175082.fb2
„Pustelniki mają sześcioro oczu; ich odnóża nie wystają na boki. Tkają gęste, lepkie pajęczyny, w które chwytają owady”. (Herbert W. i Lorna R. Levi Spiders and Their Kin, A Golden Guide,
St. Martins Press, 2002)
Z Henriettą nie było najlepiej. Wczoraj wieczorem zgniótł w palcach świerszcza, wyciskając z niego wnętrzności i położył w zaciemnionym pojemniku tuż przy kłach pająka. Rano, jak tylko się obudził, przyszedł sprawdzić. Owad leżał nietknięty. Henrietta odsunęła się nawet o kilka centymetrów, co musiało być dla niej nie lada wysiłkiem.
Przypomniał sobie, że starsze ptaszniki często nie przyjmują pokarmu przez wiele tygodni po wylince. Słyszał nawet o takim, który nie jadł przez rok i przeżył.
To nie głód był największym zagrożeniem, lecz odwodnienie.
On jej pomoże. Tak daleko razem zaszli. Będzie jej doglądał do samego końca.
Nie włączył lampy. Poruszał się po nieoświetlonej łazience z wprawą człowieka, który często musi przyzwyczajać wzrok do ciemności. Wcześniej przyniósł z kuchni spodek wyparzony wrzątkiem. Nalał do niego kilka kropli wody i lekko przechylił, podpierając dwoma wacikami.
Teraz najtrudniejsze. Wbrew potocznej opinii pająki są bardzo delikatne. Nawet groźnie wyglądający ptasznik to w rzeczywistości stosunkowo male stworzenie o kiepskim wzroku i ograniczonej szybkości poruszania się. Jeśli się z nim nieostrożnie obchodzi, można go zgnieść. Co dopiero mówić o innych zagrożeniach: wylinka, pestycydy, pasożyty, drapieżne osy. Nic dziwnego, że ptaszniki wolą żyć samotnie w małych ciemnych zakamarkach.
Ale Henrietta nie może się teraz ukrywać. Potrzebuje wody.
Wsunął dłoń do pojemnika i chwycił ją delikatnie jak jajko, uważając, by za mocno nie ściskać i nie pokłuć się ostrymi włoskami. Obrócił dłoń i delikatnie wyjął Henriettę.
Przełożył ją na spodeczek odwłokiem do góry, tak żeby narządy gębowe były zanurzone w wodzie. Puścił i uważnie obserwował, żeby się przypadkiem nie zsunęła i nie utopiła.
Po kilku minutach, gdy wciąż tkwiła w tej samej pozycji, zakołysał się na piętach i kiwając głową z zadowoleniem, spojrzał na zegarek. Czterdzieści pięć minut powinno wystarczyć. Później włoży ją z powrotem do OIOM-u i podrzuci świeżego świerszcza. Oby zadziałało.
Teraz pora zadbać o innych podopiecznych.
Główna sypialnia była bardzo przestronna: z dwóch stron ogromne wykusze, ładnie sklepiony sufit. Kiedyś musiała to być perła w koronie okazałej letniej rezydencji. Willa otoczona z trzech stron zadaszonym gankiem posiadała salon z oknami witrażowymi, trzy kominy, sześć sypialni i oszkloną werandę.
Z upływem czasu kwiaciaste tapety wypłowiały, a lata zaniedbań sprawiły, że farba na fasadzie zaczęła się łuszczyć, podłogi popękały, a fundamenty osiadły. Niektórych okien na parterze nie dało się zamknąć. Z kolei niektórych drzwi nie można było otworzyć. Cały budynek chylił się na prawo, sprawiając nieco surrealistyczne wrażenie.
A jednak nadawał się idealnie. Pełen zakamarków, krętych schodów, starych kredensów i odsłoniętych krokwi. Kiedy mężczyzna po raz pierwszy przyszedł obejrzeć tę opuszczoną posiadłość, sufit w głównej sypialni pokrywało kłębowisko pajęczyn. W czasie zwiedzania niejeden, a dwa pająki spadły z krokwi na ramię wystraszonej agentki nieruchomości. Za każdym razem krzyczała. A on od razu wiedział, że znalazł to, czego szukał.
