173810.fb2 Kana? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 38

Kana? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 38

36

Zanim wszedłem do mojej kawalerki w Dwóch X, zatrzymałem się przy recepcji i poinformowałem pana Guptę, nocnego portiera, że będę się wymeldowywał. Powiedział mi, że wynajmowałem to miejsce na całe tygodnie, toteż moja karta została już obciążona za ten tydzień. Odparłem, że nie ma problemu, i tak wyjeżdżam. Dodałem, że pozbieram rzeczy i zostawię klucz na stole jadalnym. Już miałem wyjść, ale zawahałem się i zapytałem go o moją sąsiadkę, Jane.

– Tak, ona też wyjechała. Z nią to samo.

– To znaczy? Co to samo?

– Kasujemy ją za tydzień, a ona nie zostaje tygodnia.

– Słuchaj, a mogę zapytać, jak ona miała na nazwisko? Nigdy mi nie powiedziała.

– Jane Davis. Podobała ci się?

– Tak, była ładna. Gadaliśmy sobie przez balkon. Nie zdążyłem się pożegnać. Nie zostawiła adresu do przesyłania poczty czy czegoś takiego, prawda?

Gupta uśmiechnął się na sam pomysł. Jak na osobę o tak ciemnej skórze, miał bardzo różowe dziąsła.

– Nie ma adresu. Do niej nie ma.

Skinięciem głowy podziękowałem za informacje. Opuściłem recepcję, wszedłem na piętro i ruszyłem korytarzem do pokoju.

Spakowanie się zajęło mi niecałe pięć minut. Miałem kilka par koszul i spodni na wieszakach. Potem wyjąłem z szafy ten sam karton, w którym wszystko tu przywiozłem, i wypełniłem go pozostałymi rzeczami, dorzucając parę zabawek, które trzymałem tu dla Maddie. Buddy Lockridge dobrze trafił, nazywając mnie Harrym Walizą. Chociaż jeszcze trafniej byłoby – Harry Karton od Piwa.

\

Przed wyjściem zajrzałem jeszcze do lodówki i zauważyłem, że została jedna butelka piwa. Wyjąłem ją i otworzyłem. Zdecydowałem, że jedno na drogę mi nie zaszkodzi. Zdarzało mi się kiedyś jeździć w gorszym stanie. Zastanowiłem się nad kolejną kanapką z serem, ale zrezygnowałem, kiedy przypomniałem sobie nawyk Backusa, który w kantynie w Quantico codziennie jadał grzankę z serem. Wyszedłem z piwem na balkon, by po raz ostatni popatrzeć na samoloty milionerów. Wieczór był chłodny i pogodny. Błękitne światła na odległym pasie migotały jak szafiry.

Dwa czarne odrzutowce znikły, ich właściciele widocznie szybko przegrali albo wygrali. Wielki gulfstream stał na swoim miejscu, z czerwonymi kołpakami ochronnymi na wlotach silników. Zatrzymał się tu na dłużej. Zastanawiałem się, co samoloty mają wspólnego z pobytem Jane Davis w Dwóch X.

Zerknąłem na jej pusty balkon. Na balustradzie stała popielniczka, widziałem, że wciąż jest pełna wypalonych do połowy papierosów. Kawalerka mojej sąsiadki jeszcze nie została sprzątnięta.

To nasunęło mi pewien pomysł. Rozejrzałem się wokół, spojrzałem w dół na parking. Ani śladu człowieka, ani ruchu, jeśli nie liczyć ulicy, na której auta zatrzymały się na czerwonym świetle. Na parkingu nie zauważyłem ani nocnego ochroniarza, ani nikogo innego. Szybko wspiąłem się na balustradę i już miałem przeleżę na sąsiedni balkon, gdy usłyszałem pukanie. Pospiesznie zeskoczyłem z powrotem, wszedłem do środka i otworzyłem drzwi.

Była to Rachel Walling.

– Rachel? Cześć. Coś się stało?

– Nie, nic, czego nie uleczyłoby złapanie Backusa. Mogę wejść?

– No pewnie.

