177675.fb2
W środy oskarżyciel z zespołu Persona, działającego przy biurze prokuratora okręgowego, był do dyspozycji policji. Służył radą i pomocą, konsultował trudne problemy związane z dochodzeniami.
Większość członków zespołu traktowała dyżury jako zło konieczne, jednak prokurator Ford była innego zdania. Lubiła je, bo dawały orientację w działaniach policji, możliwość zapoznania się z najnowszymi sprawami, i wzmacniały w Weronice poczucie, że trzyma rękę na pulsie.
Czasami na dyżurze nic się nie działo, kiedy indziej, jak dzisiaj, drzwi się nie zamykały. Można by pomyśleć, że gwałty, przemoc i bójki stały się ulubionym zajęciem zacnych mieszkańców hrabstwa Mecklenburg. Weronika doszła do wniosku, że albo dzieje się tak pod wpływem pełni księżyca, albo z powodu nadchodzącej recesji. Jedno i drugie potrafiło zamienić ład świata w kompletny chaos.
Zadzwoniła Jen.
– Weroniko, porucznik Melanie May chce się z tobą widzieć – oznajmiła.
– Melanie May – powtórzyła Weronika.
Natychmiast skojarzyła sobie nazwisko, tym bardziej że wzięła dzisiaj dyżur za Ricka, który brał udział w porannym zebraniu dotyczącym śmierci Joli Andersen. Wiedziała już, że Cleve Andersen wyznaczył sto tysięcy nagrody za informacje, które doprowadziłyby do ujęcia zabójcy. Całe biuro prokuratora ekscytowało się tą wiadomością i tylko o tym rozmawiano.
– Ona pracuje w policji miejskiej – dodała Jen.
– Wiem. Powiedz, żeby weszła.
W chwilę później Melanie stanęła w progu gabinetu.
– Witam, witam. – Weronika skinęła dłonią.
– Proszę, niech pani siada.
Melanie uśmiechnęła się i usiadła przy biurku naprzeciwko Weroniki.
– Skądś znam pani twarz – zaczęła. – Spotkałyśmy się kiedyś?
Weronika wskazała na całą kolekcję zamykanych kubków do kawy od Starbuck’sa, stojących na pomocniku pod ścianą.
– Obydwie nałogowo pijamy kawę.
– Oczywiście. Chodzimy do tego samego baru – zaśmiała się Melanie. – Ja jestem zdeklarowaną dziewczyną cappuccino, a pani?
– Latte. – Weronika oparła się wygodnie o zapiecek fotela. – Kiedy recepcjonistka panią zaanonsowała, od razu sobie skojarzyłam nazwisko z osobą. Zapamiętałam panią z baru. Przychodzi pani zawsze w mundurze, z identyfikatorem na piersi. Trudno byłoby pani nie zauważyć.
– Jest pani spostrzegawcza.
– Jestem zastępcą prokuratora rejonowego i powinnam znać ludzi pracujących w policji, bo to część mojej pracy. Poza tym mam dobrą pamięć.
Melanie spojrzała na kubki.
– Nie mogę się powstrzymać od pytania: dlaczego akurat sześć?
Weronika z rozbawieniem pokręciła głową.
– Zaczęło się niewinnie. Któregoś dnia zapomniałam wziąć swój kubek z domu, więc kupiłam drugi. Pomyślałam, dlaczego nie? Będę miała zapasowy. Nienawidzę pić kawy z tych papierowych surogatów.
– I tak się stało, że tego też pani zapomniała przynieść?
– Właśnie, i w ten sposób urodziła się kolekcja. – Znowu pokręciła głową. – Za nic bym się nie przyznała, że jest to zachowanie kompulsywne, zwyczajna obsesja, irracjonalny przymus gromadzenia kubków. Tłumaczę sobie, że chronię środowisko, nie używając jednorazowych naczyń z papieru. Ratuję drzewa. Człowiek jest w stanie wszystko usprawiedliwić.
– Prawnik posiadający sumienie. – Melanie uśmiechnęła się szeroko. – To rzecz niespotykana.
Weronika parsknęła śmiechem.
– Oho. Zabrzmiało to tak, jakby prawnicy nieźle zaszli pani za skórę.
– Przeciwko prokuratorom nic nie mam. Mój były mąż jest adwokatem, specjalistą od prawa korporacyjnego.
Weronika nachyliła się ku Melanie.
– Czterysta pięćdziesiąt dolarów za godzinę. Garnitury od Armaniego. Nos do góry. Nie, dziękuję bardzo. Proszę go do mnie przysłać któregoś dnia. Lubię studzić takich gości.
Teraz Melanie parsknęła śmiechem.
– Mam dla pani kogoś. Drań pierwszej wody.
– Nie mogę się doczekać.
– Niejaki Thomas Weiss. – Melanie położyła przed Weroniką raport policyjny. – Bokser amator. Tak zbił swoją dziewczynę, z którą mieszka, że trafiła do szpitala, i nie zrobił tego po raz pierwszy. Wreszcie miarka się przebrała i dziewczyna chce wnieść sprawę.
Weronika przejrzała raport. Zapisała w notesie nazwiska poszkodowanej i oskarżanego, oraz adresy domowe i miejsca pracy.
Kiedy skończyła, podniosła wzrok na Melanie.
– Rozumiem, że ten człowiek jest właścicielem restauracji.
– „Blue Bayou” w Dilworth.
– Byłam tam kiedyś. Miłe miejsce i dobre jedzenie.
– Ten sam.
– Ona jest u niego barmanką. – Weronika ściągnęła brwi. – Bił ją wcześniej?
– Tak.
– Ale nigdy nie wniosła sprawy?
– Wnosiła, po czym wycofywała. Tym razem jest zdecydowana na proces.
– Skąd ta pewność?
– Groził, że ją zabije. Jest przerażona.
Weronika odsunęła raport.
– Przykro mi, ale nic z tego – powiedziała z żalem.
– Nic z tego? – powtórzyła ze zdumieniem Melanie. – Sprawa jest przecież oczywista.
– Z tym, co pani tu ma, nie wygramy. Nie będę angażowała się w coś, co nie rokuje najmniejszych szans. Brak nam dowodów procesowych, a przede wszystkim nie mamy żadnego świadka. Dysponujemy tylko zeznaniami przerażonej dziewczyny, a dla sądu to stanowczo za mało.
Melanie nachyliła się.
– Tym razem na pewno się nie wycofa – przekonywała. – Ręczę za nią. Tym razem…
Weronika gwałtownym gestem podniosła dłoń, przerywając Melanie.
– Jeśli chociaż na moment się zawaha, przysięgli pomyślą: „o co w tym wszystkim chodzi?”. Facet ma czystą kartotekę i jest właścicielem popularnej w okolicy restauracji. Wręcz uosobienie zamożnego, porządnego obywatela.
– I dlatego może bezkarnie maltretować swoją dziewczynę?
Weronika spojrzała na Melanie.
– Tak – odpowiedziała spokojnie.
Melanie wzięła raport i wstała.
– Żałosne.
– Owszem. – Weronika też wstała. – Melanie, bardzo bym chciała dostać w swoje ręce tego faceta, wierz mi. Znajdź coś więcej, a wtedy go załatwimy. Przede wszystkim daj mi wiarygodnego świadka. Kogoś z sąsiedztwa, choćby małolata. Jeśli ci się uda, dobiorę się draniowi do tyłka. Masz moje słowo.