175234.fb2 R??e Cmentarne - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 32

R??e Cmentarne - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 32

29

Wątpliwości dopadły go poprzedniego dnia, tuż po starcie samolotu, kiedy jeszcze był pewien, że Mielnik jest mordercą z Jelitkowa. Gorączkowo próbował sobie przypomnieć, kiedy został wezwany do suszarni, do tartaku. Z pewnością nastąpiło to wcześniej, niż na plaży we Władysławowie znaleziono ciało Seredy. A przecież ten, kto zamordował dziewczynę we Władku, był także mordercą z Jelitkowa. W tym momencie pojawiła się myśl, która sprawiła, że zaczerwienił się ze wstydu. Mielnik nie mógł zamordować Seredy, ponieważ w momencie jej śmierci już nie żył! Chyba że…

Chyba że Pater zupełnie się myli. Taki sam wzór tatuaży, zbliżony wiek dziewczyn i podobieństwo miejsc, gdzie znaleziono zwłoki, a także sposób, w jaki zadano śmierć w Jelitkowie i we Władku, mogą być wynikiem zbiegu okoliczności. Tyle że takim przypadkom niepodobna dać wiary. Pozostawała jeszcze jedna możliwość. Pater obsesyjnie trzymał się hipotezy, że morderca działał sam. A przecież w Jelitkowie znaleziono dwa ciała. Pozostawienie dwóch ciał na plaży było pewną trudnością dla kogoś działającego w pojedynkę. Co innego, jeśli działali we dwóch, a jednym z nich był Mielnik.

Dlaczego więc zginął? Może ten drugi zaplanował zabójstwo Seredy, a Mielnik miał już dość. Albo targały nim wyrzuty sumienia i został uciszony raz na zawsze.

Pater trzymał się tej myśli, dopóki nie zaczął przeglądać notatek pozostawionych przez ufoludka.

Oczy piekły go tak, jakby właśnie wtarł w nie sobie mielony pieprz. Po raz trzeci czytał zdanie po zdaniu, akapit po akapicie, nerwowe, lekko pochylone pismo. Ciekawe, czy nauczyciel z takim charakterem pisma może uczyć rysunku technicznego? Chyba że bardzo zdziwaczał od sprawy Jelitkowa, jak przypuszczał Brzyski.

Musiałem spłacić dług. Można tak powiedzieć. Tak. Nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Musiałem się w nie wcielić. Krążyłem ulicami, które kiedyś świetnie znałem, chodziłem śladami tych dwóch dziewczyn. Poznałem rozkład dnia, ulubione knajpy i przyjaciół. Wiedziałem, że nie mogę zawieść.

To jeszcze o niczym nie świadczy. Podobnie jak powycinane nekrologi i artykuły. Wstał, podszedł do korkowej tablicy i popatrzył na zdjęcie wiszące na ścianie. Swoje zdjęcie. Nie musiał wracać do stołu. Tego fragmentu nauczył się już na pamięć.

Pański kolega taki roztargniony. Zostawił notes – powiedziała w drzwiach.

– Kolega? - Czuję ciarki między łopatkami.

– No, ten komisarz. Ten szpakowaty.

Nie dałem nic poznać po sobie. Udałem, że pomyliłem piętra. Nie miałem odwagi zabrać ze sobą notesu, choć zżerała mnie ciekawość, by przejrzeć policyjne notatki.

On na pewno tropił ich mordercę. Na parterze, gdy wychodziłem z windy, minąłem się ze szczupłym, szpakowatym mężczyzną, który spojrzał na mnie bardzo uważnie. Spuściłem oczy. Wyszedłem z bloku i zacząłem biec w stronę najbliższego przystanku, do którego zbliżał się autobus.

Przez mgłę niepamięci powoli wracały wspomnienia sprzed czterech lat, ale Pater wciąż nie mógł sobie przypomnieć spotkania przy windzie. „Może to nie byłem ja? Ale jeśli nie ja, to kto? Tyle wtedy się działo”. Zdarzyło się zbyt wiele, by zapamiętał takie szczegóły. Tamten brak precyzji sprawił, że śledztwo utknęło wówczas w martwym punkcie. Że zawalił sprawę i roztrzaskał na kawałki swoje prywatne życie.

Ponownie zaczął czytać i skrzywił się. Nie mógł odpędzić myśli, że zapiski Mielnika są mieszaniną chaotycznych wspomnień, niezdrowej egzaltacji i rozpaczy. To nie była dobra literatura. A mimo to Pater nie żałował, że przyleciał do Wrocławia.