Cofnąłem się, by ją wpuścić. Zauważyła pudło ze spakowanymi rzeczami.

– Jak tam poszło, kiedy wróciłaś do miasta? – spytałem.

– Dostałam opieprz od agenta prowadzącego sprawę, jak zwykle.

– Zwaliłaś wszystko na mnie?

– Tak jak ustaliliśmy. Wściekał się i klął, ale co miał zrobić? Nie chcę teraz o nim gadać.

– No to o czym?

– Masz może jeszcze jedno takie?

Chodziło jej o piwo.

– No nie bardzo. Miałem zamiar dopić to i jechać.

– To cieszę się, że cię jeszcze złapałam.

– Chcesz trochę? Przyniosę ci szklankę.

– Powiedziałeś, że są podejrzane.

– No ale przecież mogę umyć…

Sięgnęła po butelkę i pociągnęła z niej. Podała mi ją z powrotem, patrząc mi w oczy. Potem odwróciła się i wskazała na karton.

– Czyli wyjeżdżasz.

– Tak, na jakiś czas z powrotem do LA.

– Pewnie będziesz tęsknić za córką.

– Bardzo.

– Będziesz ją odwiedzał?

– Kiedy tylko znajdę czas.

– To miło. Coś jeszcze?

– Co masz na myśli? – zapytałem, choć wiedziałem, o co jej chodzi.

– Będziesz tu wracać do czegoś jeszcze?

– Nie, tylko do niej.

Staliśmy tak i patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę. Wyciągnąłem do niej piwo, ale ona podeszła do mnie nie po piwo. Pocałowała mnie w usta. Błyskawicznie się objęliśmy.

Wiedziałem, że to dzisiejsze wypadki w przyczepie, fakt, że omal nie zginęliśmy na pustyni, kazały nam tak przyciskać się do siebie i przesuwać w stronę łóżka, kazały mi odstawić piwo na stolik, żebym mógł użyć obu rąk przy zdzieraniu z niej ubrania.

Padliśmy na łóżko i kochaliśmy się jak cudem ocaleni. Trwało to krótko, było nawet dość brutalne – i to z obu stron. Lecz zaspokajało w nas obojgu jakiś pierwotny popęd, by zwalczyć śmierć życiem.

Kiedy skończyliśmy, leżeliśmy spleceni na kołdrze, ona na wierzchu, moje zaciśnięte dłonie wciąż były wplątane w jej włosy.

Sięgnęła po piwo, ale je wywróciła i większość tego, co zostało, rozlała się po stoliku i podłodze.

– No to kaucja za pokój mi przepadła – powiedziałem.

W butelce zostało tyle, by mogła pociągnąć łyk i mi ją podać.

– To za dzisiaj – powiedziała, kiedy piłem. Dałem jej resztę.

– To znaczy?

– Po tym, co się tam stało, musieliśmy to zrobić.

– Tak.

– Seks gladiatorów. Po to tu przyszłam. Żeby cię złapać.

Uśmiechnąłem się, bo przypomniałem sobie kawał o gladiatorze ze starego filmu, który lubiłem. Ale nie powiedziałem jej tego – pewnie pomyślała, że mój uśmiech wywołały jej słowa. Pochyliła się i położyła mi głowę na piersi. Ująłem ją za włosy, tym razem delikatniej, i przyjrzałem się osmalonym końcówkom. Potem przesunąłem dłonie niżej i pogładziłem ją po plecach, myśląc, że ta delikatność jest dość dziwna, skoro moment temu byliśmy gladiatorami.

– Pewnie nie interesowałoby cię otworzenie filii swojej firmy detektywistycznej w Dakocie Południowej, co?

Uśmiechnąłem się.

– A może w Północnej? – zapytała. – Może i tam wrócę.

– Żeby mieć filię, trzeba najpierw mieć firmę.

Uderzyła mnie lekko w pierś.

– Nie wydaje mi się.

Przesunąłem się, tak że wyszedłem z niej. Jęknęła, ale pozostała na górze.

– Czyli mam wstawać, ubierać się i iść?

– Nie, Rachel. W żadnym razie.

