nie rozumiem, przecież pani jest w Warszawie! To ta druga przyleciała do Danii!

Młody człowiek zachichotał, a Alicja Hansen nalała do filiżanki kawy ze szklanego dzbanka, przysunęła cukier i śmietankę.

– Obie przyleciały – pouczyła Joanna Chmielewska. – Co prawda, nie równocześnie. A panu potrzebna jest moja synowa?

Niezdolny do wydania głosu, podporucznik kiwnął głową.

– Mnie też. Zastanawiam się, czy powiedzieć panu prawdę. Zdaje się, że podejrzewacie ją o zamordowanie Mikołaja, pardon, pana Torowskiego?

Podporucznik był już tak skołowany, że znów kiwnął głową.

– Nic z tego. To znaczy, oczywiście, nie dam głowy, czy to nie ona go kropnęła, ale nawet jeśli, mam zamiar ją chronić. Na ile ją znam, to jednak nic ona, więc znajdźcie kogoś innego. W tym wam chętnie pomogę. Czym ten Mikołaj ostatnio się zajmował?

– Fałszerstwami pieniędzy – powiedział podporucznik Jarzębski bez namysłu i doznał dziwnego wrażenia, że postępuje słusznie, chociaż wbrew wszelkim zasadom. – I właśnie przyznaję się państwu, że tylko o to mi chodzi, ja nie jestem z wydziału zabójstw, tylko z gospodarczego. Miał dla mnie informacje, ale nie zdążyłem do niego za życia. I wszystko wskazuje na to, że w ostatniej chwili kobieta wyniosła z jego domu dotyczące tej sprawy materiały, a ową kobietą najprawdopodobniej była Joanna Chmielewska. Jeśli okaże się, że go zabiła, mamy z Danią umowę o ekstradycji, ale co mi z tego… Chciałem dopaść tego, co wyniosła. Nie wiem, skąd państwo, ale pani jest przecież z Polski? Naprawdę chce pani, żeby to fałszywe gówno krążyło po kraju? Niechby mi powiedziała, co wie, niechby mi to pokazała i nawet potem uciekła, wszystko jedno, na biegun, do Australii, rany boskie, Frelkowicz mnie zabije… Ale mnie się jednak wydaje, że to nie ona, ona tylko coś wie… Naprawdę to nie pani…?

– Matko jedyna moja – powiedziała ze zgrozą Joanna Chmielewska. – Kajtek, podaj mi torbę, tam wisi… Mam paszport, odzyskałam go. Proszę, tu jest data urodzenia. Niech się pan zastanowi, czy ja mogę być o jedenaście lat młodsza?

– Dlaczego ona w ogóle jest od pani młodsza tylko o jedenaście lat?! – krzyknął podporucznik z ciężką pretensją.

Alicja Hansen i młody człowiek, nazywany Kajtkiem, najwyraźniej w świecie bawili się znakomicie. Joanna Chmielewska westchnęła i kazała Jarzębskiemu słuchać uważnie, bo inaczej nie zrozumie. Jarzębski zastosował się do polecenia.

– Ona była starsza od mojego syna – powiedziała Chmielewska. – Przyznaję, że urodziłam go, mając lat siedemnaście, miałam zatem trzydzieści sześć, a on dziewiętnaście, kiedy uparł się z nią ożenić. Ona już była rozwiedziona i miała dwoje dzieci, więc nic byłam zachwycona pomysłem, ale poznałam ją osobiście i przestałam protestować. Uzgodniłyśmy między sobą, że rozwiodą się, kiedy on oprzytomnieje, on sobie nawet nie zdawał sprawy z tego, że jest młodszy od niej o sześć lat, no i wszystko poszło zgodnie z przewidywaniami. Rozeszli się po dwóch latach. Jak pan sobie to wszystko doda i odejmie, zrozumie pan, że różnica lat między nami wynosi tylko jedenaście, a w mojej rodzinie wszystkie kobiety zawsze młodo wyglądały.

