173810.fb2 Kana? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 29

Kana? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 29

27

O 20.30 zastukałem do drzwi domu Eleanor Wish. Otworzyła mi kobieta z Salwadoru, która mieszkała tam i opiekowała się moją córką. Marisol, o miłej, choć zmęczonej twarzy, była po pięćdziesiątce, choć wyglądała na sporo więcej. Historia o tym, jak przeżyła, była przerażająca i zawsze kiedy sobie ją przypomniałem, swoją przeszłość uznawałem za całkiem szczęśliwą. Była dla mnie miła od pierwszego dnia, kiedy niespodziewanie pojawiłem się w tym domu i odkryłem, że mam córkę. Nigdy nie widziała we mnie zagrożenia, zawsze zachowywała się serdecznie i szanowała moją pozycję – ojca i osoby z zewnątrz. Cofnęła się i wpuściła mnie.

– Już ona śpi – powiedziała.

Uniosłem teczkę, którą trzymałem w ręku.

– To dobrze. Mam trochę pracy. Chcę tylko chwilę z nią posiedzieć. Co tam u ciebie, Marisol?

– U mnie dobrze.

– Eleanor wyszła do kasyna?

– Tak, wyszła.

– A jak się sprawowała Maddie wieczorem?

– Maddie grzeczna dziewczynka. Bawi się.

Marisol zawsze używała niewielu słów. Próbowałem już rozmawiać z nią po hiszpańsku, bo myślałem, że mówi tak niewiele z uwagi na nieznajomość angielskiego. Ale i w ojczystym języku powiedziała niewiele więcej – wolała ograniczyć meldunki o życiu mej córki do minimum słów, obojętnie, w jakim języku mówiła.

– Dobrze, dziękuję – powiedziałem. – Jak chcesz pójść spać, to ja później sam wyjdę. Zamknę za sobą drzwi.

Nie miałem klucza, ale drzwi frontowe zatrzaskiwały się po zamknięciu.

– Tak, dobrze.

Skinąłem głową i poszedłem przez hol na lewo. Wszedłem do pokoju Maddie i zamknąłem drzwi. Do gniazdka na przeciwległej ścianie podłączono małą lampkę, oświetlającą pokój na niebiesko. Podszedłem do boku łóżka i zapaliłem lampkę nocną na stoliku. Wiedziałem z doświadczenia, że małej to nie przeszkodzi. Sen mojej pięciolatki był tak głęboki, że mogłaby chyba przespać mecz Lakersów w telewizji albo pięciostopniowe trzęsienie ziemi.

W świetle ukazała się burza zmierzwionych ciemnych włosów na poduszce. Jej twarz była odwrócona ode mnie. Odgarnąłem loki, nachyliłem się i pocałowałem ją w policzek. Zbliżyłem ucho do ust córki. Nasłuchiwałem oddechu i doczekałem się. Opuściła mnie drobna, chwilowa obawa.

Podszedłem do biurka i wyłączyłem elektroniczną niańkę, której odbiornik znajdował się w pokoju telewizyjnym albo sypialni Marisol. Teraz ja tu byłem.

Maddie spała w „dorosłym” łóżku, nakrytym kapą zadrukowaną wszelkiej maści kotami. Jej drobne ciało zajmowało tak niewiele miejsca, że mogłem oprzeć o wezgłowie drugą poduszkę i położyć się obok. Wsunąłem dłoń pod kołdrę i delikatnie dotknąłem jej pleców. Czekałem w bezruchu, aż poczuję, jak oddycha. Drugą ręką otworzyłem dossier Poety i zacząłem czytać.

Z większością zawartości zapoznałem się już w restauracji. Był to portret psychologiczny podejrzanego sporządzony w części przez Rachel Walling, a także raporty śledcze i zdjęcia z miejsc zbrodni, zgromadzone, kiedy toczyło się śledztwo i Biuro ścigało po kraju Poetę. To działo się osiem lat temu, kiedy zabił ośmiu detektywów zajmujących się zabójstwami, przemieszczając się ze wschodu na zachód, zanim jego podróż skończyła się w Los Angeles.

