174928.fb2 Ostatni Deszcz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 16

Ostatni Deszcz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 16

ROZDZIAŁ XIV

Pomimo jedwabnych rękawiczek dłonie Johna Rourke’a zaczęły sztywnieć z zimna.

Za płytą ochronną znajdowały się przewody, podłączone do obwodów komputera sterującego odpalaniem rakiet. Przy użyciu noża oraz obcęgów, które znalazł na podłodze, doktor zaczął przecinać kable. Jednakże po kilku sekundach zorientował się, że właściwie nie ma sposobu, aby zapobiec samemu odpaleniu pocisków; ich wygląd świadczył wyraźnie o ich przeznaczeniu. Z pewnością uzbrojono je w głowice nuklearne. W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem było przyspieszenie samozniszczenia bazy.

John uważnie przyglądał się przewodom. Gdyby udało się podłączyć obwód niszczący do obwodu odpalającego rakiety, zostałoby zapewne wystarczająco dużo czasu. Być może.

Tych ośmiu żołnierzy, których załatwili razem z Paulem, było zapewne nieświadomych aktualnego stanu rzeczy, bowiem włączenie systemu wystrzeliwującego rakiety automatycznie uruchamiało mechanizm samozniszczenia. Wprawdzie, zabijając swoich dowódców, przypadkowo przecięli bagnetem niektóre przewody, ale, jak się okazało, odłączyli tylko urządzenia kontrolne obwodu od mechanizmu samozniszczenia. Wszystko wskazywało na to, że któryś z nich musiał orientować się trochę w tym systemie, gdyż widać tam było ślady nieudanej próby odpowiedniego połączenia kabli systemu kontrolnego. Z pewnością obawiali się rozłączenia mechanizmu destrukcyjnego i musieli uświadomić sobie, że odpalenie rakiet było nieuniknione. Uciekali, nie wiedząc dokąd i nie wiedząc, co może się stać. Zdawali sobie jedynie sprawę z tego, do czego sami doprowadzili.

Najprawdopodobniej ktoś wydał rozkaz odpalenia rakiet. W zasadzie nie mogło to być dziełem przypadku.

W obwodzie mechanizmu odpalającego rakiety znalazł usterkę. Okazało się bowiem, że system ten wielokrotnie rozpoczynał i kończył odliczanie. Usterka tkwiła w pamięci komputera, poprzez który przebiegał obwód. John nie wiedział, jak ją usunąć. Zresztą nie było na to czasu. Mechanizm samozniszczenia został wyraźnie włączony, by zapobiegać odpaleniu rakiet, lecz mimo to przynajmniej niektóre mogły zostać wystrzelone.

John wciąż usiłował zorientować się w systemie połączeń. Obwód był tak skomplikowany, że jakakolwiek próba rozmontowania go trwałaby zbyt długo. Rourke nie miał już czasu do stracenia. Nagłe rozłączenie przewodów zapewne spowodowałoby natychmiastowe uruchomienie mechanizmu odpalającego. Doktor wiedział, że musi zapewnić zrównoważenie ilości prądu, potrzebnego dla zachowania podstawowej pamięci obwodu. Nie było sposobu zlikwidowania ładunków głowic, a co za tym idzie, odłączenia dopływu prądu i uszkodzenia systemu odpalającego. Wiedział, że jeśli źle połączy przewody, natychmiast nastąpi wystrzelenie i samozniszczenie.

Tablice obwodu stanowiącego centrum całego systemu były już w połowie naprawione. Sporo wysiłku kosztowało go dokonanie ostatecznych połączeń. Ostrożnie zaczął się wycofywać.

Pod błękitną kopułą jednego z dwóch kompleksów mieszkalnych panował ogromny ruch. Annie znajdowała się w najbezpieczniejszym sektorze Mid-Wake. Tak przynajmniej poinformowały ją kobiety z ochrony, które przyprowadziły ją tutaj. Wyżsi oficerowie floty używali tych apartamentów podczas postoju ich okrętów w bazie lub przenoszenia ich na inne jednostki. Tutaj również znajdowały się rezydencje najznakomitszych rodzin Mid-Wake.

