174928.fb2
Wskazówka na liczniku pokazującym stan paliwa w baku ciężarówki przesunęła się znacznie poniżej połowy. Wasyl Prokopiew zatrzymał pojazd i szczękając zębami wyszedł z szoferki. Poprzez zaspę przedostał się na tył ciężarówki. Wchodząc na tylny zderzak, zdołał odchylić brezent na tyle, aby wyciągnąć kanister z syntetycznym paliwem.
Jechał przed siebie, nie myśląc o tym, co może go spotkać. Wiedział tylko, że musi kierować się na zachód. Wkrótce powinien dotrzeć do miejsca, gdzie stacjonowały niemieckie wojska. Co się z nim stanie, gdy spotka Niemców, tego nie wiedział, ale teczka zawierająca plany nowej broni musiała być dostarczona Rourke’owi. Major nie miał co do tego żadnych wątpliwości.
Kiedy napełniał zbiornik, usłyszał jakiś dźwięk. Z niepokojem rozejrzał się dookoła. Brzmiało to tak, jak jęk lub zawodzenie.
Rosjanin dokończył wlewanie paliwa, zakręcił pokrywę i zamknął kanister. Rozejrzał się dokoła.
– Idiota! – powiedział sam do siebie.
Wnętrze kabiny kusiło spokojem i ciepłem. Silnik cały czas pracował. Oficer miał przy sobie tylko czeski pistolet CZ-75 kaliber 9 mm. Był to antyk, podarowany mu przez marszałka Antonowicza. Nigdy jeszcze nie strzelał z tej broni. Teraz major wyciągnął pistolet z kabury. Schował pod plandekę kanister, nadal jeszcze częściowo wypełniony paliwem. Broń trzymał pod płaszczem. Zeskoczył na śnieg. Zapiął paski plandeki.
Co robić? Wskoczyć do kabiny ciężarówki i odjechać, uciec, nie oglądając się za siebie? Czy pójść tam i sprawdzić co to było?
Brzmiało to jak płacz człowieka. Oprócz dzikich zwierząt, wałęsających się wokół zrujnowanego Drugiego Miasta, nie powinno znajdować się tutaj żadne inne żywe stworzenie. Tym bardziej człowiek.
Może to jakiś żołnierz, który odłączył się od swego oddziału? Prokopiew nie mógł pozostawić bez pomocy kogoś skazanego na pewną śmierć z zimna.
– Jestem uzbrojony! – krzyknął poprzez padający śnieg. – Jeśli potrzebujesz pomocy, otrzymasz ją. Nie obawiaj się. Ale jeśli mnie zaatakujesz, zginiesz!
Mówił po rosyjsku. Nie władał zbyt dobrze angielskim i nie zaryzykował powtórzenia tego w tym języku. Mógłby zostać źle zrozumiany. Zresztą żołnierz ten musiał być albo Rosjaninem, albo Niemcem. A major nie znał niemieckiego.
Nie było odezwu.
Prokopiew trząsł się z zimna, ale jeszcze bardziej drżał ze strachu przed nieznanym.
Poprzez zaspy śnieżne poszedł w kierunku, z którego dobiegały tajemnicze odgłosy.