Wreszcie natrafiłem na to zdjęcie. Dobra ostrość i wyraźny drugi plan. Nowoczesne cyfrówki jednak niekiedy się sprawdzają. Dwie wyzywające, pewne siebie, pełne życia, uśmiechnięte blondynki i ktoś jeszcze. Ktoś, kto stał się moją obsesją.

Raz jeszcze ruszył w stronę korkowej tablicy i zdjął z niej przyszpilone zdjęcie. Nie patrzył na dziewczyny pozujące fotografowi. Wpatrywał się w postać ukrytą za filarem. Za kilka godzin to zdjęcie trafi do techników w laboratorium, którzy powiększą odbitkę i postarają się wyciągnąć z niej tyle, ile się da.

Ktoś, kto stał się moją obsesją.

W telefonie rozległ się Dym na wodzie. Żarówa. Naczelnik Cichowski dzwonił z prywatnego telefonu.

– To on? – zapytał bez wstępów.

– Nie, szefie – odparł Pater. – Ale warto było tu się zjawić.

– Mów jaśniej! – Cichowski warknął.

– Mielnik nie ma z Jelitkowem nic wspólnego… To znaczy ma… On nie zabił Bagińskiej i Lisowskiej. On na własną rękę tropił mordercę.

– A co on ma z tym wspólnego?

– Najpewniej kochał się kiedyś w matce jednej z tych dziewczyn. Pochodził z Wybrzeża. Stara sprawa. Z notatek wynika, że chciał tym śledztwem spłacić jakiś stary dług…

– Z notatek?

– Tak. Jest w nich coś jeszcze… Zdaje się, że Mielnik trafił na właściwy ślad. I dlatego zginął.

Cichowski milczał.

– Chcesz powiedzieć, że był lepszy od ciebie? – powiedział w końcu.

„Żarówa ma rację. Ma cholerną rację”, pomyślał rozgoryczony Pater.

– Co zamierzasz zrobić? – Głos Cichowskiego nie brzmiał już tak twardo jak przed chwilą.

– Pójdę tropem, na który wpadł Mielnik. Tym razem złapię bydlaka! Doprowadzę sprawę do końca!

Naczelnik rozłączył się. Pater wrócił do notatek Mielnika. Z roztargnieniem potarł czoło. Coś tu się nie zgadzało. Zaczął czytać po raz kolejny.

Wystarczył jeden mój mejl i umówiliśmy się na spotkanie. Nie w Trójmieście. Na półwyspie. Nareszcie poczuję się wolny od piętna przeszłości. Odkupię swoje winy.

Mejl. Poczta Mielnika. Bezradnie przeszukał komputer i znów okazało się, że jest informatycznym dyletantem. Jednak będzie potrzebował pomocy.

Wystarczył jeden mój mejl i umówiliśmy się na spotkanie.

Z kim Mielnik umówił się na spotkanie? Z mordercą, by wyrównać rachunki? A może z ukochaną sprzed lat? Albo z kimś, kto znał mordercę? „Muszę to wiedzieć”, pomyślał. Nerwowym ruchem sięgnął po kolejną kartkę.

Tam się spotkaliśmy. Człowiek ze zdjęcia. Ukryty za filarem. Drżałem z niepewności, czy się nie mylę. I czy się z czymś za wcześnie nie zdradzę. Popatrzyłem mu w oczy i wiedziałem już wszystko. A potem trop się urwał. Odnalazłem go niedawno, całkiem przypadkiem. Tym razem doprowadzę rzecz do końca.

Coś podobnego Pater powiedział w rozmowie z naczelnikiem Cichowskim.

Człowiek ze zdjęcia. Mielnik umówił się z nim na spotkanie w kręgielni U7. Co tam się stało? Co to znaczy, że popatrzył mu w oczy i wiedział wszystko? I że trop się urwał? Dlaczego się urwał? Czy zabójca zdał sobie sprawę, że ktoś depcze mu po piętach i zniknął? Dlaczego wtedy nie zabił Mielnika?

Pytania zaczęły się mnożyć. Pater sięgnął po ostatnią kartkę. Było na niej tylko jedno zdanie:

Zadzwonił do mnie i powiedział, byśmy pogadali o tych dziewczynach.

Ruszył w stronę telefonu. Pulsujący zielony punkt świadczył o tym, że ktoś zostawił wiadomość na sekretarce. Pater włączył przycisk odsłuchiwania. Spokojny męski głos informował, że Jan Mielnik nie opłacił telewizji kablowej i że usługa zostanie wyłączona.