Idąc szybko przed kobietami z ochrony, dziewczyna rozglądała się dookoła. Wszędzie pełno było kobiet w nocnej bieliźnie oraz mężczyzn w pospiesznie naciągniętych na siebie spodniach i koszulach. Większość była boso lub w kapciach. Niektórzy nieśli w rękach buty, ciągnęli za sobą dzieci, dźwigali pękate torby i tobołki. Dookoła uwijali się marynarze oraz oficerowie Korpusu Morskiego. Wskazywali oni drogę ewakuowanym, pomagali osobom starszym i słabszym.

Szpital. Natalia.

Starając się przekroczyć otaczający ja rozgardiasz i płynący wciąż z głośników łagodny kobiecy głos ogłaszający ewakuację, Annie zawołała:

– Muszę dostać się do szpitala, do mojej przyjaciółki!

– Proszę się nie martwić. Szpital został ewakuowany.

– Pani mnie nie rozumie! Natalia jest poważnie chora! Kobieta zacisnęła dłoń na ramieniu Annie.

– Teraz my się ewakuujemy, proszę pani.

Wszyscy kierowali się w stronę stacji. W żółtej strefie znajdowały się punkty medyczne i opieki nad rodzinami.

Natalia.

Na stacji były już rozmieszczone specjalne linie wytyczające kierunek ruchu, jednakże strażnicy mogli je przekraczać, nie zważając na pasy i zabezpieczenia. Córka Johna zobaczyła kobietę, ciągnącą za sobą dwoje dzieci. Jedno z nich zostało z tyłu.

– Proszę mi pozwolić – powiedziała Annie i wzięła małego chłopca na ręce.

Znaleźli się wewnątrz wagonu. Drzwi zasunęły się i pociąg ruszył, stukając głośno na podkładach. Kobiety z ochrony stały po prawej stronie dziewczyny, matka z dziećmi – po lewej. W wagonie panowało zamieszanie; ludzie szukali się nawzajem.

Wszystkie kwatery mieszkalne były już opuszczone. Funkcjonowały tylko punkty komunikacyjne, administracyjne i stacje energetyczne, w których pracujący w systemie ciągłym, przez całą dobę pracownicy wypatrywali teraz osób, które mogły im pomóc w ewakuacji.

Pociąg stanął. Drzwi zaczęły się otwierać. Annie zrobiła krok w ich kierunku.

– Proszę się nie martwić – powiedziała jedna ze strażniczek. – Nie musimy się przesiadać.

Drzwi otworzyły się całkowicie. Liczni pasażerowie wsiadali i wysiadali.

– Dlaczego niektóre pociągi jadą w przeciwnym kierunku? – zapytała Annie, wskazując ruchem głowy kolejkę, która wjechała na peron z drugiej strony. – Dlaczego są puste?

– Wracają do stref podwodnych, aby zabrać następne grupy ludzi.

– Rozumiem.

Drzwi zaczęły się zamykać. Annie rzuciła małego chłopca wprost w ramiona stojącej najbliżej strażniczki i wyskoczyła z wagonu. Kawałek jej nocnej koszuli zakleszczył się w drzwiach. Urwała go i pobiegła na drugą stronę peronu.

Paul był przemoczony do suchej nitki. Deszcz ze śniegiem wciąż padał. Na płaskowyżu wśród skał stał ich helikopter. Liny kotwiczne były już zwolnione.

Co chwila silne podmuchy wiatru szarpały maszyną raz w jedną, raz w drugą stronę. Kiedy kierunek wiatru zmienił się nieco, Rubenstein mokry i zziębnięty usiadł za pulpitem sterowniczym. Sprawdził ciśnienie oleju i poziom mieszanki paliwowej. Starał się przypomnieć sobie dokładnie wszystkie czynności startowe, których uczył go John.

Włączył rozrusznik. Silnik zakasłał, a dobiegający z niego szum stawał się coraz głośniejszy.

Nagle gwałtowny podmuch wiatru przesunął helikopter po lodzie w prawą stronę. Dał się słyszeć zgrzyt płóz na lodzie.

“Główny starter!” – pomyślał.

Zacisnął dłonie na drążku sterowniczym. Śmigłowiec zaczął powoli wznosić się do góry.

Rourke otworzył oczy. Syrena wyła nadal. Czuł mrowienie w plecach.

Odruchowo spojrzał na zegarek. Cały czas pracował, dopiero teraz usiadł na chwilę, by odpocząć.

