143025.fb2
Zanim Beefcakes, położony między La Brea a Highland, stał się mekką przyszłych małżonek, rozwódek i napalonych gospodyń domowych, był barem, w którym w czasach prohibicji sprzedawano potajemnie alkohol. Pod pomalowanymi na czarno ścianami stały różowe aksamitne sofy. Pośrodku znajdował się wybieg, otoczony fioletowymi stolikami i krzesłami. Okupujące je hordy kobiet w średnim wieku, ściskające w garści banknoty, wrzeszczały i zachowywały się jak nastolatki na koncercie Hilary Duff. Wytropiłam mamę i panią Rosenblatt przy jednym ze stolików przy końcu wybiegu. Była z nimi kowbojka, istna Calamity Jane, która wydała z siebie dziki okrzyk entuzjazmu, gdy na wybiegu pojawił się Strażak Bob.
– Mads! – zawołała mama, przekrzykując ogólną histerię. Nie było po niej widać nawet śladu niedawnego załamania. Z cosmopolitanem w ręce, kiwała głową w rytm muzyki. Miała na sobie swój strój imprezowy: czarny top ze spandeksu (bez stanika, choć bardzo by się przydał), rybaczki w grochy i czerwone conversy. Z uwagi na wyjątkową okazję nie żałowała cienia do powiek i zmalowała się na niebiesko aż do brwi. Siedząca obok niej przy stoliku pani Rosenblatt włożyła długą, luźną suknię, idealnie dobraną pod kolor dwóch fioletowych krzeseł, które zajmowała.
– Dobrze się bawicie? – zapytałam, ściskając mamę.
– Mowa. Boże, Mads, ale z niego bysior, co?
Spojrzałam na Strażaka Boba, który miał na sobie ciężkie buty, szelki i prawie nic poza tym. Kiedy mój wzrok padł na jego czerwone stringi, uświadomiłam sobie, że od bardzo dawna nie uprawiałam seksu.
– Spójrzcie na jego wyposażenie – powiedziała pani Rosenblatt, jakby czytała w moich myślach. – Przypomina mi mojego czwartego męża, Lenny'ego. Lenny był idiotą, ale tak wyposażonym, że nie uwierzycie.
– To jeszcze nic. Powinnyście zobaczyć sprzęt mojego Ralphiego.
– Mama ustawiła palce wskazujące obu dłoni w odległości dwudziestu pięciu centymetrów od siebie, poruszając przy tym wymownie brwiami.
Fuj! Mama i seks – zdecydowanie wolałam nie myśleć o tej kombinacji. Miałam ochotę włożyć sobie palce do uszu i skandować: „Nie słyszę cię”.
– Maddie, wreszcie jesteś. – Rozentuzjazmowana kowbojka odwróciła się. W myślach pacnęłam się ręką w czoło. Dana.
– Fajne kowbojki, kowbojko – przywitałam ją.
– Przyjechałam prosto z planu. Reklamówka Charmin.
– Tego papieru toaletowego?
– Kowboje kojarzą się z siłą. Nikt nie chce słabego papieru toaletowego – powiedziała, nachylając się do mnie. – Jak idą twoje wielkie poszukiwania?
Szybko podzieliłam się z nią moją teorią dotyczącą kochanki. Co jakiś czas, a dokładniej w momentach gdy Strażak Bob pozbywał się kolejnej części odzienia, przerywała mi dzikimi okrzykami. Na koniec opowiedziałam jej o mojej wizycie w Big Boy Productions i spotkaniu z Barbie.
– Gwiazdą Porno.
– Powiedziałaś Bunny Hoffenmeyer? – zapytała pani Rosenblatt, która właśnie wróciła ze świeżym drinkiem w ręce.
– Tak. A co? Zna ją pani?
– Mój Lenny z nią współpracował. Zamrugałam oczami.
– Jak to „współpracował”? Była pani żoną gwiazdora porno? – Skrzywiłam się z obrzydzenia.
– Nie, nie. Choć Lenny miał warunki. Tak naprawdę był agentem ubezpieczeniowym. W tej branży najlepiej ubezpieczyć się od wszystkiego. Jako właścicielka Big Boy Productions, Bunny zapewniała mu kupę roboty.
– Zaraz. Właścicielka? – Uznałam Bunny za głupie Podwójne D. Nie przyszło mi do głowy, że może być obrotną bizneswoman.
