174961.fb2
Poniedziałek, 20 października 2003 r. 18. 15
Mac dołączył do nich, kiedy Stacy przewijała kasetę po raz czwarty. Zaraz po wejściu rzucił kurtkę na biurko.
– Co? Nie ma prażonej kukurydzy?
– Właśnie się skończyła – powiedziała Stacy. – Ale mamy tutaj strawę duchową. Chodź zobaczyć.
Mac wziął krzesło, przystawił je do ekranu i siadł na nim okrakiem. W milczeniu patrzył na mrugający monitor. Kiedy podejrzany wysiadł z windy na parterze, Stacy zatrzymała kasetę i spojrzała na partnera.
– I co ty na to?
– Wiedział, gdzie są kamery.
– Też tak pomyślałam.
– Czas się zgadza – zauważył Camp. – Facet wygląda bardzo podejrzanie.
Mac wydął wargi.
– Jeszcze ktoś?
– Na razie nie – odparł Riggio. – Mam parę kobiet i jakieś objęte nastolatki. To wszystko.
– Coś na klatkach schodowych?
– Niestety. – Camp spojrzał na zegarek. – Została mi godzina oglądania.
– Więc zajmij się tym teraz. – Stacy sprawdziła godzinę na swoim zegarku. – Ja i Mac spróbujemy sprawdzić pierwsze poszlaki.
Śledczy wyszli, zostawiając ich samych w pokoju.
– Czego się dowiedziałeś? – spytała Stacy. Mac wyjął notes.
– Dwa razy rozwiedziona. Ostatnio dwa lata temu. Obaj mężowie byli dużo starsi od niej. I bogaci.
– Pracowała?
– Uważała się za dekoratorkę wnętrz, ale sąsiedzi mówią, że niewiele robiła. Podobno korzystała ze swojej firmy, żeby kupować taniej rzeczy do domu. Miała kupę forsy od byłych mężów.
– Jakiś narzeczony?
– Niestety, żadnego. Ale jej gospodyni mówiła, że lubiła mężczyzn. I to bardzo.
– Ciekawe. – Stacy zaczęła bębnić palcami po starym, zniszczonym biurku. Zazdrosny mąż odpada, pomyślała. Ale może taki, którego podczas rozwodu wycisnęła jak cytrynę.
– Myślisz, że to ważne?
– Sama nie wiem.
– Rozmawiałem z jej pierwszym mężem. Mieszka w Atlancie. Od lat nawet z nią nie rozmawiał. Nie chciał uwierzyć, że nie żyje. Nie sądzę, żeby mógł ją zabić.
– A drugi?
– Właśnie wrócił z rejsu. Dziś rano przybił do Miami. Ma przylecieć na Fort Worth o dziesiątej czterdzieści pięć.
– Więc ma alibi.
– Ale i tyle kasy, żeby zlecić komuś tę robotę.
– Najpierw musimy złapać Delanda w La Plaza.
Trzeba sprawdzić, czy ktoś z obsługi pozna tego faceta. To mógł być ich klient albo ktoś, kto po prostu przyszedł do hotelu.
Mac od razu na to przystał. Stacy wyjęła wizytówkę Delanda z kieszeni dżinsów i podeszła do wiszącego na ścianie aparatu.
– Chciałabym rozmawiać z panem Delandem – powiedziała po chwili. – Tu porucznik Killian z Wydziału Zabójstw.
Gdy usłyszała męski głos, odetchnęła z ulgą.
– Tak, to ja. Cieszę się, że pana zastałam, panie Deland. Czy możemy przyjechać, żeby pokazać panu fragment filmu?
Odwiesiła słuchawkę i spojrzała na Maca.
– Dobra, jedziemy. – Wzięła swoją kurtkę z oparcia krzesła i szybko ją narzuciła. – O której ten jej były mąż będzie w Dallas? O dziesiątej czterdzieści pięć?
– Dokładnie. Myślisz, że powinniśmy być z kwiatami na lotnisku?
– Nie ma to jak działać przez zaskoczenie. – Ponownie spojrzała na zegarek. – Coś jeszcze?
– Tylko jedno. -Jakaś nuta w jego glosie sprawiła, że ciarki przeszły jej po plecach. – Zgadnij, kto był chirurgiem plastycznym pani Vanmeer? Doktor Ian Westbrook. Twój szwagier.