173810.fb2
Rachel została sama w sali konferencyjnej. Początkowy wstrząs ustąpił miejsca przypływowi poczucia winy, nadchodzącemu niespodziewanie, jak fala od rufy. Terry McCaleb próbował się przez te lata z nią kontaktować. Dostawała wiadomości, ale nigdy nie odpowiadała. Kiedy był w szpitalu, na rekonwalescencji po przeszczepie, wysłała mu kartkę i liścik. To było pięć czy sześć lat temu, nie mogła sobie przypomnieć. Pamiętała natomiast, że specjalnie nie napisała na kopercie prywatnego adresu zwrotnego. Wtedy powiedziała sobie, że to dlatego, iż nie zamierza zbyt długo siedzieć w Minot. Ale dobrze wiedziała i wie teraz, że po prostu nie chciała mieć z nim kontaktu. Nie chciała słuchać pytań dotyczących decyzji, które podjęła. Pragnęła się odciąć od przeszłości.
A teraz nie trzeba się już przejmować, kontakt już nigdy nie zostanie nawiązany.
Otworzyły się drzwi, do środka zajrzała Cherie Dei.
– Rachel, chcesz wody?
– Chętnie. Dziękuję.
– Chusteczki?
– Nie, nie trzeba. Nie płaczę.
– Zaraz wrócę.
Dei zamknęła drzwi.
– Nie płaczę – powtórzyła Rachel.
Oparła się łokciami o stół i ukryła twarz w dłoniach. W ciemności ujrzała wspomnienie. Ona i Terry przy jednej sprawie. Nie byli partnerami, ale Backus przydzielił do niej ich oboje. Była to analiza miejsca zbrodni. Strasznego miejsca. Matka i córka, związane i wrzucone do wody; dziewczynka tak mocno ściskała krucyfiks, że odbił jej się na dłoni. Kiedy znaleziono ciała, wciąż miała ten znak. Terry pracował nad zdjęciami, Rachel poszła do bufetu po kawę. Kiedy wróciła, było widać, że płakał. To wtedy dowiedziała się, że jest empatą, tym samym gatunkiem co ona.
Dei wróciła do sali i postawiła przed nią butelkę wody źródlanej i plastikowy kubek.
– Wszystko w porządku?
– Tak. Dzięki za wodę.
– To był dla mnie szok. Tak naprawdę go nie znałam, ale kiedy ta wiadomość się rozeszła, po prostu mnie powaliło.
Rachel tylko kiwnęła głową. Nie chciała o tym rozmawiać. Zadzwonił głośnomówiący telefon; Rachel pierwsza odebrała. Zamiast wciskać guzik telekonferencji, podniosła słuchawkę. W ten sposób będzie mogła na początek porozmawiać dyskretnie z Doran; przynajmniej to, co tamta mówi, nie zostanie usłyszane.
– Brass?
– Cześć, Rachel. Słuchaj, tak mi przykro, że cię nie…
– W porządku. Nie masz obowiązku zawiadamiać mnie o wszystkim.
– No tak, ale o tym powinnam ci powiedzieć.
– Pewnie informacja była w którymś z biuletynów i po prostu ją przeoczyłam. Tylko dziwnie się poczułam, dowiadując się o tym w ten sposób.
– Wiem. Przepraszam.
– Byłaś na pogrzebie?
– Na ceremonii, tak. Tam na wyspie, gdzie mieszkał. Na Catalinie. Było naprawdę pięknie. I smutno.
– Wielu agentów przyjechało?
– Niedużo. Trochę trudno się tam dostać. Trzeba płynąć promem. Ale kilku było, poza tym paru gliniarzy, rodzina i przyjaciele. No i Clint Eastwood. Zdaje się, że przyleciał własnym helikopterem.
Drzwi się otworzyły, wszedł Alpert. Wyglądał na odświeżonego, jakby przez całą przerwę oddychał czystym tlenem. Za nim weszli dwaj pozostali agenci, Zigo i Gunning. Usiedli.
– Możemy zaczynać – rzekła Rachel do Doran. – Muszę cię dać na ekran.
– Dobra, Rachel. Później pogadamy.