– Niech to diabli! – wycedził przez zaciśnięte zęby. Elektryczny wstrząs odrzucił go poza pokrywę ochronną, aż na środek pokoju. Ponownie wczołgał się do środka, znalazł obcęgi i taśmę izolacyjną.

– Odciąć przewody!

Niektóre z uprzednio rozłączonych przewodów połączył ponownie z innymi. Odliczanie nie zostało przerwane. A doktor nie miał już czasu na to, aby sprawdzić, ile go jeszcze zostało.

Annie Rubenstein była sama w pociągu. Również tutaj rozlegał się komunikat alarmowy.

Jadąc tunelem w kierunku żółtej strefy, skupiła swą uwagę na mijanych przez kolejkę, opustoszałych fabrykach. Niektórzy mieszkańcy Mid-Wake nazywali miasto “ośmiornicą”, chociaż znajdowało się tam tylko sześć “macek”. Każda z nich stanowiła tunel, na końcu którego, zamiast przyssawki, znajdowała się kolejna strefa. Miejsce, z którego uciekła swojej ochronie, stanowiło centrum całej konstrukcji.

Pociąg zbliżał się do żółtej strefy.

Natalia.

Nagła zmiana kierunku wiatru. Helikopter na chwilę wymknął się spod kontroli Paula. Maszyna przechyliła się gwałtownie na prawy bok, dziób opadł w dół. Przy ryku pracującego na pełnych obrotach silnika, śmigłowiec wibrując zaczął spadać. Rubenstein starał przypomnieć sobie wskazówki doktora. Nie był pewny, czy wszystko przypomina sobie dokładnie, czy tylko zgaduje. Zresztą i tak nie było czasu, aby się nad tym zastanowić.

Włączył pełną moc silnika i z całej siły przyciągnął do siebie drążek sterowy, próbując poderwać maszynę w górę.

Syrena przestała wyć.

Rourke wciąż manipulował przy przewodach. Nagle z głośników odezwał się kobiecy głos, mówiący po rosyjsku:

– Czas odpalania. Czas odpalania. Natychmiastowa ewakuacja ze strefy odpalania. Opuścić bunkier. Czas odpalania.

– Cholera!

System samozniszczenia został już prawie połączony z obwodami odpalania. Prawie…

Długi, niebieski przewód biegł z urządzeń kontrolnych samodestrukcji do mechanizmu kontrolującego start rakiet. To połączenie, uruchamiając mechanizm destrukcyjny, musiało wprowadzić zakłócenia czasomierza.

Nogi i plecy bolały Johna nieznośnie od długiego przebywania w niewygodnej pozycji.

Doktor spojrzał na ekran zegara. Do odpalenia zostały tylko dziewięćdziesiąt trzy sekundy.

Nie było czasu na odśrubowanie pokrywy zegara. John wyciągnął nóż Craina, który miał w pochwie na biodrze i użył końcówki jego rękojeści jako młotka. Udało mu się rozbić obudowę i roztrzaskać zegar. Teraz Rourke odliczał czas już tylko w myśli. Uklęknął i wyczołgał się na zewnątrz, aby sięgnąć po niebieski przewód. Ujął go ostrożnie w palce i odłączył.

– Osiemdziesiąt siedem sekund – powiedział półszeptem.

Kobiecy głos wciąż powtarzał ostrzeżenie.

Podciągnął niebieski kabelek w górę, w kierunku obudowy zegara. Nagłe spięcie. Doktor upadł na podłogę, uderzając o kant pulpitu. W oczach zawirowały mu gwiazdy. Potrząsnął głową. Wczołgał się pod pulpit ponownie. Znów złapał ten sam przewód i usiłował podciągnąć go w górę…

Patrząc w dół, Paul dojrzał poświatę żółtego świtała i dymy, wydostające się spod ogonów rakiet.

Gdzie jest John Rourke?

Ostrożnie zaczął podchodzić do lądowania. Oby tylko nie stracił panowania nad maszyną…

Annie biegła poprzez trawiasty teren przed szpitalem. Wokół mężczyźni i kobiety w mundurach wojskowych i ubiorach szpitalnych wynosili chorych na noszach. Zapinka od jej szlafroka odpięła się, ale dziewczyna nie miała czasu, aby ją poprawić. Biegła.