Kolekcję podzielił między pomieszczenia na piętrze. Ptaszniki umieścił w głównej sypialni, pustelniki w przylegającym do niej pokoju dziecinnym, a omatniki w pozostałych pokojach w głębi korytarza. Pająki mieszkały w terrariach lub na specjalnych ramach. Terraria raz w miesiącu czyścił i uzupełniał w nich wodę. Gęste zasłony utrzymywały w pokojach półmrok, a nawilżacze zapewniały odpowiednią wilgotność powietrza. Do niektórych pomieszczeń naniósł ziemi i pokrył nią podłogi. Takiej zwykłej, ogrodowej, pełnej liści, odpadków i dżdżownic. Warstwa gleby stanowiła izolację cieplną, a przy okazji tworzyła atmosferę śmierci i rozkładu. W sam raz dla pajęczaków.
On sam nie znosił ziemi, jej zapachu i tego obrzydliwego uczucia, kiedy się przesypuje między palcami stóp. Można powiedzieć, że się jej bał, tyle że on nie pozwalał sobie na odczuwanie strachu. Wręcz przeciwnie, otoczył się dokładnie tą substancją, której zapach nierzadko wywracał mu żołądek na drugą stronę i wywoływał w nim najgorsze instynkty.
Darzył swoje pająki wielkim szacunkiem. Obserwował je, pielęgnował, karmił, starał się odszukać w sobie ich cechy.
W zamian za to kolekcja zapewniała mu coś w rodzaju azylu. Mógł się w niej schronić i porozmyślać, ilekroć przeżywał zły okres – wówczas najlepiej było nie wchodzić mu w drogę. Kładł się wtedy na zasypanej ziemią podłodze i przypominał sobie wszystko, o czym pragnął zapomnieć, aż zaczynał kipieć ze złości. Wtedy zdejmował ubranie, uchylał pokrywy terrariów i patrzył na wypełzające kolonie pustelników brunatnych. Prowokował je, zachęcał do najgorszego, błagał je o to.
Ale pająki to w gruncie rzeczy nieśmiałe stworzenia. Czasami wchodziły mu na stopy, wspinały się po owłosionych nogach, pokonywały wzgórki żył na przedramieniu, ale najczęściej rozpełzały się po całym domu i zaszywały po kątach, aż musiał rozkładać lepy, żeby je wyłapać.
Wtedy oczywiście ginęły. Właśnie to mu wychodziło najlepiej: niszczenie. Zwłaszcza tego, co kochał.
Tym razem zaczął od ptaszników. Przechodził od zbiornika do zbiornika, które stały w szeregu na metalowych półkach wzdłuż ścian. Każdy był opatrzony nalepką z nazwą gatunku oraz kartą z zaznaczonymi porami karmienia. Zdarzało się, że świeżo złowiony egzemplarz zjadał tuzin świerszczy tygodniowo, ale przeciętna wynosiła sześć do ośmiu na miesiąc. Tuż przed i po wylince niektóre ptaszniki w ogóle nic nie jadły.
Sporo zależy od odmiany. Część ptaszników żywi się tylko świerszczami i mącznikami, jednakże większe gatunki preferują młode myszy i szczury, martwe, ale w temperaturze pokojowej (kupował jej mrożone i wkładał pod kran z ciepłą wodą; raz dostał przykrą nauczkę, żeby nie rozgniatać zdechłej myszy; myślał, że nigdy nie wywietrzy kuchni). Na samym początku łapał owady w ogrodzie – koniki polne, cykady, karaluchy, ćmy, gąsienice, dżdżownice. Mogły być skażone pestycydami i podtruwać pająki. Teraz większość karmy kupował przez Internet, korzystając z różnych sklepów, żeby nie wzbudzać podejrzeń.
