142649.fb2
– Czy po to spakowałam swoje ubrania i aparaty i wysłałam je do Londynu, żeby tu siedzieć i nic nie robić? – zapytała z niesmakiem Erin.
– Nie – odparł Cole, nie podnosząc wzroku znad map. – Zrobiłaś to, żeby ConMin pomyślał, że dałaś się nabrać na ich sztuczkę. Wprowadzaj zamieszanie, twórz pozory, myl tropy. Tylko w ten sposób przeżyjesz.
– Jeszcze raz przeczytam tego „Pawia”, i w ogóle odechce mi się żyć – odparowała.
Odrzuciła kartki z rymami Abe'a. Siedziała przy oknie w hotelu w Darwin, czytając wiersze i spoglądając na bujną tropikalną zieleń na zewnątrz, ale żadna z tych rzeczy nie przykuwała na dłużej jej uwagi.
Cole spojrzał na nią znad biurka ustawionego w saloniku apartamentu. Transparentne topograficzne i geologiczne mapy Australii leżały przed nim na blacie. Były tam również mapy pokazujące rozmieszczenie aktywnych i rezerwowych złóż mineralnych Australii Zachodniej i Terytorium Północnego. Na samym wierzchu znajdowały się przeźrocza wyżyny Kimberley. Kompas, linijka i ołówek leżały tuż pod ręką, tak samo jak notatnik.
Cole nie spodziewał się, że rozwiąże tajemnicę Kopalń Śpiącego Psa studiując mapy, ale w ten sposób mógł zająć czymś myśli i nie wspominać cały czas ciepłego języka i matowego głosu Erin.
– Nie dziwię ci się – powiedział. – Paw w slangu australijskim oznacza wymioty.
– Cudownie – wymamrotała dziewczyna. – Od razu widać, że dziadek Abe był wybitnie utalentowanym poetą.
W odpowiedzi Cole uśmiechnął się lekko. Paw to było najbardziej eleganckie z potocznych słów, które zawierał wiersz Abe'a. Gdyby Erin miała pojęcie, co oznaczają niektóre słowa, odczytywane przez nią na głos, zarumieniłaby się po uszy. Abe był starym rozpustnikiem aż do ostatniego dnia życia.
– Która godzina? – zapytała Erin.
– Za wcześnie, żeby kłaść się spać.
– Cholera.
Ziewając wstała z wygodnego, miękkiego fotela. Podeszła do Cole'a i spojrzała mu przez ramię na mapy.
– Może jeszcze raz spróbujesz mi wytłumaczyć, co oznaczają symbole na tych mapach. – Oparła się na jego ramieniu i pochyliła. – Tym razem postaram się nie ziewać ci do ucha.
– Usiądź, bo zaraz się przewrócisz – powiedział i posadził ją sobie na kolanach.
Erin natychmiast zesztywniała. Cole zaczął spokojnie objaśniać symbole na pierwszej mapie. Kiedy mówił, dziewczyna powoli uspokajała się i ufniej opierała całym ciężarem na silnych nogach i piersi Cole'a. Czuła, jak jego ciepło dociera do jej skóry. Chociaż Cole doskonale czuł każde poruszenie rozluźniających się mięśni dziewczyny, cały czas mówił o mapach.
– Potrafię czytać mapy topograficzne – przerwała mu. – Ale z tej nic nie rozumiem.
Erin przesunęła się na kolanach Cole'a. Poczuł ucisk jej bioder i zaczął szybciej oddychać. W myślach przeklinał nieposłuszne ciało. Z wysiłkiem skoncentrował się na leżącym przed nim przeźroczu. Przejrzysty plastyk miał rozmiar metr dwadzieścia na metr dwadzieścia. Sporządzona na nim mapa była w tej samej skali co mapa topograficzna. Pokrywały ją pozornie chaotyczne wzorki we wszystkich kolorach tęczy.
Świadomie sięgnął przed siebie, otaczając Erin ramionami z obu stron, i ułożył przeźrocze na mapie topograficznej. Przy tym ruchu otarł się o piersi dziewczyny, która wciągnęła nerwowo powietrze, ale się nie odsunęła. Znów poruszył ramionami, powtarzając ten sam manewr. Zaczął mówić, wodząc po liniach mapy palcem o stwardniałej skórze.