Teraz, z córką śpiącą u mego boku, zacząłem od raportów, które spisano, gdy już wyszło na jaw, że podejrzanym jest agent specjalny FBI, Robert Backus. Kiedy został postrzelony przez Rachel Walling i zniknął.

Miałem tu także sprawozdanie z sekcji ciała znalezionego przez inspektora Wodociągów i Elektryczności w tunelu burzowym pod kanionem Laurel. Zwłoki znaleziono niemal trzy miesiące po postrzeleniu Backusa, który potem wypadł przez okno domu stojącego na wspornikach na skarpie nieopodal kanionu i rozpłynął się w mroku i zaroślach poniżej. Przy ciele znaleziono dokumenty FBI i odznakę należącą do Backusa. Ubranie, w stanie rozkładu, też należało do niego – garnitur, który uszył na miarę w Mediolanie, kiedy został tam wysłany na konsultacje w sprawie seryjnego mordercy.

Identyfikacja kryminologiczna ciała nie przyniosła jednak rozstrzygnięcia. Zwłoki znajdowały się w stanie silnego rozkładu, co uniemożliwiało analizę daktyloskopijną. Nawet brakowało niektórych części ciała, z początku założono więc, że rozwlekły je szczury i inne zwierzęta żerujące w tunelach. Brakowało całej żuchwy i górnego mostka, co nie pozwalało porównać zębów z kartą stomatologiczną Backusa.

Przyczyny śmierci również nie udało się ustalić, mimo że w górnej części tułowia znaleziono otwór wlotowy kuli – tam gdzie według zeznań Rachel Walling trafiła jej kula – i złamane żebro, prawdopodobnie od uderzenia pocisku. Nie znaleziono jednak żadnych szczątków pocisku, co sugerowało, że przeszedł na wylot, i uniemożliwiało weryfikację, czy pochodził z pistoletu Walling.

Nigdy nie wykonano też analizy porównawczej DNA. Po strzelaninie, kiedy uważano, że zbiegły Backus wciąż żyje, agenci przeczesali jego dom i biuro. Szukali dowodów zbrodni, które popełnił, i wskazówek co do motywu. Nie przewidzieli możliwości, że któregoś dnia będą chcieli zidentyfikować jego rozkładające się szczątki. Popełniono błąd, który mścił się na śledztwie, a później naraził FBI na oskarżenia o bezprawne tuszowanie sprawy – nie zebrano żadnych próbek DNA – ani włosów i naskórka spod prysznica, ani śliny ze szczotki do zębów, ani obciętych paznokci z koszy na śmieci, ani łupieżu czy włosów z oparcia fotela. A trzy miesiące później, kiedy w kanale burzowym znaleziono ciało, było już za późno. Wszystkie próbki przestały już istnieć. Budynek, w którym Backus miał mieszkanie, w tajemniczych okolicznościach spalił się do fundamentów trzy tygodnie po skończeniu badania go przez federalnych. A jego gabinet w FBI został przejęty, całkowicie wyremontowany i przemeblowany przez Randala Alperta, który zajął jego miejsce w Wydziale Badań Behawioralnych.

Poszukiwania próbki krwi Backusa również się nie udały, znów kompromitując Biuro. Kiedy agentka Walling postrzeliła Backusa w domu w Los Angeles, na podłogę spadło kilka kropel krwi. Zebrano je, ale potem w laboratorium w Los Angeles przypadkowo uległy zniszczeniu w trakcie utylizacji odpadów medycznych.

Równie bezowocnie szukano śladów krwi, którą pobrano Backusowi podczas badań lekarskich albo którą oddał do banku krwi. Dzięki własnemu sprytowi, szczęściu i biurokratycznemu niedbalstwu Backus zniknął, nie zostawiając za sobą żadnych śladów.

