175082.fb2 Po?egnaj si? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 21

Po?egnaj si? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 21

19

„Jednym z najciekawszych zjawisk obserwowanych u pająków są ich zachowania godowe. Zaloty zwykle inicjuje samiec, lecz w niektórych przypadkach także samica bierze w nich aktywny udział, jeżeli tylko osiągnie odpowiedni stopień podniecenia”.

(B. J. Kaston, How to Know the Spiders, wydanie III, 1978)

Kimberly wróciła do domu bardzo późno. Wszystkie światła były pogaszone oprócz jednej lampy w przedpokoju. Paliła się także lampka na biurku w kuchni, gdzie Mac zostawił stertę korespondencji i notatki z telefonów. Tym razem nie było uśmiechniętej buźki. Na karteczce leżącej na samym wierzchu Mac narysował rozchodzące się kreski zakończone małymi owalami. Dopiero po chwili ją oświeciło: to gałązka oliwna.

Uśmiechnęła się, mimo że pod powiekami zapiekły ją łzy.

Jej mąż jest cudownym człowiekiem, nie zasłużyła na niego.

Powinna teraz do niego pójść, pokajać się i prosić o wybaczenie. Ale czy to uczciwe przepraszać za to, że zajmuje się sprawą, z której tak naprawdę wcale nie ma zamiaru zrezygnować?

Zaczęła krążyć po kuchni, spięta jak zawsze, gdy zaczyna prowadzić nowe śledztwo. Mózg pracuje na najwyższych obrotach, podnosi się poziom adrenaliny. Delilah Rose równa się Ginny Jones. Ginny Jones równa się…? Ofiara, współmorderczyni, coś jeszcze gorszego?

Otwarła lodówkę i sięgnęła po piwo. Zreflektowała się, westchnęła i odłożyła je z powrotem.

Weszła do salonu i wpatrywała się w czarne zarysy skórzanej sofy, ulubionego fotela Maca, ich o wiele za dużego telewizora. W dzieciństwie lubiła się skradać nocą po domu. W przeciwieństwie do Mandy. Siostra bała się ciemności, w jej sypialni zawsze paliły się dwie nocne lampki. Ale dla Kimberly noc oznaczała przygodę. Czy uda się przejść na paluszkach z sypialni na piętrze do drzwi wejściowych tak, żeby nikt nie usłyszał?

Wyobrażała sobie, że poluje na bandytów albo próbuje przechytrzyć złodzieja, który zdążył się zakraść do domu. Noc przyciąga potwory, a Kimberly, odkąd pamięta, chciała z nimi walczyć.

Najczęściej przyłapywał ją na tym ojciec, który cierpiał na bezsenność.

– Kimberly – mówił – czemu nie jesteś w łóżeczku?

A ona zawstydzona, że ją nakryto, nie chcąc się przyznać przed dzielnym tatą policjantem, że ściga cienie, odpowiadała, że przyszła tylko napić się wody.

Stawał wtedy i przez chwilę na nią patrzył. Cisza zawsze była najsilniejszą bronią jej ojca, władał nią po mistrzowsku. W końcu szedł do kuchni i przynosił jej szklankę wody.

– Trzeci schodek od góry – informował. – Skrzypi. Następnej nocy była więc ostrożniejsza.

Gdy się wyprowadził, mogła chodzić po domu, ile chciała. Mama miała mocny sen, a Mandy, dopóki w wieku czternastu lat nie odkryła chłopców, nie miała powodów, żeby nocami się wymykać z domu. Tylko Kimberly co noc robiła obchód. Strzegła bezpieczeństwa matki i siostry, ponieważ nie było już taty policjanta i sama musiała chronić rodzinę przed potworami.

Do czasu, aż wyjechała na studia, a Mandy i matka zostały zamordowane.

Niech to szlag. Kimberly poszła do sypialni.

Mac spał. Z jedną ręką nad głową, a drugą na brzuchu.