– Tak, tak. Kiedy byliśmy z Lennym małżeństwem, Bunny zarabiała kupę forsy. Ale potem postanowiła rozszerzyć ofertę o coś łagodniejszego. No wiesz, filmy z fabułą i świecami. Takie soft porno dla kobiet.
– I co, pomysł nie wypalił?
– Tylko utopiła pieniądze. Zdaje się, że kobiety nie są aż takimi miłośniczkami pornosów jak mężczyźni.
A to ci niespodzianka.
– Ostatnio słyszałam, że jest w długach aż po implanty – ciągnęła pani Rosenblatt. – Podobno próbuje nawet załapać się do jakiejś mainstreamowej produkcji, żeby stanąć na nogi. Biedactwo.
Fakt. Jej sytuacja nie wyglądała zbyt różowo. Ale czy Bunny była na tyle zdesperowana, żeby dla pieniędzy kropnąć Greenwaya? Po naszej rozmowie, kiedy uznałam, że mogłaby rywalizować z Jasmine w konkursie na najniższe IQ w całym Los Angeles, przesunęłam ją na koniec listy podejrzanych. Teraz czułam, że jej nie doceniłam. Skoro mogła udawać orgazm, równie dobrze mogła udawać niewinną.
– Napijesz się, Maddie? – zapytała mama, przywołując kelnera z nagim torsem.
Owszem, miałam ochotę się napić.
– Poproszę dietetyczną colę.
– Och, daj spokój, skarbie. Zaszalej trochę! – Pani Rosenblatt osuszyła swój kieliszek i odstawiła na tacę kelnera. – Co powiesz na virgin [Virgin (ang). – dosł. dziewica; słowo spotykane w nazwach koktajli, zwykle oznaczające, że w drinku nie ma alkoholu (przyp. red.)] mary? – zaproponowała.
Szczerze mówiąc, miałam już po dziurki w nosie dietetycznej coli. Skoro w drinku nie było alkoholu, chyba mogłam sobie pozwolić na odrobinę luksusu.
– W porządku. Wezmę virgin mary.
Pani Rosenblatt zamówiła to samo, zaś Dana, jak na prawdziwą kowbojkę przystało, poprosiła jacka danielsa. Mama zamówiła kolejnego cosmopolitana i wetknęła dziesiątkę za majtki kelnera. (Fuj, fuj, fuj!) Zanim Strażak Bob zniknął z wybiegu, wszystkie miałyśmy w ręku po nowym drinku, a mnie udało się opanować mdłości, które ogarnęły mnie po tym, jak mama mówiła o seksie.
Z głośników znowu popłynęła pulsująca muzyka i tłum poderwał się, żeby zobaczyć kolejnego mięśniaka.
– Uważajcie, moje panie – ostrzegł mistrz ceremonii – bo oto nadchodzi Damien. A to bardzo, bardzo niegrzeczny chłopiec.
Z głośników dobiegł ryk motocykla. Z chmury dymu na wybiegu wyłonił się gość w skórzanym stroju. Kroczył dumnie, rozpinając skórzaną kurtkę. Odsłonił taki sześciopak, że budweiser mógł się schować.
– Boże. – Mama się przeżegnała.
– Co się stało? – zapytała pani Rosenblatt.
– Naszły mnie grzeszne myśli.
Fuj. Poprawka – wydawało mi się, że opanowałam mdłości. Pociągnęłam spory łyk virgin mary, w nadziei że to pomoże uspokoić mój żołądek. Nawet mi posmakowało. Trochę jak krwawa mary, tylko ostrzejsze i z cytryną. Nie było to martini, ale i tak wchodziło o niebo lepiej od dietetycznej coli.
Damien nadal szalał na wybiegu, zrzucając skórę jak wąż, aż mama złapała papierową serwetkę i zaczęła się wachlować.
– Wow, przez tego faceta mam uderzenia gorąca.
– Ma się czym pochwalić. Myślicie, że lubi starsze kobiety? – zapytała pani Rosenblatt, szturchając mnie łokciem w żebra.
Starałam się być miła.
– Pewnie jest gejem.
Pani Rosenblatt nie odrywała wzroku od Damiena, który zdarł z siebie skórzane czapsy, zostając w samych stringach z logo Harleya Davidsona.
Napiłam się. Wow, chłopak rzeczywiście był nieźle wyposażony. Upiłam kolejny łyk.