– Niebieskie linie oznaczają piaskowiec. Bardzo często występuje w Kimberley. Brązowe krzyżyki to wapień. Żółte ukośne kreski to skały wulkaniczne. Różowe kropeczki to złoża naniesione przez wodę. Białe kropki to złoża naniesione przez wiatr. Ma to dla nas duże znaczenie, ponieważ diamenty występują tylko w złożach naniesionych przez wodę.
Kiedy Erin przyzwyczaiła się do patrzenia jednocześnie na przeźrocze i przez nie, dostrzegła, że złoża naniesione przez wodę prawie zawsze sąsiadują z rzeką, plażą albo zagłębieniami w terenie na mapie topograficznej. W niektórych miejscach różowe kropki pojawiały się z dala od rzek, jezior i oceanu.
– Czy to też jest złoże naniesione przez wodę? – zapytała. – Nigdzie w pobliżu nie widzę wody.
Cole spojrzał na jej szczupły palec z czystym, nie lakierowanym paznokciem. Spostrzegł miejsce, na które wskazywała, i zadziwiła go jej spostrzegawczość.
– Takie coś geologowie nazywają paleozoicznym rozlewiskiem. To miejsce, gdzie wezbrana rzeka wylewała i nanosiła kamienie i muł. Rzeki dawno już nie ma, ale charakterystyczne osady zostały.
– Czy to oznacza, że tam mogą być diamenty?
– Tak, jeśli ta pradawna rzeka przepływała przez skałę, w której występują diamenty.
– A przepływała?
– Prawdopodobnie nie. Ta rzeka nie płynęła przez skały wulkaniczne.
Erin zmarszczyła brwi.
– Nie wiedziałam, że na wyżynie Kimberley są wulkany.
– Wulkany były tu kiedyś. Już dawno zerodowały, stały się zupełnie płaskie. Czasem następowała nawet głębsza erozja, aż do komory magmowej. Nic nie zostało, oprócz nagich kości czegoś, co kiedyś było wspaniałą, żyjącą naturą. Kiedy szukamy diamentów, skarbie, rozkopujemy groby.
– Urocza perspektywa – wymamrotała.
Sięgnął po kolejne przeźrocze i ułożył je na innych mapach.
Tym razem Erin nie drgnęła, kiedy ramię Cole' a otarło się o jej piersi.
– Ponieważ na powierzchni nie widać żadnych tworów wulkanicznych, musimy zajrzeć głębiej – mówił dalej, nadal otaczając ją ramionami.
– W jaki sposób?
– Ta mapa pokazuje stacje i działki ze złożami mineralnymi w Kimberley. Stacje są oznaczone na zielono, działki, na których prowadzone jest wydobycie, i działki rezerwowe na czerwono, a działki, do których prawa wygasły, na niebiesko.
Erin jęknęła z przerażeniem, widząc plątaninę zachodzących na siebie linii.
– W Kimberley nic już nie zostało. Każdy metr ziemi został dokładnie przeszukany!
– Ludzie wykupywali działki, a potem o nich zapominali. To wcale nie oznacza, że je dokładnie badali. – Ramię Cole'a zacieśniło się wokół Erin. Lekko przysunął do siebie dziewczynę, tak że mógł dotykać ustami jej włosów. – Wcale nie potrzebuję dziewiczych terenów, żeby znaleźć coś wartościowego, bo większość ludzi nie zna się na tej robocie.
Czując ciepły oddech na szyi, Erin zadrżała. Mrowie przebiegające po jej skórze wywołało przyjemność, a nie strach, więc przysunęła się bliżej Cole'a. Uśmiechnął się, przytulił ją i znów zaczął mówić, niskim, spokojnym głosem, jakby nic więcej oprócz map go nie obchodziło.
– Większość działek Abe'a została zbadana w latach dwudziestych przez ludzi szukających złota. Nie znaleźli nic godnego uwagi, więc opuścili te tereny. Od tego czasu nikt tam nie bywa, oprócz przypadkowych robotników najemnych albo wędrujących aborygenów.
Erin patrzyła na stos map. Widziała linie i wzory we wszelkich możliwych kolorach, zagmatwaną plątaninę symboli, w których nie znajdowała odpowiedzi.
– Problem nie polega na tym; że wyżyna jest zbyt dokładnie poznana – oznajmił Cole, wyjmując jeszcze jedną przejrzystą plastykową płachtę i układając ją na stosie map. Przy każdym ruchu delikatnie dotykał Erin. – Cały problem w tym, że wiemy zbyt mało.