Popatrzyłem nad jej ramieniem – drzwi nie były zamknięte na klucz. Wyobraziłem sobie pana Guptę, jak przychodzi tu, żeby sprawdzić, czy już wyjechałem, i w rzekomo pustym pokoju zastaje na łóżku dwugłowego potwora. Uśmiechnąłem się. Nie obchodziło mnie to.

Podniosła głowę i popatrzyła na mnie.

– Co tam?

– Nic. Zostawiliśmy otwarte drzwi. Ktoś mógł wejść.

– Ty zostawiłeś. To twój pokój.

Pocałowałem ją, zauważając, że nie zrobiłem tego przez cały czas, kiedy się kochaliśmy. Kolejna dziwna rzecz.

– Wiesz co, Bosch?

– No?

– Dobry jesteś w te klocki.

Uśmiechnąłem się i podziękowałem. Kobieta może zagrać tą kartą, kiedy tylko zechce, i zawsze otrzyma tę samą odpowiedź.

– Naprawdę.

Żeby podkreślić te słowa, wbiła mi paznokcie w pierś. Przytrzymałem ją lekko jedną ręką i przetoczyliśmy się. Domyślałem się, że jestem starszy od niej z dziesięć lat, ale nie martwiło mnie to. Znów ją pocałowałem i wstałem, zebrałem rzeczy z podłogi i podszedłem do drzwi, by je zamknąć.

– Chyba jest tam ostatni czysty ręcznik – powiedziałem. – Możesz go użyć.

Nalegała, żebym pierwszy poszedł pod prysznic. Więc tak zrobiłem. A potem, kiedy się myła, wyszedłem z pokoju i poszedłem do sklepiku po jeszcze dwa piwa. Na tym chciałem poprzestać, bo miałem zaraz jechać i nie chciałem, żeby alkohol spowalniał moje reakcje. Siedziałem przy stole jadalnym, kiedy wyszła z łazienki w pełni ubrana i uśmiechnęła się, widząc dwie pełne butelki.

– Wiedziałam, że na coś się przydasz. Usiadła, stuknęliśmy się butelkami.

– Za seks gladiatorów – zaproponowałem toast.

Wypiliśmy i milczeliśmy przez chwilę. Próbowałem ustalić, co ta ostatnia godzina oznacza dla mnie – i dla nas.

– O czym myślisz? – zapytała.

– O tym, jak by to się mogło skomplikować.

– Nie musi. Po prostu zobaczymy, co będzie.

To mi brzmiało inaczej niż zaproszenie do przeprowadzki do Dakoty.

– No dobra.

– Lepiej już pójdę.

– Dokąd?

– Chyba z powrotem do biura terenowego. Zobaczę, co się tam dzieje.

– Może wiesz, co się stało po wybuchu z tą beczką ze spalonymi rzeczami? Zapomniałem się za nią rozejrzeć.

– Nie wiem, a czemu pytasz?

– Przedtem do niej zajrzałem. Dosłownie na chwilę. Wyglądało, że palił w niej karty kredytowe, może i dokumenty.

– Ofiar?

– Pewnie tak. Palił w niej też książki.

– Książki? Skąd ci to przyszło do głowy?

– Nie wiem, ale to dziwne. W przyczepie było pełno książek. Niektóre spalił, a niektóre nie. Trochę dziwne.

– Wiesz, jeśli cokolwiek z beczki zostało, ekipa dotrze do tego. Czemu nie wspomniałeś o tym wcześniej, kiedy byłeś przesłuchiwany?

– Bo dzwoniło mi w głowie i jakoś tak zapomniałem.

– Utrata pamięci krótkotrwałej spowodowana wstrząsem mózgu.

– Nie miałem wstrząsu mózgu.

– Chodziło mi o wstrząs od fali uderzeniowej. Poznałeś, jakie to książki?

– Nie bardzo. Nie miałem kiedy. Jedną tylko wyciągnąłem, bo nie całkiem się spaliła. To chyba były wiersze.

Popatrzyła na mnie, skinąłem głową, lecz nic już nie dodałem.