– Uwielbiam facetów w skórach – ciągnęła pani Rosenblatt. – Oglądałam dokument o tym, jak dominy poskramiają facetów skórzanymi pejczami. Pejcze i łańcuchy to nie moja bajka, ale facetowi w skórze bym nie odmówiła.
Dopiłam drinka i skinęłam na kelnera, żeby przyniósł jeszcze raz mi to samo.
– Ralphie nie lubi skóry – wtrąciła mama. – Za to ma świra na punkcie koronek. Wczoraj kupiłam cudny koronkowy gorset. Jak go zobaczy, spędzimy całą podróż poślubną w łóżku. – Mama puściła oko. – Jeśli wiecie, co mam na myśli.
Gdyby można było umrzeć z obrzydzenia, byłabym już w agonii. Gorączkowo rozglądałam się za kelnerem i moją virgin mary. Na szczęście pojawił się dokładnie w chwili, gdy Damien tanecznym krokiem ruszył w naszą stronę, a mama sięgnęła do torebki po kolejne banknoty.
– Ściągnij wszystko! – wrzasnęła Dana, wymachując kowbojskim kapeluszem.
Damien spełnił jej prośbę. Pozbył się stringów i ukazał się nam w pełnej krasie.
Pani Rosenblatt dała mi kuksańca w żebra.
– Mówiłam, że ma się czym pochwalić.
Przyznaję, gapiłam się. To było silniejsze ode mnie. Zwłaszcza kiedy uświadomiłam sobie, jak blado Richard wypadał na tle seksownego mięśniaka. Rety. Ile mnie omijało!
Nagle, nie wiedzieć czemu, pomyślałam o Ramirezie. Zastanawiałam się, czy jest Damienem, czy Richardem. Upiłam kolejny łyk drinka, próbując nie wyobrażać sobie Ramireza w skórzanych stringach.
– Tutaj, niegrzeczny chłopczyku – wrzasnęła moja matka, wymachując banknotem pięciodolarowym. Damien zbliżył się i chwycił banknot zębami. Mama zachichotała jak szóstoklasistka. Starałam się nie patrzeć.
Dana złapała mnie gwałtownie za ramię.
– Boże, Maddie, wiesz, kto to jest?
Uniosłam głowę, mrużąc oczy od dymu i światła stroboskopu, by przyjrzeć się jego twarzy. (Nie zrobiłam tego do tej pory, bo trochę rozproszyły mnie inne części jego ciała). Rzeczywiście, wyglądał znajomo. Jednak dopiero kiedy odwrócił się do nas tyłem, jego szyja, czy też raczej jej brak, zdradziła jego prawdziwą tożsamość.
– Czy to twój współlokator?
Dana skinęła głową, a ja mogłabym przysiąc, że widziałam, jak w kącikach jej ust zbiera się ślina.
– Nie wiedziałam, że jest aż tak dobrze zbudowany.
Gość bez Szyi puścił do Dany oko, po czym przeszedł na drugą stronę wybiegu.
– Znasz tego faceta? – zapytała pani Rosenblatt. – Ma tyłek jak z granitu.
– Pożegnajcie Motocyklistę Damiena – zawołał mistrz ceremonii. Damien zabrał swoje czapsy i oddalił się za kulisy.
Mama złapała kolejną papierową serwetkę i znowu się wachlowała.
– Hm, wybaczycie, jeśli was na chwilę opuszczę? – Nie czekając na odpowiedź, Dana pognała za kulisy.
Dopiłam drugiego drinka i zasygnalizowałam kelnerowi, że jestem gotowa na kolejnego. Virgin mary uzależniała. Kiedy kelner wrócił z moim zamówieniem, znowu zaczęła grać muzyka, a na scenie pośród błyskających czerwonych świateł pojawił się umundurowany Policjant Dan. Mama i pani Rosenblatt natychmiast się poderwały, wymachując banknotami. Może to zasługa pikantnych virgin mary, ale zaczynałam wczuwać się w klimat. Wydałam nawet kilka entuzjastycznych okrzyków, kiedy Dan rzucił w tłum swoją niebieską koszulę z odznaką.
Zastanawiałam się, jak Ramirez wyglądałby w mundurze.
Na pewno seksownie! Ten facet wyglądał seksownie dosłownie we wszystkim. Ciekawe, jak by wyglądał bez niczego…
Rety! O czym ja myślałam? Nagle dopadły mnie wyrzuty sumienia. Bardzo możliwe, że nosiłam dziecko Richarda, a tu proszę bardzo – nie tylko gapiłam się na wpółnagiego faceta, ale jeszcze fantazjowałam o wyposażeniu Ramireza.