Oficjalnie poszukiwania zakończyły się wraz z odkryciem zwłok w kanale. Mimo że nigdy nie dokonano identyfikacji ciała, dokumenty, odznaka i włoski garnitur wystarczyły, żeby szefostwo Biura ekspresowo ogłosiło zamknięcie szeroko dyskutowanej w mediach sprawy, która poważnie zaszkodziła i tak już nadwerężonej opinii Biura.

Tymczasem po cichu toczyła się analiza tła psychologicznego agenta-zabójcy. Właśnie czytałem te meldunki. Prowadził ją Wydział Badań Behawioralnych – ten sam, gdzie pracował przedtem Backus – i skupiał się chyba bardziej na tym, dlaczego zrobił to, co zrobił, niż na pytaniu, jak mu się udało to zrobić pod samym nosem najlepszych ekspertów od zabójstw. Ten kierunek śledztwa zapewne wybrano w celach obronnych. Patrzyli na sprawcę, nie na własną organizację. Teczka aż puchła od raportów dotyczących wychowania, dorastania i wykształcenia agenta Backusa. Pomimo wielu ładnie spisanych spostrzeżeń, spekulacji i podsumowań treści w tym było niewiele. Zaledwie parę nitek wyprutych z osnowy jego osobowości. Backus pozostawał tajemnicą, tak samo jak jego zaburzenia. Nie umieli go rozgryźć najbystrzejsi i najlepsi ludzie.

Przejrzałem te nitki. Jego ojciec był perfekcjonistą – ni mniej, ni więcej tylko wyróżnianym agentem FBI – matki zaś Backus nigdy nie znał. Ojciec podobno znęcał się fizycznie nad synem, zapewne obwiniając go o to, że matka ich zostawiła, i surowo karał za przewinienia, takie jak moczenie nocne czy drażnienie zwierząt sąsiadów. Dawny kolega z siódmej klasy zeznał, że Robert Backus kiedyś wyjawił, że jak był mały, ojciec karał go za zmoczenie łóżka, przykuwając kajdankami do wieszaka na ręczniki w kabinie prysznicowej. Inny dawny kolega z klasy powiedział, że Backus kiedyś twierdził, że śpi z poduszką i kołdrą w wannie, bo boi się kary za zmoczenie łóżka. Sąsiad z tamtych czasów mówił, że podejrzewało się go o zabicie ich jamnika, który został przecięty na pół i porzucony na pustej parceli.

Jako dorosły, Backus wykazywał zachowania obsesyjno-kom-pulsywne. Miał fiksację na punkcie czystości i porządku. Wiele takich zeznań pochodziło od kolegów agentów z behawioralnego. W jednostce dobrze znane były jego wielominutowe spóźnienia na spotkania, bo był w łazience i mył ręce. Nikt nigdy nie widział, żeby w bufecie w Quantico jadł na lunch coś innego niż grzankę z serem. Codziennie grzanka z serem. Oprócz tego wciąż żuł gumę i bardzo się starał, żeby nigdy nie skończył mu się zapas ulubionej Juicy Fruit. Jeden agent opisał to żucie gumy jako „odmierzone” – według niego Backus liczył, ile razy przeżuł dany listek gumy, a kiedy dochodził do jakiejś liczby, wyrzucał gumę i rozpakowywał nową.

Był tu także raport z przesłuchania dawnej narzeczonej. Powiedziała agentowi, że Backus kazał jej często i dokładnie brać prysznic, zwłaszcza przed seksem i po. Kiedy przed ślubem rozglądali się za domem, powiedział, że chciałby mieć własną sypialnię i łazienkę. Odwołała ślub i zerwała z nim, kiedy pewnego razu nazwał ją fleją, bo zrzuciła z nóg szpilki we własnym salonie.

Wszystkie te raporty ukazywały jedynie niewielki fragment jego zwichrowanej psychiki. Nie dawały żadnych wskazówek. Osobliwe nawyki w sumie nie tłumaczyły, dlaczego zaczął zabijać ludzi. Tysiące osób cierpi na łagodne bądź ostre formy zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Na liście ich dziwnych zachowań nie znajdziemy zabijania. Tysiące osób było maltretowanych jako dzieci. Nie wszyscy sami zaczynają maltretować.