– Ale nie rozumiem, po co palił te książki. Zaminował całą przyczepę, a jeszcze poświęcił czas, żeby wsadzić parę książek do beczki i spalić. Zupełnie jakby…

Urwałem i próbowałem poskładać to wszystko.

– Zupełnie jakby co, Harry?

– Nie mam pojęcia. Jakby nie chciał tego zostawiać przypadkowi. Chciał mieć pewność, że te książki ulegną zniszczeniu.

– Zakładasz, że jedno i drugie ma związek. Kto wie, może te książki spalił pół roku temu albo coś koło tego. Nie możemy łączyć tych dwóch rzeczy.

Potaknąłem. Miała rację, ale fakt ten nadal mnie dręczył.

– Ta książka leżała prawie na wierzchu – powiedziałem. – To była ostatnia rzecz palona w tej beczce. Był w niej też paragon. Na wpół spalony. Ale może uda im się go odczytać.

– Dowiem się, jak wrócę. Ale nie przypominam sobie, żebym po wybuchu widziała jeszcze tę beczkę.

Wzruszyłem ramionami.

– Ja też nie.

Wstała, ja również.

– Jeszcze jedno – odezwałem się, sięgając do wewnętrznej kieszeni kurtki. Wyciągnąłem stamtąd zdjęcie i podałem jej.

– Pewnie chwyciłem je, gdy byłem w przyczepie, i potem zapomniałem. Znalazłem je w kieszeni.

Było to zdjęcie, które wziąłem z drukarki. Piętrowy dom ze starym mężczyzną stojącym obok auta kombi.

– Znakomicie, Harry. Jak ja się z tego wytłumaczę?

– Nie wiem, ale myślałem, że może będziesz chciała namierzyć ten dom albo tego faceta.

– A jaki ma to teraz sens?

– Oj, Rachel, dobrze wiesz, że to jeszcze nie koniec.

– Właśnie, że nie wiem.

Martwiło mnie, że nie chce ze mną na ten temat rozmawiać po tym, jak parę minut temu byliśmy tak blisko.

– No dobra.

Podniosłem karton i ubrania wiszące na wieszakach.

– Harry, zaczekaj. Chcesz to po prostu tak zostawić? Co masz na myśli, mówiąc, że to nie koniec?

– Oboje wiemy, że to nie były zwłoki Backusa. Jeśli ciebie i Biura to nie obchodzi, nie ma sprawy. Ale nie wciskaj mi kitu. Nie po tym, przez co dzisiaj przeszliśmy, nie po tym, co przed chwilą robiliśmy. Ustąpiła.

– Harry, słuchaj, ja nie mam na to wpływu, wiesz? Teraz czekamy, aż laboratorium coś nam przekaże. Oficjalne stanowisko Biura pewnie nie zostanie ujawnione do jutra, kiedy dyrektor zwoła konferencję prasową.

– Mam gdzieś oficjalne stanowisko Biura. Rozmawiam z tobą.

– Harry, co mam ci powiedzieć?

– Masz mi powiedzieć, że chcesz dorwać tego gościa niezależnie od tego, co jutro powie dyrektor.

Ruszyłem do drzwi, a ona za mną. Wyszliśmy z mieszkania, zatrzasnęła je.

– Gdzie masz samochód? – zapytałem. – Odprowadzę cię.

Wskazała. Zeszliśmy schodkami i podeszliśmy do auta stojącego nieopodal recepcji. Otworzywszy drzwi, odwróciła się twarzą do mnie.

– Chcę dorwać tego gościa – powiedziała. – Bardziej, niż ci się wydaje.

– No to dobrze. Będziemy w kontakcie.

– A ty, co będziesz robił?

– Na razie nie wiem. Jak będę wiedział, to cię poinformuję.

– Okay. Do zobaczenia, Bosch.

– Do widzenia, Rachel.

Pocałowała mnie i wsiadła do samochodu. Ja podszedłem do swojego, pochylając się w przejściu pomiędzy dwoma budynkami motelu. Byłem przekonany, że jeszcze spotkam Rachel Walling.