Erin chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć głosu. Otaczały ją silne męskie ramiona, ciepło ciała i oddech. Chciała być jeszcze bliżej Cole'a.
– To przeźrocze pokazuje, jaka roślinność występuje na tych terenach – powiedział i na chwilę zatrzymał usta na szyi Erin. – Roślinność zmienia się w zależności od położenia nad poziomem morza, opadów i gleby. Mówi nam, czy pod warstwą gleby znajduje się wapień, piaskowiec czy skała wulkaniczna.
Położył na stosie map kolejne przeźrocze. Układał je bardzo starannie, a przy każdym ruchu jego ramiona dotykały innej krągłości ciała Erin.
– Tutaj mamy drogi, linie kolejowe, tamy, pasy startowe, miasta, domy, wiatraki, wieże przekaźnikowe i wszystko inne, co człowiek dodał do naturalnego terenu. Spójrz na to. Patrz uważnie.
Mówiąc to, wyswobodził Erin z objęć. Patrzyła na ostatnie przeźrocze, starając się zebrać myśli, rozproszone przez przyjemne doznania, które wywołał dotyk ciała Cole'a. Stopniowo docierało do niej, że ostatnia mapa ma mniej znaków niż wszystkie poprzednie.
Ręka ludzka zmieniła Australię Zachodnią w bardzo niewielkim stopniu, a prawie nie tknęła wyżyny Kimberley.
– Na tych mapach zawarte jest wszystko, co wiemy o Kimberley – oświadczył Cole. – Połóż dłoń na którymkolwiek fragmencie mapy. Gdzie zechcesz.
Zaintrygowana Erin spełniła jego polecenie.
– Przykryłaś dłonią obszar kilku tysięcy kilometrów kwadratowych. Podnieś ją i powiedz mi, co wiemy o tym terenie.
Odsunęła rękę, spojrzała na mapę i na legendę zamieszczoną na jej marginesie.
– Nie ma tu dróg asfaltowych – zaczęła. – Jedna szosa utwardzana, kilka gościńców prowadzących na stacje, niewiele lepszych od ścieżek wydeptanych przez dzikie zwierzęta. Pięć skupisk budynków farmerskich. – Pochyliła się niżej. – Trzy z nich są opuszczone. Kilka wiatraków. – Nachyliła się jeszcze bardziej, wpatrując się przez wierzchnią mapę w tą pod spodem. Znów popatrzyła na kolorową legendę na marginesie. – Trawy nizinne, spinifeks, karłowate akacje.
Cole usunął dwie górne przezroczyste płachty i Erin mogła obejrzeć mapy znajdujące się pod spodem.
– Fragmenty trzech stacji – ciągnęła. – Około siedmiu działek ze złożami mineralnymi. Tworzą jakby jeden ciąg. – Pochyliła się. – Wszystkie położone są wzdłuż rzeki – stwierdziła, wpatrując się w mapę topograficzną. – No, można to nazwać rzeką tylko przez część roku. W ciągu pozostałych miesięcy koryto wysycha. Przerywana linia, zgadza się?
– Tak. Mów dalej.
Erin spojrzała ze zmarszczoną brwią na kolejną mapę.
– Teren jest niemal płaski. Piachy i piaskowiec. Żadnych stałych zbiorników wodnych.
– Co jeszcze?
Erin w ciszy ponownie przejrzała mapy. W końcu podniosła wzrok na Cole'a.
– To wszystko.
– Pomyśl tylko, Erin. Tysiące kilometrów kwadratowych, a ty w ciągu mniej niż trzech minut streściłaś wszystko, co wie o nich człowiek.
Erin przytaknęła zdziwiona.
– Można nazwać właścicieli tych odległych stacji pionierami. I słusznie. Dwudziesty wiek nie dotarł jeszcze do Kimberley. Australia Zachodnia to zupełnie inny kraj, inne czasy. Tam jedyną cywilizacją jest to, co przyniesiesz ze sobą.
– Ile lat miał Abe? – zapytała po chwili Erin.
– Kiedy zmarł, musiał mieć co najmniej osiemdziesiąt.
– W jakiej był formie?
– Mógł maszerować dłużej niż większość młodszych od niego – odparł Cole. – A umiał pić lepiej od wszystkich, włącznie ze mną.
Zmarszczyła brwi.
– W takim razie nie ma pewnie na jego stacji takiej działki, której nie zdążył zbadać ze względu na podeszły wiek?