– Toteż właśnie – powiedział podporucznik z uporem. – Dlatego ja nie mogę wiedzieć, która z pań jest która, bo pani więcej wygląda na nią, niż na siebie.

– Tu jest słabe oświetlenie – zwróciła uwagę Alicja Hansen, a Kajtuś znów zachichotał.

Joanna Chmielewska westchnęła ponownie.

– Ona jest znacznie ładniejsza ode mnie – powiedziała cierpliwie. – Poza tym, siedzą tu dwie pełnoletnie osoby… trzeźwi jesteście, mam nadzieję…? Które zaświadczą, że ja, to ja. A jej nie ma.

– Ale przecież tu przyleciała?

– Przyleciała, zgadza się. Mignęła Kajtusiowi na lotnisku i gdzieś znikła. Nie wiem, gdzie się podziała, ale żadnych rzeczy Mikołaja nie miała ze sobą, to pewne. Jeśli cokolwiek od niego wyniosła, to coś zostało w Polsce.

– Gdzie?! – rozzłościł się podporucznik. – Miała to na Centralnym, prosto z dworca pojechała na lotnisko, porównaliśmy czas, nigdzie nie mogła zboczyć! Gdzie to zostawiła?! I skąd pani to wie?!

– Kajtek widział. Nic nie miała przy sobie. Mogła spotkać kogoś w autobusie i oddać mu to.

– Gdzie ona w ogóle mieszka?! Gdzie są te jej dzieci?!

– Nareszcie jakieś rozsądne pytanie. Jej dzieci wychowują się u pierwszej teściowej i męża, on jest nadleśniczym, botanik z wykształcenia, a mamusia mu prowadzi gospodarstwo i dzieci żyją zdrowo na łonie natury. Oczywiście, mógł się ponownie ożenić, ale to nie ma wpływu na świeże powietrze. Na Dolnym Śląsku. Dokładnego adresu nie znam, chociaż raz tam byłam. Zakopałam się w piasku i koń mnie wyciągał.

Jarzębski napił się kawy, dostał więcej koniaku i zaczął przytomnieć. Wątpliwości, z którą z tych Chmielewskich rozmawia, wcale w nim nie znikły. Tamta poleciała wprawdzie na paszport z innym numerem, więc musiało ich być dwie, ale Werbel też nie był pewien… Odciski palców u denata zostawiła tylko jedna, pytanie która…

Chciwie spojrzał na palce tej obecnej, ale przypomniał sobie, że nie ma materiału porównawczego. Czuł, że coś tu nie gra, nie umiał jednakże odgadnąć, co.

– Niech mi pani pomoże – zażądał surowo. – Niech się pani zastanowi, gdzie ona może być, ta druga. Ja muszę dojść, co wykrył ten cholerny Torowski, do źródła chcę dotrzeć, na co mi płotki! Uciąć ten proceder, przecież to naprawdę dla nas szkodliwe…

– Był taki Dominik – powiedziała nagle w zadumie Alicja Hansen. – Nazwiska nie pamiętam, tylko imię. Gówniarz. Prawie trzydzieści lat temu, teraz jest bliski pięćdziesiątki. Ten Dominik namawiał mnie, żebym narysowała banknot.

Wszyscy spojrzeli na nią z żywym zainteresowaniem.

– Jaki banknot? – spytał Kajtuś.

– I co? – spytała Chmielewska.

Podporucznik Jarzębski o nic nie pytał, tylko patrzył zachłannie, ponieważ od nagłej emocji zrobiło mu się gorąco. Imię Dominik nie było mu obce.

– Sto dolarów – powiedziała Alicja Hansen. – W powiększeniu. Grafikę robiłam wtedy, byłam na pracach zleconych. I nic. Narysowałam z ciekawości, czy potrafię, ale wcale się nie przyznałam, a potem gdzieś mi to zginęło. Nie wyszło cudownie, pod zwykłą lupą widać było różnice, w dodatku znudziło mi się i jednej czwartej nie dokończyłam. Zastanawiam się, co ten Dominik teraz robi, bo on by mi pasował.

– A co robił wtedy?