Jednak kiedy upiłam kolejny długi łyk virgin mary, uznałam, że to wszystko wina Richarda. Poważnie. Gdyby nie zniknął, nie musiałabym go szukać, nigdy nie spotkałabym Ramireza i nie porównywałabym rozmiaru jego przyrodzenia z klejnotami Policjanta Dana. Sami widzicie, że wszystkiemu winny był Richard.
Właściwie to wszystkie problemy, jakie ostatnio miałam, były jego winą. To on wpakował mnie w cały ten bałagan i nie miał nawet na tyle przyzwoitości, żeby powiedzieć mi, gdzie jest. Nawet Greenway zdradził kochance miejsce swojego pobytu.
No i jaki facet żeni się z Kopciuszkiem? Myśli, że jest jakimś księciem z bajki, czy co? Dobre sobie! Prychnęłam w duchu. Jeśli już, to jest Księciem Pedantem, który roluje skarpetki. Który facet tak robi?
Ramirez na pewno nie rolował skarpetek. Pewnie po prostu wrzucał je do szuflady z bielizną, gdzie panował jeden wielki bajzel. Skarpetki leżały przemieszane ze… slipami? Bokserkami? Zastanawiałam się, jaką bieliznę nosił Ramirez. Wyobrażałam go sobie w slipach. Ale nie w tych marki Hanes z supermarketu, tylko w seksownych od Calvina Kleina. Szarych albo szaroniebieskich. W szaroniebieskim byłoby mu dobrze.
Policjant Dan jednym ruchem zerwał z siebie spodnie, odsłaniając czarne stringi z napisem LAPD [APD (Los Angeles Police Department) – Departament Policji Los Angeles (przyp. tłum.)].
– Wow – krzyknęłam, wymachując w powietrzu swoim drinkiem. Chlusnęło mi trochę na nadgarstek, ale nie przejęłam się tym. Czułam się naprawdę dobrze. O wiele lepiej niż w ostatnich dniach. – Pokaż mi swoją spluwę, panie władzo!
– Właśnie – zawołała nieco bełkotliwie pani Rosenblatt. Potem nachyliła się do mnie i dodała: – Chyba jestem trochę dziabnięta.
Znieruchomiałam z ręką z drinkiem w połowie drogi do ust. Dziabnięta? Co znaczy dziabnięta? Spojrzałam na pusty kieliszek po jej drinku, potem na swój. Owszem, czułam się rozluźniona, ale sądziłam, że to dzięki nagim byczkom.
Złapałam ją za ramię.
– Co dodaje się do virgin mary?
– Sok pomidorowy, sok z cytryny, tabasco. Odetchnęłam z ulgą.
– I wódka. Dużo wódki. Zatkało mnie.
– Wódka? Ale przecież to „virgin mary”! Pani Rosenblatt się roześmiała.
– Skarbie, nazywają tego drinka virgin mary, bo jak za dużo wypijesz, nie pamiętasz seksu, który uprawiałaś później. A potem okazuje się, że doszło do niepokalanego poczęcia.
Boże, pomyślałam. Jestem najgorszą matką na świecie. A jeszcze nią nawet nie zostałam! Jestem okropna, potworna, samolubna i głupia. Pójdę prosto do piekła.
Zrobiło mi się niedobrze.
– Nie martw się. Rano weźmiesz aspirynę i będzie po sprawie.
Jasne. Aspirynę. Przygryzłam wargę, żeby nie wyrzucić z siebie strasznej prawdy o tym, co właśnie zrobiłam. To znaczy, chyba zrobiłam. Skoro nie byłam pewna, czy jestem w ciąży, nie mogłam też mieć pewności, czy rzeczywiście zrobiłam coś strasznego. Cholerny Richard. To wszystko przez niego.
Wróciła Dana, a z nią ubrany Damien, znany również jako Gość bez Szyi. Szeroki uśmiech na twarzy mojej przyjaciółki sugerował, że na pewno nie będzie miała problemu z przypomnieniem sobie dzisiejszego seksu.
– Hej, my wracamy do domu. Dziękuję za zaproszenie mnie na swój wieczór panieński, pani Springer. Do zobaczenia jutro na ślubie.
Mama i pani Rosenblatt uściskały Danę. Pani Rosenblatt nie odrywała wzroku od krocza Gościa bez Szyi. Przypominała psa śliniącego się na widok soczystej kości.