– Raczej nie. Na pewno był w stanie to zrobić, kiedy go znałem, a odkrył swój skarbiec o wiele wcześniej.
– No, dobrze, a co ze Śpiącym Psem numer jeden, Śpiącym Psem numer dwa i całą resztą? Dlaczego jesteś taki pewny, że w tych kopalniach nie ma nic wartościowego?
– Widziałem Psa numer jeden. To zwykłe złoże pierwotne, cylindryczne, i to niezbyt bogate. Zwykle wydobywa się stamtąd bort. Diamenty z tego pudełka pochodzą ze złoża okruchowego, o dużej zawartości kamieni jubilerskich.
– Co to jest bort?
– Diamenty klasy przemysłowej -wyjaśnił. – Przydają się tylko do produkcji materiałów ściernych i wierteł.
– Nie znaleziono tam lepszych kamieni?
– Nie takie, jak twoje diamenty. Tamte miały ostre krawędzie, skazy i żółtą albo brązowawą barwę.
– Czy wszystkie kopalnie Abe'a są takie jak ta pierwsza?
Cole uśmiechnął się słysząc nutę rozczarowania w głosie Erin.
– Obawiam się, że tak. Żadna z nich nie jest położona w korycie lub w pobliżu współczesnej rzeki, co oznacza, że prawdopodobieństwo znalezienia takich diamentów jak twoje jest tam prawie żadne.
Erin spojrzała ponuro na mapy.
– Co miałeś na myśli mówiąc „współczesna rzeka”? Czy są tu jakieś inne rzeki?
Cole bezwiednie gładził dłonią papier, myśląc o tym, jak bieg czasu odciska swoje piętno na powierzchni ziemi, zmienia wszystko, czego dotknie, kruszy stare góry i wypiętrza nowe.
– Rzeki paleozoiczne – odezwał się w końcu. – Niemal tak stare, jak świat.
– Nie rozumiem.
– Wyżyna Kimberley od półtora miliarda lat wznosi się nad poziomem morza. Przez to jest najstarszą połacią lądu na ziemi. Reszta kontynentu australijskiego, tak samo jak inne kontynenty, na przestrzeni tych lat nie raz całkowicie się zmieniała, i to na różne sposoby. Ale nie Kimberley. – Cole na chwilę odsunął się od Erin, wyjął spod spodu dużą mapę Australii i położył ją na wierzchu. – Popatrz. Australia to najbardziej płaski zamieszkany kontynent na ziemi. Jest też najbardziej suchy. Wyżyna Kimberley to jedyny obszar na zachód od Ayers Rock, który ma wystarczająco wysokie wzniesienia, żeby je nazwać wzgórzami. – Erin z okrzykiem zdumienia spojrzała na mapę. – W środku Australii teren jest tak płaski, że woda zbiera się w okrągłych zbiornikach, niby krople rosy na jakimś olbrzymim stole ogrodowym. – Długim palcem wskazał na niskie wybrzuszenie Kimberley. – Te tereny zawsze były nad powierzchnią wody, ale reszta Australii, ten płaski środek i jeszcze bardziej równinne tereny na południowym wschodzie, częściej znajdowały się pod linią wody niż nad nią. Dowodzą tego rozległe warstwy wapienia i piaskowca. – Cole podniósł wzrok i zobaczył, że Erin z zadziwiającym skupieniem wpatruje się w mapę. – Na skraju Kimberley teren jest lekko falisty. Miejscowi ludzie nazywają to górami, my pewnie uznalibyśmy je za wzgórza. To pozostałości wapiennej rafy, która została pogrzebana, a potem wypiętrzona przez erozję.
– „Kości martwego morza” – zacytowała w zamyśleniu Erin, przypomniawszy sobie wiersz Abe'a.
Cole zmrużył powieki. Odsunął mapę kontynentu i wyjął bardziej szczegółową mapę Kimberley. Przesunął palcami po linii Napier Range i po innych wzniesieniach wapiennych, które dzisiaj otaczają wyżynę, tak jak dawno temu otaczały ją żywe rafy koralowe. Siedem z działek Abe'a leżało na terenach, gdzie odsłaniały się pokłady wapnia. Trzy z nich znajdowały się w obrębie samej stacji. żadna nie sąsiadowała z istniejącą kopalnią.
– Cole?