Jego kolekcja obejmowała obecnie ponad sto dwadzieścia okazów, nie licząc pustelników brunatnych, których pewnie było tam z tysiąc. Miał u siebie pająki schwytane w ogrodzie, kupione za granicą lub pochodzące z własnej hodowli, a oprócz tego rzecz jasna wylęgarnię pełną młodych.
I jak każdy prawdziwy entuzjasta wciąż swą kolekcję powiększał.
Stanął przy ostatnim terrarium. Nawet w półmroku czuł na sobie spojrzenie tych oczu, dzikich, wyrachowanych, drapieżnych.
Uśmiechnął się.
Theraphosa blondi. Największy pająk świata. Rozpiętość odnóży może przekraczać dwadzieścia pięć centymetrów. Sprowadził tego samca zaledwie tydzień temu z Ameryki Południowej. Ptasznik na dzień dobry stanął dęba i syczał tak, że go było słychać z drugiego końca pokoju. Wyposażony w wyjątkowo duże zęby jadowe i ciało pokryte parzącymi włoskami jest chodzącą maszyną do zabijania, znaną z tego, że nie gardzi gryzoniami czy małymi ptakami.
Większość ptaszników to łagodne olbrzymy, ale Theraphosa blondi słynie z agresywnego usposobienia. Ugryzienie może kosztować nieostrożnego hodowcę utratę palca, a nawet całej dłoni.
Co noc czuł, że pająk go obserwuje. On też mu się przyglądał, patrzył, jak zwiedza swój nowy dom, delikatnie stukając w szybę, jakby sprawdzał, czy może da się ją rozbić. Sprawiał wrażenie piekielnie inteligentnego. Obserwował, czekał, knuł.
Gdyby dać mu okazję, zaatakowałby.
Mężczyzna pochylił się i spojrzał na ciemne włochate zwierzę zaczajone w kącie terrarium.
– Cześć – powiedział – chcesz myszkę?
Chwycił za ogon martwą białą mysz i zamachał nią przy szybie, czekając na reakcję. Kilka odnóży się wysunęło, badając powietrze.
– Umówmy się tak: będziesz grzeczny, dostaniesz śniadanie, zaatakujesz, będziesz chodził głodny. Pasuje?
Poczekał jeszcze chwilkę. Gdy ptasznik nie podbiegł do szyby ani nie wystawił kłów w wojowniczym geście, mężczyzna wstał, zawiesił dłoń nad obciążoną pokrywą z siatki i przygotował się.
Raz, dwa, trzy. Odgiął róg, wrzucił mysz i patrzył, jak wielkie włochate cielsko rzuca się na nią i dopada w locie. Wylądował na podłożu z głuchym chrzęstem, chciwie ściskając cenną zdobycz. Potem uniósł głowę, zamachał przednimi odnóżami…
Mężczyzna pośpiesznie opuścił pokrywę i odskoczył.
W ostatniej chwili się opanował, uspokoił tętno i spojrzał na olbrzyma z jeszcze większym szacunkiem.
Zapukał w szybę.
– Witaj w kolekcji.
Potem, czując, że powiedział już wszystko, co miał do powiedzenia, powolnym krokiem zszedł na dół.
Chłopak siedział w salonie i grał w grę wideo. On bez przerwy miał pilota w ręce, szklany wzrok i nadąsaną minę. Nastolatki.
Mężczyzna stanął w drzwiach i w zamyśleniu mu się przyglądał.
Było coraz mniej czasu. Tydzień, może więcej. Zaskoczył go nagły przypływ tęsknoty. Mistrza za uczniem, ojca za synem.
Wszedł do pokoju, wyłączył telewizor. Chłopak otworzył usta, żeby zaprotestować, ale szybko się zreflektował. Skulił się i czekał.
– A „dzień dobry” powiedzieć to nie łaska?
– Dzień dobry.
– Odrobina dobrych manier nie zaszkodzi. Niczego cię nie nauczyłem?
Chłopak spojrzał na niego spode łba.
– Przecież powiedziałem „dzień dobry”!
– Owszem, ale obaj wiemy, że to było nieszczere. – Mężczyzna się cofnął, obliczając coś w głowie. – Odzywała się? – spytał nagle.