Obrzydzenie mieszało się we mnie z porannymi mdłościami, mdłości mieszały się z poczuciem winy, a wszystko razem z kosmicznymi ilościami wódki, jakie najwyraźniej dzisiaj w siebie wlałam. Wszystko wokół mnie się falowało. Modliłam się, żeby nie zwymiotować.
– Możecie mnie najpierw podrzucić? – zapytałam błagalnie.
– Jasne, Maddie.
Całą trójką władowaliśmy się do saturna Dany. Siedziałam z tyłu, starając się nie patrzeć, jak Dana i Gość bez Szyi trzymają się za rączki i robią do siebie maślane oczy. Zsunęłam się niżej na siedzeniu i zamknęłam oczy, żeby nie patrzeć na przemykające za oknem zamazane widoki, które przyprawiały mnie o mdłości.
Na szczęście droga nie była długa i parę minut później Dana odprowadziła mnie pod drzwi mojego mieszkania. W innych okolicznościach poradziłabym sobie sama, ale teraz wolałam nie ryzykować wchodzenia po schodach po pijaku na dziesięciocentymetrowych obcasach.
– Jesteś pijana? – zapytała Dana.
– Chyba tak.
– Myślałam, że nie pijesz ze względu na… – Urwała, patrząc na mój brzuch.
– Nie piję. To znaczy, nie piłam. Zaszło nieporozumienie.
– Jakie nieporozumienie?
– Myślałam, że virgin mary naprawdę jest dziewicza.
Dana spojrzała na mnie zdziwiona, ale nie dociekała głębiej. W końcu w samochodzie czekał na nią seksowny striptizer.
– Prześpij się – zarządziła. – Chcesz, żebym wpadła po ciebie jutro i podwiozła cię na ślub?
– Nie trzeba. Wezmę taksówkę.
– Jak chcesz. Ale zadzwoń do mnie jutro. Tylko nie za wcześnie, okay? – powiedziała, zerkając na Gościa bez Szyi.
Pokiwałam głową, co okazało się złym pomysłem. Położyłam rękę na głowie, żeby świat przestał wirować. Odprowadziłam Danę wzrokiem, a potem weszłam do środka. Po tym, jak najpierw przez całe pięć minut szamotałam się z kluczem. Nienawidzę być pijana.
Co gorsza, kiedy padłam na wznak na materac, uświadomiłam sobie, że nienawidzę Richarda. Nie wiem, czy to przez wódkę, hojnie wyposażonych facetów, czy fakt, że byłam dzisiaj w wytwórni porno, ale doszłam do wniosku, że niezależnie od tego, jak dobre byłoby wytłumaczenie Richarda na wszystko, co zaszło, szczerze go nienawidzę. Nie było żadnego usprawiedliwienia na to, co mi zrobił. Byłam w rozsypce. Byłam kłębkiem nerwów, targały mną niepokoje i bardzo możliwe, że właśnie zatrułam własne dziecko. Boże. Byłam okropną potworną osobą. Ten dzień chyba nie mógłby być gorszy.
I wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Leżałam bez ruchu, zdecydowana pozostać w tej pozycji, nawet gdybym jakimś cudem przypomniała sobie, jak wprawić kończyny w ruch. Po trzecim dzwonku udało mi się jakoś podźwignąć i powlokłam się do drzwi. Zerknęłam przez wizjer i głośno wciągnęłam powietrze.
– Wiem, że tam jesteś, widzę światło pod drzwiami. Otwórz. Przygryzłam wargę. Wpuścić go czy nie? Sprawa była poważna, bo o ile mi wiadomo, kiedy się upiję, staję się nadmiernie przyjazna. Dlatego nieczęsto pozwalam sobie na alkoholowe szaleństwa. Nawiasem mówiąc, to przez dzbanek margarity przespałam się z Richardem już na drugiej randce. Teraz też nie byłam w pełni sobą. Kiedy do tego przypomniałam sobie grzeszne myśli, które miałam w Beefcakes, uznałam, że wpuszczenie go do środka jest nie najlepszym pomysłem. Znowu załomotał do drzwi.
– Słyszę twój oddech. Otwórz drzwi.
Z drugiej strony lepiej nie sprzeciwiać się policjantowi. Zdjęłam łańcuch, odsunęłam zasuwę i otworzyłam drzwi, stając oko w oko z nieogolonym i bardzo seksownym Ramirezem.