Nie odpowiedział, tylko chwycił następną mapę, pokazującą współczesne cieki wodne. Nie było tam rzek stałych, ale w porze deszczowej opady były tak duże, że nawet wysuszona, spękana ziemia nie mogła ich całkowicie wchłonąć. W rezultacie na tym terenie pojawiały się i znikały rzeki, które w zasadzie były szerokimi na kilka kilometrów rozlewiskami.
Erin obserwowała Cole'a, jak w skupieniu mierzył odległości i zastanawiał się nad możliwymi wnioskami. Pracował szybko i zdecydowanie, dowodząc tym, że umysł ma równie sprawny jak ciało.
Kiedy tak mu się przyglądała, rósł w niej wewnętrzny niepokój. Musiała przyznać, że czuje do Cole'a wielki pociąg, szczególnie teraz, kiedy jego inteligencja i samodyscyplina tak bardzo rzucały się w oczy. Wiedziała, że nie powinna nawet rozważać możliwości zostania jego kochanką, ponieważ należała do osób, które nic nie robią połowicznie. Jeśli odda mu się fizycznie, nie będzie potrafiła zatrzymać dla siebie duszy. Nie miała pewności, czy Cole, pragnie czegoś więcej niż jej ciała. Jednak pokusa stawała się coraz większa i narastała z każdą minutą przebywania w jego towarzystwie.
Cole bez ostrzeżenia podniósł głowę i zobaczył świetliste oczy Erin, wpatrujące się w niego z uwielbieniem. Kiedy to spostrzegła, pośpiesznie odwróciła wzrok.
– No i co? – zapytała, wskazując na mapę. Wzruszył ramionami.
– Mniej więcej dwie trzecie powierzchni Australii można nazwać cmentarzyskiem kości martwego morza.
– Och! – jęknęła zawiedziona.
– Z drugiej strony, kiedy zaczniemy badać działki Abe'a, możemy się na początku skoncentrować na tych, które leżą na wapiennym podłożu.
Uśmiech rozświetlił twarz Erin.
– W takim razie trochę pomogłam, prawda?
– Mam nadzieję – odparł z uśmiechem. – I tak zostaje nam jeszcze olbrzymi teren do zbadania.
– Czy jest tam jakaś rzeka?
– Nie taka, jaką masz na myśli. Jednak w paleozoiku płynęły tam rzeki. Wpadały do płytkiego morza, w którym formowały się rafy. Musiały też być plaże, może takie jak w Namibii, gdzie kopiąc w piasku wyciąga się diamenty pełnymi garściami.
– Gdzie na działkach Abe'a znajdują się te pradawne rzeki?
– Nigdy nie spotkałem po nich żadnych śladów, ale na pewno tam są. Muszą być.
– Z powodu diamentów?
– Nie. Dlatego, że wyżyna Kimberley istnieje tam od dawna, morze też przeważnie było blisko, a woda zawsze spływa do morza.
Erin nieświadomie zagryzła dolną wargę. Często to robiła w zdenerwowaniu lub zamyśleniu.
– A mapy? Nie pokazują tych starych rzek?
– Nie – odparł Cole. – Mam do dyspozycji tylko mapy tektoniczne. Jeśli szukamy czegoś o powierzchni mniejszej niż kilkaset kilometrów kwadratowych, są bezużyteczne.
– Jak duże są złoża diamentów?
– Większość ma na powierzchni najwyżej kilkaset hektarów. Wiele jest mniejszych. Niektóre są bardzo rozległe.
– Można powiedzieć, że szukamy igły w stogu siana.
– Wolałbym szukać igły. – Mógłbym wtedy sprowadzić jakiś przemysłowy magnes i w parę minut odnaleźć ten kawałek metalu.
Znów wpatrzył się w mapy. Praca natychmiast go pochłonęła. Erin mogła się tylko domyślać, nad czym się teraz zastanawia. Obserwowała go otwarcie i żałowała, że jej aparaty leżą na krześle przy łóżku, a nie na stole, tuż pod ręką. Rzadko robiła portrety, ponieważ przedkładała wieczne piękno dzikiej przyrody nad przemijającą urodę ludzkich twarzy. Teraz jednak zapragnęła sfotografować Cole'a. Tak jak w przypadku surowych krajobrazów, pod surową zewnętrzną powłoką jego twarzy kryło się coś więcej.
Wciąż o tym rozmyślała, kiedy zapadła w sen na jego kolanach, zaciskając palce na wyimaginowanym aparacie i wtulając twarz w szyję Cole'a.