173810.fb2 Kana? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 30

Kana? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 30

28

Śmierdziało tu strasznie, ale Backus wiedział, że da się przeżyć. Najbardziej obrzydliwe były muchy. Roiło się od nich, żywych i martwych. Roznosiły zarazki, choroby i brud. Kiedy kulił się pod kocem z podciągniętymi kolanami, słyszał, jak brzęczą w ciemności, latają po omacku, uderzają ze stukiem w siatki i ściany. Były wszędzie. Zdał sobie sprawę, że powinien przewidzieć, iż się pojawią, iż są częścią jego planu.

Próbował nie słyszeć tego brzęczenia. Usiłował myśleć i skupić się na planie. To był jego ostatni dzień tutaj. Czas się ruszyć. Czas im pokazać. Żałował, że nie może zostać i obserwować, być świadkiem tych zdarzeń. Wiedział jednak, że ma jeszcze sporo do zrobienia.

Przestał oddychać. Czuł je teraz. Muchy znalazły go i łaziły po kocu, szukały sposobu, by się do niego dostać. Dał im życie, a one teraz chciały się do niego dobrać, zjeść go.

Zaczął się głośno śmiać pod kocem. Muchy się spłoszyły. Zauważył, że wcale się od nich nie różni – on też zwrócił się przeciwko dawcy życia. Zaśmiał się znów i poczuł, że coś utknęło mu w gardle.

– Aaaach!

Skręcił się. Zakaszlał. Próbował się tego pozbyć. Mucha. Mucha wlazła mu do gardła.

Zerwał się i omal nie wywrócił. Pobiegł ku drzwiom i wypadł na zewnątrz, w noc. Wsadził palec do gardła, aż wszystko podeszło mu do góry. Opadł na kolana i dławiąc się, wypluł to. Potem wyciągnął z kieszeni latarkę i obejrzał wymiociny w świetle. Wśród zielonkawożółtej brei zobaczył muchę. Wciąż żyła, skrzydła i nogi miała oblepione treścią jego żołądka.

Backus wstał. Rozdeptał muchę i pokiwał głową. Wytarł podeszwę buta o czerwoną ziemię. Popatrzył na kontur skały wznoszącej się sto stóp ponad niego. O tej porze zasłaniała księżyc. Ale to dobrze. Gwiazdy są dzięki temu jaśniejsze.