Zostawiła go. Poszła do łazienki, umyła twarz i zęby, uczesała włosy. Zdjęła ubranie i odszukała piżamę, otwierając po drodze wszystkie szafy i mnóstwo szuflad. Wróciła do kuchni po szklankę wody i postawiła ją na stoliku przy łóżku.

Odsunęła kołdrę i wskoczyła do łóżka.

Mac zamruczał.

– O – powiedziała wesoło. – To ty nie śpisz!

Mac uniósł jedną powiekę i zaraz zakrył oczy ręką. Kimberly lekko szturchnęła go w ramię.

– Ty udawaczu.

– Wcale nie udaję.

– Przestań, dobrze cię znam.

Mac się poddał i otworzył oczy. Przez chwilę ostrożnie się sobie przyglądali.

– Fajny rysunek.

– Nie mam talentu.

– Wyszło ci całkiem nieźle.

– Nie lubię, kiedy się kłócimy – stwierdził nagle.

– Ja też nie.

– I nie lubię się o ciebie martwić. Nie lubię też tych dni, kiedy budzę się rano i uświadamiam sobie, że niedługo urodzi nam się dziecko, a my nigdy nie mieliśmy nawet psa. Skąd wiemy, czy będziemy potrafili je karmić, kąpać i w ogóle utrzymać przy życiu? Wiesz, co jeszcze sobie uświadomiłem?

Pokręciła głową.

– Nie mamy nawet fikusa. Kimberly, jak mamy być dobrymi rodzicami, skoro nasz tryb życia nie pozwala na trzymanie w domu kwiatków?

Usiadł na łóżku, kołdra zsunęła mu się do pasa. Z tym skupieniem na twarzy i rozczochranymi od snu włosami wyglądał tak seksownie i poważnie jak mężczyzna, w którym wiele lat temu się zakochała. Który oświadczył się jej kompletnie nagi w wieczór poprzedzający bardzo niebezpieczną akcję, choć oboje wiedzieli, że Kimberly nie będzie mogła nawet włożyć pierścionka.

Nazajutrz rano pozwolił jej wyjść, żeby mogła wykonać zadanie, a ona pokochała go za to jeszcze bardziej.

Teraz wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła jego twarzy.

– Widziałam się z Delilą Rose – przyznała się, ponieważ nie mogła postąpić inaczej. – Okazało się, że to ona jest Ginny Jones. Podobno dwa lata temu została porwana i w zamian za pozostawienie przy życiu zmuszona do pracy jako prostytutka. Twierdzi, że porywacz zamordował jej matkę i systematycznie zabija kolejne prostytutki. Nie podała żadnych szczegółów, rysopisu ani nie była w stanie potwierdzić swoich zeznań, ale Sal uważa, że ma wystarczające dowody, aby poprowadzić śledztwo. I ja zamierzam mu w tym pomóc. Przynajmniej do czasu, aż zbierzemy na tyle materiału, żeby powołać oficjalną grupę operacyjną.

– Wtedy też nie zrezygnujesz – stwierdził Mac.

– Nie wiem. Kiedy dziecko się urodzi, będę musiała.

– Akurat, będziesz pracować w szpitalnym łóżku.

Odsunęła rękę. Spuściła wzrok.

– Masz rację – rzekła krótko. – Nie lubię się poddawać. Ani w małżeństwie, ani w pracy.

Mac nie odpowiedział. Czuła, że powinna na niego spojrzeć, ale nie potrafiła. Nie bała się ścigać nocą informatora na opustoszałej drodze ani poszukiwać w lesie odciętej głowy myśliwego, lecz tu, we własnym domu, kiedy siedziała na łóżku obok męża, ogarniał ją lęk. Czuła wiszące w powietrzu napięcie.

– Kimberly – odezwał się cicho Mac. – Dostałem propozycję pokierowania regionalnym biurem antynarkotykowym w Savannah.