McCaleb miał znacznie mniej raportów o pojawieniu się Poety – Backusa – cztery lata później w Amsterdamie. W teczce był tylko dziewięciostronicowy meldunek, streszczający okoliczności zabójstw i znalezione ślady kryminologiczne. Wcześniej tylko go przekartkowałem, teraz jednak przeczytałem dokładnie i zauważyłem, że niektóre aspekty pasują do mojej teorii z miastem Clear.

Pięć wykrytych w Amsterdamie ofiar stanowili samotni turyści. Osoby o tym samym profilu co ofiary zakopane w Zzyzx, z wyjątkiem jednego mężczyzny, który był w Vegas z żoną, ale nie przebywał razem z nią – ona poszła do hotelowego salonu odnowy biologicznej. W Amsterdamie miejscem, gdzie ostatnio widziano owych mężczyzn, była dzielnica Rosse Buurt, gdzie prostytutki w wyzywających strojach, w małych pokojach za oświetlonymi neonami wystawami oferują swe wdzięki przechodniom. Dwukrotnie holenderscy śledczy znaleźli prostytutki, które zeznały, że były z ofiarami w poprzednią noc – zanim ich ciała znaleziono w rzece Amstel.

Choć zwłoki wypływały w różnych punktach Amstel, raport mówił, że prawdopodobnie wszystkie zostały wrzucone do rzeki w jednym miejscu – w pobliżu Six House. Był to gmach należący do rodziny, która odegrała ważną rolę w historii miasta. To mnie zaciekawiło, trochę dlatego, że Six House i Zzyzx brzmiały mi nieco podobnie. Ale także z powodu pytania: czy zabójca wybrał ten budynek przypadkowo, czy może próbował zagrać na nosie władzom, wybierając budynek, który je symbolizuje?

Holenderska policja nie posunęła się dalej ze śledztwem. Nigdy nie ustalili mechanizmu, w jaki zabójca zbliżał się do ofiar, obezwładniał je i zabijał. Backus nigdy nawet nie błysnąłby im na radarze, gdyby nie zechciał, by go zauważyli. Wysłał do policji parę listów, w których prosił o wezwanie Rachel Walling – i dzięki nim go zidentyfikowano. Owe listy, według raportu, zawierały informacje o ofiarach i morderstwach, które mógł znać tylko zabójca. W jednym z listów był paszport ostatniej ofiary.

Dla mnie powiązanie pomiędzy Rossę Buurt w Amsterdamie i Clear w Nevadzie było oczywiste. W jednym i drugim legalnie płacono za seks. Co istotniejsze, w obydwa te miejsca mężczyźni jeżdżą, nic nikomu nie mówiąc, a nawet pilnują się po drodze, by nie zostawić śladów. Dzięki temu są w pewnym sensie idealnym celem dla zabójcy, idealnymi ofiarami. Zapewnia to mordercy większe bezpieczeństwo.

Skończyłem czytanie teczki Poety i zacząłem jeszcze raz w nadziei, że coś przeoczyłem, może zaledwie jeden szczegół, który pozwoli wyostrzyć cały obraz. Czasem tak się zdarza. Pominięty lub niezrozumiany detal staje się kluczem do całej zagadki.

Ale i za drugim razem nic nie znalazłem, po chwili raporty wydały mi się nudne i opisujące w kółko to samo. Zmęczyłem się, przed oczyma stawał mi obraz dzieciaka przykutego do prysznica. Wciąż wyobrażałem to sobie, współczułem dziecku i złościłem się na ojca, który to robił, i na matkę, której nigdy to nie obchodziło.

Czy to oznacza, że współczuję mordercy? Chyba nie. Backus wziął na siebie swe tortury, przetworzył je w coś innego i zwrócił przeciwko światu. Rozumiałem ten proces i współczułem dziecku, którym niegdyś był. Ale do dorosłego Backusa nie czułem nic – chciałem tylko za wszelką cenę go wytropić i zmusić, by zapłacił za wszystkie swoje czyny.