– Jeszcze nie – chłopak odwrócił wzrok.
– Myślisz, że to zrobi?
Wzruszył ramionami.
– Otóż to. Tak to jest, zaufać kobiecie. Jeszcze nigdy nic dobrego z tego nie wynikło. I co, chłopcze, pewnie nie możesz się doczekać? Niedługo egzamin. Doniosłe wydarzenie. W końcu się uwolnisz.
Chłopak znów wzruszył ramionami. Mężczyzna nie dał się nabrać.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu, ale nie był to przyjemny wyraz twarzy.
– Powiedz mi prawdę, synu. Jesteś przekonany, że ona cię kocha, co? Zamierzacie się pobrać? Mieć dzieci? Zamieszkać w domku z ogródkiem? – Machnął ręką. – Udawać, że to wszystko nigdy się nie zdarzyło?
Chłopak milczał.
– Ja ci powiem, synu. Powiem ci dokładnie, jak to będzie wyglądało. Zdasz egzamin, ja ci zaproponuję sporą porcję gotówki, a ty będziesz chciał rzucić mi ją w twarz. Ale schowasz dumę do kieszeni i przyjmiesz moje pieniądze. Obiecasz sobie, że kiedyś mi je oddasz. Kiedy? Gdy zaczniesz zarabiać jako męska prostytutka? Alfons? Dealer narkotyków? Bo wiesz, barany bez podstawówki raczej nie dostają się na studia ani nie mają szans na pracę elektryka czy mechanika samochodowego. Ale ty na razie o tym nie wiesz. Myślisz, że wolność jest na wyciągnięcie ręki i wszystko będzie lepsze niż to. Daję ci góra dwa miesiące. Potem wylądujesz na ulicy, obciągając za pięć dolców fiuty starym prykom albo ładując w żyłę, co tylko ci wpadnie w ręce. I zaczniesz się zastanawiać: czy tu na pewno było tak źle? Duży dom, darmowe żarcie, kablówka. Dobrze cię traktowałem, chłopcze. Niedługo się o tym przekonasz.
Zaczął iść w stronę kuchni. Czas na śniadanie. Potem będzie musiał posiedzieć przy komputerze. Kończy się zapas gotówki, trzeba trochę popracować.
Nagle chłopak się odezwał.
– Ile? – Chrząknął. – Ile tej forsy?
– Po co ci to wiedzieć? Najpierw musisz zdać egzamin.
– Chcę wiedzieć. – Znów to zimne, czujne spojrzenie. Zupełnie jak tego ptasznika na górze. Chłopak stawał się dorosły. Był też kilka centymetrów wyższy od mężczyzny i obaj zdawali sobie z tego sprawę. – Chcę wiedzieć, ile jest dokładnie warte moje życie.
Mężczyzna chwilę się zastanawiał. Potem się odwrócił, podszedł do sofy i z satysfakcją zauważył, że chłopak się usztywnia, jakby przygotowując się na cios. Ale on nie miał zamiaru go uderzyć. Schylił się i niemal z czułością wyszeptał mu do ucha:
– Głupcze, nie jesteś wart nawet pękniętego kondomu, którego używali twoi rodzice, kiedy cię robili. Ale ja się nad tobą zlituję. Dam ci sto dolarów. Dziesięć za każdy rok służby. Powinieneś być wdzięczny.
Chłopak spojrzał na niego.
– Chcę dziesięć tysięcy.
– Skarbie, nie byłeś znów aż tak dobry.
– Dziesięć tysięcy – powtórzył. Bezgraniczna pustka wyzierająca z jego oczu lekko przeraziła mężczyznę, jeżąc mu włosy na karku, choć uważał, żeby nie dać tego po sobie poznać.
Przyglądał mu się w zamyśleniu.
– Dziesięć patyków? Mówisz poważnie?
– Należą mi się.
Mężczyzna zaśmiał się szorstko i zmierzwił mu włosy.
– Chcesz więcej forsy? Musisz ją sobie zarobić. Chodź, opowiem o moim nowym nabytku…