174928.fb2 Ostatni Deszcz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

Ostatni Deszcz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

ROZDZIAŁ XI

Stojąc na zboczu, Rourke mógł całkiem wyraźnie dostrzec pojedyncze elementy konstrukcji, której przeznaczenie nadal było dla niego nieznane. Przy ogrodzeniu z wysokiej siatki stały oparte na palach plastikowe płyty, stanowiące jak gdyby osłonę przeciwśnieżną. Dalej widniał czarny budynek, lub raczej bunkier. Dookoła niego ustawiono gigantyczne baterie, które, jak sądził, były zamkniętymi silosami rakietowymi.

Nie mylił się. Znajdowała się tam baza pocisków nuklearnych, z których dwanaście zostało już uzbrojonych.

Drzwi wejściowe do bunkra były otwarte. Padające ze środka żółte światło odbijało się od migocącego śniegu.

Przez chwilę obserwował z uwagą teren. W końcu ruszył wzdłuż zbocza, szukając jakiegoś w miarę wygodnego zejścia. Wreszcie znalazł je i ślizgając się zszedł na dół.

– Tu “Roger”. Helikoper, czy mnie słyszycie? Odbiór! Był to głos Jasona Darkwooda.

Rubenstein odłożył swój dziennik i podniósł hełmofon.

– Tu helikopter. Słyszę cię dobrze. Odbiór!

– Helikopter? Czy wszystko w porządku? Odbiór!

– Ze sztormem jakoś sobie radzimy, ale nie możemy wystartować z powodu bardzo silnego wiatru. Musieliśmy przymusowo lądować; mieliśmy drobną awarię. Teraz już wszystko w porządku. Mieliśmy też małą wizytę, więc nie czujemy się aż tak bardzo osamotnieni. Ośmiu gości. Daliśmy sobie z nimi radę. “Roger”, czy mnie słyszysz? Mów co u ciebie? Odbiór!

– Mieliśmy potyczkę z wrogiem, ale wszystko skończyło się szczęśliwie. Jak możemy wam pomóc? Odbiór!

– Utrzymujcie z nami łączność. Nie mam innych informacji. Odbiór!

– Tu Roger. Bez odbioru.

Paul ściągnął z głowy hełmofon. Spojrzał na zegarek, który dostał kiedyś w prezencie od Hammerschmidta. Doktor wciąż nie wracał.

Rourke, trzymając w prawej ręce M-16, podbiegł zygzakiem do siatki. Brama była otwarta. Mógł teraz dokładnie zobaczyć wyrzutnie pocisków, skierowane ukośnie w niewidoczne teraz niebo. Ich szczyty pokrywała warstwa lodu. Na ziemi obok nich leżały otwarte cylindry, niczym kokony, stanowiące niegdyś osłony wyrzutni. Im dłużej John przyglądał się temu urządzeniu, tym bardziej nikły jego wątpliwości. Pomimo silnej wichury wokół słychać było przenikliwy ryk syreny. Wejścia do kompleksu bunkrów były otwarte. Doktor stanął przed jednym z nich. Zawahał się. Wiedział, że dokądś one prowadzą. Najwyraźniej sowieccy żołnierze musieli się czegoś poważenie obawiać, aby w taką pogodę zaryzykować ucieczkę. Poza tym byli przecież śmiertelnie zmęczeni; to też o czymś świadczyło. Przypomniał mu się fragment z pamiętnika komandosa Specnazu, mówiący coś o mechanizmie destrukcyjnym i instalacji. Jakiej?

Wyrzutnie!

Puścił się biegiem w kierunku głównego wejścia do bunkru, wypełnionego żółtym światłem. Syrena wyła coraz głośniej. Tuż przed wejściem zahamował, wpadając w długi poślizg. M-16 przerzucił do lewej ręki, a prawą rozpinał zamek błyskawiczny kurtki, wyciągając z niej rewolwer Smith & Wesson. Z pistoletem maszynowym i magnum w rękach wpadł do środka.

Na podłodze leżały trupy trzech mężczyzn. Ich zszarzałe ciała pokrywały liczne rany. Zakrzepła krew, ściekając, tworzyła dziwaczne wzory na ich twarzach i dłoniach. Czwarta osoba siedziała na oświetlonym fotelu naprzeciwko pulpitu kontrolnego. Mężczyzna ten otrzymał postrzał w głowę. Nikogo poza nim nie było w pokoju. Rourke podszedł do pulpitu. Mechanizmy uruchamiające wyrzutnie zostały włączone. Nie było czasu na zamknięcie drzwi. Doktor oparł swój karabin o ścianę i ściągnął zwłoki komandosa z fotela. Na liczniku przed pulpitem kontrolnym położył magnum. Zsunął kaptur i rozluźnił szalik. Jego uszy i szyję ogarnął nagły chłód. Był zmęczony, czuł, że potrzebuje snu, lecz teraz musiał się spieszyć. W krótkim czasie zimno mogło spowodować znużenie i senność, ale pociski mogły zostać wystrzelone jeszcze szybciej. Wtedy byłoby po wszystkim.

Rourke zlustrował pulpit. Zdjął z dłoni arktyczne rękawice, pozostawiając jedwabne, w których mógł swobodnie operować instrumentami kontrolnymi.

“System destrukcyjny”. Co dokładnie oznaczały te słowa w sowieckim pamiętniku? Czyżby system ten miał odpalić rakiety? A może chodziło o to, że system ten zabije każdego, kto znajdzie się w pobliżu? John po prostu musiał to wiedzieć. Dokładnie studiował przyciski i pokrętła. Znajdował się tam również kwarcowy zegar. Czy służył on do odliczania przy samozniszczeniu bazy, czy przy odpalaniu rakiet? Pokazywał czas mierzony w minutach, sekundach oraz dziesiętnych i setnych częściach.

Doktor starał się ogarnąć sytuację. Zamierzone odpalenie rakiet, czy też wypadek, wynikły z niedoświadczenia personelu? Jeśli to mechanizm samozniszczenia, to, być może, mógłby on zniszczyć również urządzenia odpalające, zapobiegając tym samym wystrzeleniu rakiet. Czyżby główna sowiecka baza podwodna chciała je teraz wystrzelić? Przeciwko Mid-Wake? Czyż uderzenie tych pocisków nie zniszczyłoby otworu wulkanu, z którego oba miasta czerpały energię geotermiczną? Czy Sowieci rzeczywiście tego chcą?

Schował rewolwer do kabury, uklęknął pod pulpitem kontrolnym i zaczął rozkręcać pokrywę, zasłaniającą dostęp do głównych przewodów. Przeżegnał się. Wsunął się do środka konsoli i zaczął sprawdzać poszczególne kable.

Wystarczył jeden wybuch jądrowy, żeby zniszczyć delikatną powłokę ziemskiej atmosfery, a tutaj stało dwanaście rakiet!

Czy zostaną wystrzelone?