Rachel przekazała telefon Alpertowi, który włączył telekonferencję. Doran pojawiła się na ekranie, jeszcze bardziej zmęczona niż przedtem.
– Okay – powiedział Alpert. – Możemy?
Nikt się nie odezwał, toteż kontynuował.
– No dobra, co oznaczają te odciski na łodzi?
– Oznaczają, że musimy się dowiedzieć, kiedy i dlaczego McCaleb pojechał na pustynię przed śmiercią – odparła Dei.
– To znaczy także, że musimy pojechać do LA i przyjrzeć się okolicznościom jego śmierci – dodał Gunning. – Żeby mieć pewność, że ten atak serca to naprawdę był atak serca.
– Zgadzam się, ale jest pewien problem – wtrąciła Doran. -On został skremowany.
– O, to kiepsko – zauważył Gunning.
– Była robiona sekcja? – zapytał Alpert. – Wzięli próbki krwi i tkanek?
– Tego nie wiem – odrzekła Doran. – Wiem tyle, że go skremo-wali. Byłam na ceremonii żałobnej. Rodzina rozsypała jego prochy do wody.
Alpert popatrzył po twarzach zebranych i zatrzymał wzrok na Gunningu.
– Ed, to będzie twoje zadanie. Pojedź tam i zobacz, co znajdziesz. Ale szybko. Ja zadzwonię do oddziału terenowego i powiem im, żeby przydzielili ci odpowiednich ludzi. I na miłość boską, niech to się nie dostanie do gazet. McCaleb był trochę sławny dzięki temu filmowi. Jeśli prasa to zwęszy, przepadliśmy z kretesem.
– Jasne.
– Jakieś inne pomysły, sugestie?
Z początku nikt się nie odezwał. Potem Rachel chrząknęła i cicho dodała:
– Wiecie, Backus był także mentorem Terry'ego.
Na chwilę zapadło milczenie, potem odezwała się Doran:
– Tak, to prawda.
– Kiedy rozpoczęli ten program szkoleniowy, Backus wybrał go pierwszego. Potem mnie.
– A jakie to ma teraz dla nas znaczenie? – zapytał Alpert.
Rachel wzruszyła ramionami.
– Kto wie? Ale to mnie Backus wezwał tym GPS-em. Może wcześniej zwabił tam Terry'ego.
Wszyscy na moment zamilkli, żeby się zastanowić.
– No bo czemu tu jestem? Dlaczego wysłał tę paczkę do mnie, skoro wiedział, że już nie pracuję w behawioralnym? Musi być jakiś powód. Backus ma jakiś plan. Może jego pierwszym elementem był Terry.
Alpert powoli skinął głową.
– Myślę, że musimy zdawać sobie sprawę, że istnieje taki trop.
– Mógł śledzić Rachel – dodała Doran.
– Na razie nie wybiegajmy zbyt daleko w przyszłość – rzekł Alpert. – Trzymajmy się faktów. Agentko Walling, chciałbym, żebyś zachowała wszelkie środki ostrożności. Sprawdźmy jednak, o co chodzi z McCalebem, i zobaczymy, do czego dojdziemy, zanim zaczniemy wybiegać naprzód. Brass, masz coś jeszcze?
Czekali, aż Doran zerknie w jakieś papiery.
– Mamy coś, co może się wiązać z McCalebem. Ale najpierw przelećmy moją listę i załatwmy inne rzeczy. Hm, po pierwsze, zaczynamy badać taśmę i torby foliowe znalezione na zwłokach. Dajcie mi jeszcze jeden dzień, będę miała raport. Zaraz… a odzież będzie prawdopodobnie jeszcze przez tydzień w suszarni, zanim się nada do badań. Więc tutaj nic. O gumie już mówiliśmy. Do końca dnia wpiszemy odciski zębów do bazy danych. Czyli pozostaje GPS.
Rachel zauważyła, że wszyscy intensywnie wpatrują się w ekran telewizora. Zupełnie jakby Doran była razem z nimi w sali.