Spojrzała na niego kompletnie zaskoczona.

– Ale… Savannah?

Savannah leży na południowo-wschodnim krańcu stanu, tuż przy granicy z Karoliną Południową, bliżej Hilton Head niż Atlanty. Jest na tyle duże, że posiada własny oddział GBI z prężnie działającym biurem antynarkotykowym. To spory awans. I stanowczo za daleko, żeby dojeżdżać z Roswell.

– Nie pogratulujesz mi?

– Gratuluję.

Nie dał się nabrać.

– Nie odpowiedziałem im od razu, bo mnie trochę zaskoczyli, ale popytałem tu i tam. To świetna oferta. Bardzo by mi pomogła w karierze.

Kimberly nie mogła wydusić słowa. Wpatrywała się w pościel.

– Nie ty jedna kochasz swoją pracę, Kimberly – westchnął Mac. -I nie ty jedna sprawdzasz się w niej. Tak się składa, że w ciągu ostatniego roku pomogłem odkryć jedną z największych wytwórni metamfetaminy w stanie, a przy okazji zlikwidować całą sieć dealerów. Ja też robię coś pożytecznego dla ludzi i daje mi to ogromną satysfakcję.

– Wiem.

– FBI ma parę oddziałów regionalnych. Nie są duże, ale może w Savannah przydałby się dodatkowy agent. Moglibyśmy wynająć gdzieś w okolicy dom, tak na próbę, żeby zobaczyć, jak będzie. Kiedy ostatnio tam byliśmy, bardzo nam się podobało. Blisko do plaży i Hilton Head. Niezłe miejsce do wychowywania dziecka.

Kimberly milczała.

– Albo – ciągnął – skoro niedługo ma się urodzić, może to dobra okazja, żeby wreszcie odsapnąć, wziąć urlop. Spokojnie się nad wszystkim zastanowić…

– Miałabym zostać w domu, a ty byś pracował, tak?

– Skąd wiesz, że czegoś nie lubisz, jeśli nigdy tego nie próbowałaś?

Starała się odzyskać mowę, bez powodzenia. Czuła się, jakby jej usunięto grunt spod nóg. Jednego dnia wszystko toczy się w miarę gładko, a następnego – każą jej podejmować życiowe decyzje. Jego praca, jej praca, dziecko. Potrzebowała jakiegoś punktu oparcia.

– Zgodziłeś się? – usłyszała własny szept.

– Wiesz, że tego nie zrobię, zanim z tobą nie porozmawiam.

– I to jest właśnie ta rozmowa?

– Raczej tak.

Skinęła głową, zaczęła miętosić rąbek kołdry.

– Mam ci odpowiedzieć już dzisiaj?

– Nie, ale chyba będę musiał się zdecydować do końca tygodnia.

– Dobrze.

– Dobrze, zgadzasz się? – spytał z nadzieją, lecz Kimberly poznała po głosie, że tylko się z nią drażni.

– Dobrze, porozmawiamy o tym jeszcze przed końcem tygodnia.

– Tylko wiesz, Kimberly – jego głos znów był poważny – żebyśmy mogli pogadać, musisz czasem wpaść do domu.

– Oczywiście – odparła, ale oboje wiedzieli, że nie było w tym przekonania.

Mac westchnął i zgasił lampkę.

Przytulili się do siebie, ona z głową na jego piersi, on z ręką na jej brzuchu. Szczęśliwa para, duet, który niedługo zamieni się w tercet. Radosne wydarzenie w życiu dwojga kochających się ludzi.

Mac zasnął, a Kimberly jeszcze długo leżała z otwartymi oczami.

O pierwszej wyślizgnęła się z łóżka i poszła do kuchni. Wystukała z pamięci numer – odezwała się poczta głosowa. Zostawiła wiadomość, jakiej chyba jeszcze nigdy w życiu nie zostawiła:

– Tato, potrzebuję pomocy.