Wpadła do środka budynku. Na szczycie schodów stała kobieta w białym kitlu, która kierowała ruchem. Annie krzyknęła do niej:

– Gdzie jest major Tiemierowna?

Kobieta odwróciła się, przyglądając się jej ze zdumieniem. Annie rozpoznała w niej pielęgniarkę odpowiedzialną za oddział, na którym przebywała Natalia.

– Gdzie jest Natalia Tiemierowna? Czy już ją wyprowadzone?

Pielęgniarka zbiegła w dół po schodach ku Annie.

– Dzięki Bogu, że pani przyszła! Ten niemiecki oficer próbuje wydostać ją z pokoju. Kiedy alarm się włączył, Natalia przebudziła się ze śpiączki. Nie wiem jak to mogło się stać. Zaaplikowano jej tyle środków uspokajających…

– Co się z nią dzieje? – przerwała jej Annie.

– Sanitariusz chciał jej zrobić zastrzyk. Ona złapała go i w jakiś sposób wysunęła mu pasek ze spodni. Szybko owinęła go wokół jego szyi i powiedziała, że albo wszyscy się od niej odsuną, albo ona go zabije. Ten Niemiec…

Annie pobiegła za pielęgniarką na górę.

– Ten niemiecki oficer próbuje z nią rozmawiać, ale ona nie chce go słuchać. Musimy kończyć ewakuację, a ona…

Annie nie mogła dosłyszeć nic więcej z powodu panującego tu hałasu.

John podłączył niebieski przewód do zegara, po czym posunął chronometr o dziesięć sekund do przodu. Do odpalenia rakiet pozostało jeszcze dwadzieścia sześć sekund, a do detonacji mechanizmu destrukcyjnego zaledwie szesnaście. Doktor miał nadzieję, że się nie pomylił.

Zostawił karabin, rękawice i większość rzeczy, które miał ze sobą. Jeśli nie zdąży dopaść do śmigłowca, nigdy już nie będzie ich potrzebował. Podbiegł do drzwi. Nagle stanął i odwrócił się. Na pulpicie kontrolnym leżał jego nóż.

– Niech to diabli! – warknął.

Podbiegł do pulpitu, chwycił nóż i, nie wkładając go do pochwy, wybiegł na zewnątrz. Na dworze, ślizgając się po oblodzonej ziemi, cały czas liczył umykające sekundy:

– … dziewięć, osiem…

Nad głową, pośród ryku wichury, usłyszał śmigłowiec. Spojrzał w górę. Paul. Helikopter.

– … sześć, pięć…

Śmigłowiec zbliżał się od strony ogrodzenia. Rourke schował nóż do pochwy.

– … cztery, trzy…

Uniósł ramiona w górę. Podbiegł do maszyny od strony dziobu i, odpychając kadłub śmigłowca, zaczął krzyczeć do Paula:

– Unieś go w górę! Nie siadaj na ziemi! Unieś się w górę! Helikopter zakołysał się i gwałtownie wzniósł się w powietrze.

– …jeden…

To było jak błysk i grzmot pioruna. Gigantyczne dymy, wydobywające się z silników, które miały pchnąć rakiety ku przestworzom, uformowały wokół nich olbrzymią chmurę, która wirując z zawrotną prędkością, sięgała już dolnej części śmigłowca. Syrena alarmowa wyła przeraźliwie. I nagle ziemia zadrżała. Ryk syreny zginął w ogłuszającej eksplozji bunkra. Języki ognia sięgały nieba. John odwrócił twarz. Helikopterem mocno zakołysało. Płomienie odbijały się w szybach maszyny.

Impet wybuchu odrzucił Johna. Wysoka temperatura uniemożliwiała oddychanie. Wstrzymał więc oddech i przycisnął twarz do śniegu. Ziemia znowu zadrżała; zdawało się, że lada chwila małą wysepkę pochłonie morze.

Jedna z rakiet zaczęła powoli unosić się w górę. Za nią ruszyła druga. Doktor patrzył na nie bezsilny. Jednakże oba pociski opadły zaraz w dół, wprost w chmurę dymu i ognia. Przewracały się jedna po drugiej.

Języki ognia nadał muskały helikopter. Skostniałymi rękoma Rourke uchwycił się śmigłowca, który dziwnym trafem przez chwilę znalazł się tuż nad nim.