– Tu mamy spory postęp. Po numerze seryjnym doszliśmy do sklepu Big Five Sporting Goods w Long Beach. Agenci z biura terenowego w LA pojechali tam wczoraj i z rejestru sprzedaży dowiedzieli się, że tego Gullivera 101 kupił Aubrey Snow. Okazało się, że jest przewodnikiem wędkarskim i wczoraj był na rejsie. Wieczorem, kiedy wrócił do portu, został dokładnie przesłuchany z powodu tego GPS-u. Powiedział, że przegrał go jakieś jedenaście miesięcy temu w pokera do innego przewodnika. Był cenny, ponieważ miał w pamięci jego najlepsze łowiska wzdłuż wybrzeża południowej Kalifornii i Meksyku.
– Powiedział, kto go wygrał? – szybko zapytał Alpert.
– Niestety, nie. Partyjka była przypadkowa. Pogoda akurat nie dopisała i klienci także. Przewodnicy siedzieli na przystani i prawie co wieczór zbierali się, żeby grać w pokera. Co wieczór w innym składzie. Dużo też pili. Pan Snow nie pamiętał ani nazwiska gościa, który wygrał GPS, ani prawie w ogóle nic. Wydaje mu się, że facet nie był z tej mariny, gdzie on trzyma łódkę, bo nigdy go już nie spotkał. Ktoś z terenowego miał się z nim umówić i wziąć speca od portretów pamięciowych, żeby spróbowali narysować portret tego faceta. Ale nawet jak im się uda, to tam jest tych marin i łodzi co niemiara. Biuro terenowe już mi powiedziało, że może przydzielić do tego tylko dwóch agentów.
– Zadzwonię i to załatwię – oświadczył Alpert. – Kiedy poinformuję ich, że Ed zajmuje się sprawą Mccaleba, dostaniemy więcej ludzi. Zwrócę się od razu do Rusty'ego Havershawa.
Rachel znała to nazwisko. Havershaw był agentem specjalnym kierującym oddziałem terenowym w Los Angeles.
– To się przyda – dodała Doran.
– Powiedziałaś, że to ma związek z McCalebem. Jaki?
– Widziałeś ten film?
– Nie.
– McCaleb prowadził czarter wędkarski na Catalinie. Nie wiem, jak mocno wtopił się w to środowisko, ale możliwe, że znał niektórych przewodników od pokera.
– Rozumiem. Trochę naciągnięte, ale coś w tym jest. Ed, miej to na uwadze.
– Jasne.
Rozległo się pukanie, Alpert jednak je zignorował. Cherie Dei wstała i otworzyła drzwi. Rachel widziała, że stoi za nimi agent Cates. Zaszeptał coś do Dei.
– Brass, coś jeszcze? – zapytał Alpert.
– Na razie nie. Myślę, że powinniśmy się skupić na LA i dowiedzieć…
– Przepraszam – przerwała Dei, wprowadzając Catesa z powrotem do sali. – Posłuchajcie tego.
Cates machnął dłońmi, jakby chciał wyjaśnić, że to nic ważnego.
– E… no, właśnie zadzwonili do mnie z posterunku na pustyni. Zatrzymali człowieka, który po prostu tam podjechał. Prywatny detektyw z LA. Nazywa się Huromibus Bosch. Jest…
– To znaczy Hieronymus Bosch? – zapytała Rachel. – Jak ten malarz?
– No tak. Malarza nie kojarzę, ale wartownik właśnie tak powiedział. No i właśnie o niego chodzi. Wsadzili go do jednego z wozów kempingowych i przegrzebali samochód, tak żeby nie wiedział. Na przednim siedzeniu leżała teczka. Były tam notatki i różne rzeczy, ale także zdjęcia. Na jednym jest łódź.
– Ta łódź stamtąd? – zapytał Alpert.
– Tak, ta, która stała nad pierwszym grobem. Miał też artykuł z gazety o sześciu zaginionych.
Alpert, zanim się odezwał, przez chwilę patrzył po zebranych.
– Cherie i Tom, zadzwońcie do Nellis, niech przygotują helikopter – powiedział wreszcie. – Jedźcie tam i bierzcie się do roboty. Agentkę Walling zabieracie ze sobą.