175234.fb2 R??e Cmentarne - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 33

R??e Cmentarne - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 33

30

O dziesiątej rano miał wszystkiego dosyć. Z niechęcią patrzył na technika, który badał komputer. Wśród mejli napisanych przez Mielnika nie było tego, którego szukał. Jeśli Mielnik chciał sam wymierzyć sprawiedliwość, pewnie go wykasował, by nie zostawić śladów. A najpewniej posłużył się innym komputerem.

Ludzie Brzyskiego sprawdzali billingi i analizowali rozmowy z operatorami sieci komórkowych. Na razie bez powodzenia. Pater czuł przez skórę, że przełomu nie będzie. Myślał, że Mielnik poda mu mordercę na widelcu, ale się pomylił. Pozostało mu zdjęcie z mężczyzną za filarem oraz kaseta magnetofonowa wetknięta do jednej z teczek.

Pater miał problem z uruchomieniem dyktafonu. Nie działał. Był nienaładowany, a w domu Mielnika nadkomisarz nie znalazł ładowarki. Rano Brzyski podesłał mu sprzęt z komendy.

Od dwóch godzin słuchał krótkiego nagrania i nie mógł zrozumieć, dlaczego dla Mielnika było ono tak ważne, że dołączył je do innych zebranych przez siebie materiałów.

Pater po raz nie wiadomo który włączył dyktafon. Usłyszał gwar pijackich rozmów, szczęk szkła i wznoszony toast. A później usłyszał czyjś głos.

Bar „Plażowy” w Jelitkowie, dnia czwartego lipca dwa tysiące szóstego roku. Godzina dwudziestapierwsza czterdzieści pięć. Tu Karolinę Lisowską i Agnieszkę Bagińską widziano po raz ostatni.

Głos był cichy, ale wyraźny. Zupełnie jakby ktoś, zapewne Mielnik, przystawił sobie mikrofon do ust. Usłyszał uderzenie w werbel i perkusyjny talerz. Rozległ się dźwięk przesterowanej gitary. Zabrzmiał początek jakiegoś znanego rockowego riffu, po czym znów ktoś uderzył w talerz. Na kasecie słychać szelest, jakby ktoś wziął dyktafon do ręki. Koniec nagrania. Po chwili Pater znów usłyszał śmiech podpitych balangowiczów i głos, tym razem zniekształcony, dobiegający jakby z daleka i lekko bełkotliwy.

Siema, stary! Cześć! Co podać?

Rozmówca Mielnika miał o wiele niższy głos.

Daj jeeeednego żywca!

Rozległ się odgłos stuknięcia szklankami, a potem dźwięk, który skojarzył się Paterowi z wsysaniem piany.

Uch kurwa, tego było mi trzeba! Pij na zdrowie!

Ktoś zaczął grać na basie i perkusji. Po chwili do sekcji dołączyła gitara.

Kuźwa, ale u was są laski! Te, ale fajna dupa!

E tam, fajna? Przyjdź tu za parę godzin, to dopiero zobaczysz fajne dupy!

Wokalista zaczął śpiewać jakiś polski przebój i dalsza część nagrania została zagłuszona.

Kurwa, nie mam czasu teraz gadać!

To mówi rozmówca Mielnika. Nagranie znowu się urywa. Jednak dyktafon zostaje włączony raz jeszcze. Muzyka i pijackie wrzaski jakby ucichły. Znów słychać wyraźny głos:

Jest godzina dwudziesta druga pięć. Bar „Plażowy” w Jelitkowie. Koniec.

Pater podrapał się w skroń. Po co Mielnikowi to nagranie? Przewinął kasetę i włączył od początku. Nagranie rozpoczyna się za kwadrans dziesiąta. Tę informację, datę oraz miejsce Mielnik podaje precyzyjnie. Nie mówi tylko, z kim rozmawia. Nagle staje się wulgarny i jakby podpity. A potem jest kakofonia świstów i gwizdów. Głosy są mniej czytelne nie tylko z powodu muzyki pojawiającej się w tle. Dochodzą jakby przez szmatę. Tak jakby Mielnik ukrył dyktafon w kieszeni marynarki. Głos, który pojawia się o dwudziestej drugiej pięć, znów brzmi trzeźwo i konkretnie. A zatem Mielnik udawał wstawionego. Po co? Część nagrania jest zupełnie nieczytelna. Rozmówca detektywa-amatora chyba się zdenerwował. Jak to było?

Kurwa, nie mam czasu teraz gadać!

A potem tajemniczy fragment, w którym mało co słychać. Może mieć podstawowe znaczenie. Wszak Mielnik najprawdopodobniej ukrył przed kimś mikrofon. Przed mordercą z Jelitkowa.

Pater wpatrywał się w dyktafon, jakby martwy przedmiot miał za chwilę przemówić i udzielić mu odpowiedzi na wszystkie pytania. Dyktafon jednak milczał. Za to znowu odezwała się komórka Patera. Nadkomisarz ze zdziwieniem zobaczył, że dzwoni Żarówa.

– Chce mi pan, szefie, jeszcze coś powiedzieć na temat jakości mojej pracy? – postanowił sam zacząć.

W komórce rozległo się ciężkie sapnięcie.

– Nie. Dzwonię w innej sprawie. Dostaliśmy list. Słuchaj. „I kto to wie prócz mnie? Już oddycham jodem.

Wkrótce ktoś przestanie oddychać. Pa!”. Rozumiesz?

Pater zrozumiał.

– To informacja dla Aleksandrowskiego, Marksa i tej Prociw-Bury – powiedział.

– To twoja sprawa, już ci to mówiłem! Jeszcze dziś chcę cię widzieć w Gdańsku. A Jelitkowem zajmuj się po godzinach. Jeśli będziesz je miał!