174928.fb2
Płytę lotniska pokrywał śnieg. Eskadra Wolfganga Manna, złożona z J7V wylądowała, tworząc idealne koło. Silniki maszyn jeszcze przez chwilę pracowały na wysokich obrotach, a w chwili gdy ucichły, na płycie wylądował helikopter dowódcy.
Załoga śmigłowca odsunęła drzwi i pułkownik wyszedł z maszyny. W jego oczach można było dostrzec zmęczenie. Mówił, starannie dobierając słowa:
– Nasza baza jest zagrożona. Tylko pewna część naszego personelu ma dostateczne doświadczenie bojowe. Jeszcze jeden sowiecki atak, i to miejsce przestanie istnieć. Nakazuję całkowite wycofanie się do bazy “Edenu”. Przenośne ogrodzenie i dodatkowe rakiety klasy “ziemia-powietrze” jadą w tej chwili z Nowych Niemiec. Dzięki temu przynajmniej chwilowo zatrzymamy atak wroga. Pomóc ci wysiąść, Sarah? Będziesz tu zupełnie bezpieczna. – Uśmiechnął się, ale uśmiech ten nie był przeznaczony dla niej. Wyczuwała to wyraźnie. – Jak mogę mówić coś takiego do ciebie? Gdybym dowodził choćby plutonem ludzi, którzy byliby tak dzielni jak ty, podbiłbym zapewne całą Ziemię. Lecz co dobrego by z tego wynikło? – mówił, patrząc gdzieś daleko, pomagając jej zejść po schodkach.
Sarah pozwoliła mu na to. Mimo że miała na sobie zapiętą pod szyję kurtkę z naciągniętym kapturem i polarne rękawice, wciąż było jej zimno i nie czuła się najlepiej.
Tłumiony ryk silników J7V, przerywany zawodzeniem wiatru, otoczył ich ze wszystkich stron.
Na nosie i policzkach poczuła chłodne płatki śniegu. Ruszyli w kierunku centrum dowodzenia. Przypomniał się jej przylot do bazy na Lydveldid. Miała wówczas na sobie islandzką spódnicę i otulona była szalem. Tutaj było zupełnie inaczej. Gorzej. Michael! Było niemożliwością powiedzieć mu, że nie weźmie udziału w jakiejś akcji. Był zbyt podobny do ojca. Maria Leuden powinna o tym wiedzieć.
Nagle zdała sobie sprawę, że w ogóle nie słucha tego, co mówi do niej pułkownik.
– Przepraszam, Wolfgang. Przez moment bujałam w obłokach. Co słychać u Elaine?
– Pracuje tutaj. Pomyślałem, że może chciałabyś zobaczyć się z nią, ale na razie jest dość zajęta. Wkrótce dowie się, że porucznik wciąż żyje. Znajdują się tutaj odpowiednie środki pozwalające postawić odpowiednią diagnozę i rozpocząć leczenie Kurinamiego. Panem porucznikiem opiekuje się nie kto inny, jak znany ci już doktor München.
– On jest tutaj?
– Tak – skinął głową Mann.
Mann poprawił czapkę. Była tak zniszczona, że przypominał w niej Douglasa Fairbanksa w filmie “Więzień Zendy”. Dlaczego jej to przyszło do głowy? Przecież Pułkownik w ogóle nie był podobny do Fairbanksa.
– Coś mówiłeś, zanim zapytałam cię o doktor Halwerson?
– Mówiłem o tobie. Ale lepiej to przemilczymy. Zatrzymała się.
– O co ci właściwie chodzi? – powiedziała, patrząc oficerowi prosto w oczy.
– Chciałem powiedzieć, pani Rourke, że bardzo się cieszę z pani towarzystwa. Przepraszam za śmiałość, ale rozważałem możliwość zostania pani… przyjacielem. Człowiek taki jak ja, ma niewielu prawdziwych przyjaciół.
– Dziękuję. Co jeszcze chciałeś powiedzieć? Łzy stanęły Mannowi w oczach.
– Jak zapewne wiesz, neonaziści wciąż działają. Już od dawna brałem pod uwagę możliwość dywersji. W czasie ataku… – Z jego oczu popłynęły łzy. – Moja żona opatrywała rannego. Jeden z tych neonazistów podszedł do niej. Żołnierz, będący z nią, także został zabity. A ten… zbrodniarz… uciekł. Strzelił trzy razy w głowę i w szyję mojej żony i uciekł.
Sarah westchnęła tak gwałtownie, że zabrzmiało to niemalże jak krzyk.
– Mój Boże, Wolfgang…
– Ewa była wspaniałą kobietą, bardzo… – Zagryzł dolną wargę, a jego głos stał się twardy. – I dlatego chciałbym… pragnąłbym przejść się teraz, Sarah. Nie mogę… ludzie nie mogą mnie teraz zobaczyć…
Chwyciła Niemca za rękę. Zapragnęła nagle przytulić go do siebie.
– Chodź ze mną – szepnęła.
Podniósł głowę. Wiatr i śnieg smagały jego zapłakaną twarz. Wyprostował się, wzruszył ramionami, skinął głową i mocniej ścisnął jej rękę.