126005.fb2 Raj II - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

Raj II - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

— Kto to zrobił?! Dlaczego zapaliłeś światło stacji? Co zrobiłeś z Flemingiem?

Nasłuchiwał przez chwilę i znowu zaczął krzyczeć, I szlochając co chwilę:

— Otwórz wejście! Odejdę i nikomu nic nie powiem! Czekał, oświetlając latarką korytarz i zastanawiając się, co czai się w ciemnościach. W końcu wrzasnął:

— Pode mną też otwórz pułapkę!

Oparł się o ścianę, ciężko dysząc. Żadna pułapka nie otworzyła się. Pomyślał, że może nigdy się nie otworzy. Myśl ta na chwilę dodała mu odwagi. Twardo powiedział sobie, że na pewno istnieje jakieś inne wejście. Znowu ruszył korytarzem.

Godzinę później nadal maszerował. Przed nim światło latarki rozpraszało ciemność, ale z tyłu ciemność wpełzała j mu na kark. Znowu zaczął logicznie myśleć.

Światła mogły być zapalone przez automatyczne bezpieczniki. Pułapka zadziałała także automatycznie. Zamykające się zaś wejście mogło być środkiem ostrożności na i wypadek wojny, żeby żaden wróg nie wdarł się do stacji. Wiedział, że jego rozumowanie nie bardzo trzyma się kupy, ale nic lepszego nie potrafił wymyślić. Cała ta sytuacja była bardzo niejasna. Zwłoki w statku kosmicznym, stacja, martwa planeta — wszystko to musiało mieć ze sobą związek. Żeby tyko odkryć jaki.

— Howard — rozległ się głos.

Howard podskoczył konwulsyjnie, jakby dotknął przewodu pod napięciem. Natychmiast powrócił ból głowy. — To ja — rzekł głos — Fleming.

Howard rozpaczliwie szperał latarką we wszystkich kierunkach.

— Gdzie? Gdzie jesteś?

— Około dwustu stóp w dole, o ile dobrze to oceniam powiedział Fleming, a jego głos chrapliwie płynął wzdłuż korytarza. — Retransmisja głosu nie jest najlepsza, ale nic więcej nie mogę zrobić.

Howard usiadł, gdyż nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Czuł się jednak lepiej. To, że Fleming był dwieście stóp niżej, brzmiało rozsądnie, zrozumiała też wydała mu się jakość retransmisji.

— Możesz się wydostać? Jak mogę ci pomóc?

— Nie możesz — odparł Fleming, a po chwili pojawiły się trzaski, które w uszach Howarda zabrzmiały jak chichot. — Zdaje się, że niewiele pozostało z mojego ciała.

— Ale gdzie jest twoje ciało? — spytał poważnie Howard.

— Zmiażdżone przy upadku. Zostało ze mnie tylko to, co udało się podłączyć do obwodów.

— Rozumiem — rzekł Howard, czując dziwną lekkość w głosie. — Jesteś po prostu mózgiem, czystym intelektem.

— O, moim zdaniem czymś więcej — powiedział Fleming. — Jestem dokładnie tym, czego potrzebuje maszyna. Howard zaczął chichotać nerwowo, gdyż wyobraził sobie szary mózg Fleminga pływający w naczyniu pełnym krystalicznej wody. Opanował się jednak i spytał:

— Maszyna? Jaka maszyna?

— Stada kosmiczna. Wydaje mi się, że jest to najbardziej skomplikowany mechanizm, jaki kiedykolwiek zbudowano. To ona błyskała światłami i otworzyła drzwi.

— Ale po co?

— Mam nadzieję to odkryć — rzekł Fleming. — Jestem teraz jej częścią. Albo ona jest częścią mnie. Tak czy inaczej ona mnie potrzebuje, gdyż nie ma prawdziwej inteligencji. Korzysta więc z mojej.

— Twojej? Przecież maszyna nie wiedziała, że przybędziesz!

— Nie chodziło konkretnie o mnie. Prawdziwym operatorem był pewnie ten człowiek w statku. Ale ja też mogę. Dokończymy plan konstruktorów.

Howard z trudem się uspokoił. Nie mógł już o niczym myśleć. Chciał tylko uciec z tej stacji i wrócić na swój statek. Potrzebował jednak pomocy Fleminga, ale tego nowego, nieznanego Fleminga. Rozmawiał on wprawdzie dość normalnie, ale czy nadal był człowiekiem?

— Fleming — spróbował Howard.

— Tak, stary?

Brzmiało to zachęcająco.

— Czy możesz mnie stąd wydostać?

— Myślę, że tak — rzekł głos Fleminga. — Spróbuję.

— Wrócę z neurochirurgami — zapewnił go Howard. Wszystko będzie z tobą w porządku.

— Nie martw się o mnie — powiedział Fleming. — Już teraz wszystko jest w porządku.

Howard stracił rachubę godzin, w czasie których wędrował. Wąskie korytarze następowały jeden po drugim i rozgałęziały się na kilka następnych. Zmęczenie narastało, a nogi zaczęły mu sztywnieć. Podczas marszu jadł. W plecaku miał kanapki i teraz żuł je mechanicznie, dla pokrzepienia.

— Fleming! — zawołał w końcu, zatrzymując się na odpoczynek.

Po długiej chwili usłyszał ledwie zrozumiały głos, brzmiący jak zgrzyt metalu o metal.

— Jak długo jeszcze?

— Niedługo — odparł zgrzytliwy, metaliczny głos. — Zmęczony?

— Tak.

— Zrobię, co będę mógł.

Głos Fleminga był przerażający, ale cisza była jeszcze bardziej przerażająca. Howard posłyszał dochodzący z głębi stacji odgłos silnika rozpoczynającego pracę.

— Fleming?

— Tak?

— Co to takiego? Czy to stacja bombardująca?

— Nie. Wciąż jeszcze nie znam przeznaczenia tej maszyny. Nie całkiem się z nią zintegrowałem.

— Ale ona ma jakieś przeznaczenie?

— Tak! — Metaliczny głos zgrzytnął tak głośno, że Howard drgnął. — Dysponuję wspaniałą aparaturą wykonawczą. Na przykład w zakresie sterowania temperaturą mogę w ciągu mikrosekundy zmienić wartość o setki stopni, nie mówiąc już o reaktorach chemicznych, o źródłach zasilania i o całej reszcie. I oczywiście o moim zadaniu.

Howardowi nie spodobała się ta odpowiedź. Odnosiło się wrażenie, że Fleming identyfikował się z maszyną, jednoczył swą osobowość z osobowością stacji kosmicznej. Howard zmusił się do następnego pytania:

— Dlaczego nie wiesz, do czego ona służy?

— Brakuje newralgicznego komponentu — rzekł Fleming po chwili milczenia. — Niezbędnej matrycy. A poza tym nie mam jeszcze pełnej kontroli nad nią.