125912.fb2 Przebudzenie kamiennego boga - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 31

Przebudzenie kamiennego boga - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 31

Grauhspaz na widok Ulissesa uniósł trąbę i prychnął przeraźliwie:

— To było zbyt łatwe. Chyba nie odkupiłem swoich win.

— Jeszcze do końca daleko — odkrzyknął Ulisses,. Rozstawił straże przed wejściem i podszedł do jednej z membran. Sięgnął do niej i trzykrotnie szybko uderzył, membrana zadrżała i zagrzmiała trzy razy.

Ulisses wykorzystywał wiedzę wydobytą z więźniów. Poświęcił wiele godzin snu, aby opanować kod.

Stukał teraz w membranę.

— Tu mówi kamienny bóg w mieście Dhulkhulikhów.

Mówiono mu, że Drzewo to istota, a Dhulkhulicy to jego służący. Księga Tiznaka powiedziała to samo. Nadal jednak nie wierzył.

— Ostatni z ludzi! — zadrżała membrana w odpowiedzi.

Czy mógł istnieć jakiś wielki roślinny mózg, gdzieś w tym kolosie? A może w innym pniu, w samym sercu Drzewa? Albo jakiś skrzydlaty pigmej kucał gdzieś przed membraną w podziemnym schronie? Człowiek, zdecydowany na utrzymanie mitu o myślącym Drzewie?

— Kim jesteś? — wystukał Ulisses.

Rozległo się uderzenie. Rozejrzał się. Postacie Neshgajów, stojących pośrodku kulistego pokoju, tworzyły groteskową scenę. W tym świetle ich skóra miała kolor purpurowoniebieski. A wina, jak zwykle, stała tuż za nim. Białe fragmenty jej futra wyglądały lodowato niebiesko, a jej oczy były ciemne, niczym puste dziury. Wagarondici i Alkunquibowie, surrealistyczne sylwetki, przypominali półkoty, półwłamywaczy. Niby blade podziemne roboty stały rzędami liczące maszyny z pionowymi żyłkami i paciorkami. Jeńcy, ludzie-nietoperze, zbili się w jednym kącie; ich brązowe skóry w tym świetle zrobiły się czarne, a na twarzach odbijało się przekonanie o pewnej śmierci.

Ulisses uniósł dłoń, dał sygnał mężczyźnie niosącemu bomby, aby podszedł do niego. W tym momencie membrana zawibrowała.

— Jestem Wurutana!

— Drzewo? — Ulisses odstukał.

— Drzewo.

Znak kodu na wykrzyknik nadszedł najwyraźniej głośniej. Więc ta roślinna istota, jeżeli była samodzielna, posiadała emocje, w tym przypadku dumę. A dlaczego nie? Życie myślących nie może istnieć bez emocji. Emocje są tak naturalne i niezbędne dla myślenia, jak inteligencja. Te wszystkie opowiadania science-fiction z pozaziemskimi stworzeniami pozbawionymi emocji były po prostu nierealne. Formy żywe potrzebują uczuć do przetrwania, tak samo jak myślącego umysłu. Żadna istota nie potrafi się rozwijać, ani nawet żyć tylko samą logiką. Chyba, że byłby to proteinowy lub roślinny komputer, bez własnej świadomości.

— Dowiedziałem się o tobie wiele tysięcy lat temu — membrana zapulsowała.

Zastanawiał się, skąd ta istota posiadała wyczucie czasu. Czy reagowała wewnętrznie na pory roku? A może genetycy, jej konstruktorzy, wmontowali w nią zegar?

— Powiedzieli mi ci, którzy muszą umrzeć.

„Ci, którzy muszą umrzeć”. Więc w ten sposób określało się ruchliwe formy życia, które porozumiewały się z Drzewem.

— Ci, którzy muszą umrzeć potrafią jednak zabijać — odstukał Ulisses.

Dostał odpowiedź, jakiej się spodziewał.

— Nie mogą mnie zabić! Jestem nieśmiertelny! I niezwyciężony!

— Skoro tak, to dlaczego mnie się boisz?

Zapanowała następna chwila ciszy. Miał nadzieję, że roślinny mózg trzęsie się zaszokowany. Zdenerwowanie stwora dało mu perwersyjną przyjemność.

W końcu membrana zadudniła:

— Nie boję się ciebie, tego, który musi umrzeć!

— W takim razie, dlaczego chciałeś mnie pojmać? Co ci zrobiłem, że żywisz taką wrogość?

— Pragnąłem z tobą porozmawiać. Jesteś dziwnym stworzeniem, anachronizmem, gatunkiem wymarłym od dwudziestu milionów lat.

To Ulissesa zaszokowało. Wiec minęło dwadzieścia, a nie dziesięć milionów lat! Dwadzieścia milionów lat!

— Skąd to wiesz?

— Powiedzieli mi moi stwórcy. Umieścili w moich komórkach pamięci dużą ilość danych.

— Czy twoimi stwórcami byli ludzie?

Błona nie poruszyła się przez kilkanaście sekund i nagle usłyszał:

— Tak.

Więc to dlatego, bał się go. Ludzie go stworzyli, człowiek może go zniszczyć. Taka musi być jego logika. Prawdopodobnie Drzewo nie wiedziało, że Ulisses jest nic nie wiedzącym dzikusem w porównaniu z jego stwórcami. Poza tym nie miał możliwości działania. Gdyby mógł zdobyć odpowiednie metale, mógłby w końcu zrobić bombę atomową. Nawet Drzewo nie wytrzymałoby siły rozszczepionego atomu.

A jeżeli, jak się pozornie wydawało, Ziemia została pozbawiona wszystkich metali? Dwadzieścia milionów lat rządów myślących istot musiało zużyć wszystko, oprócz śladowych ilości i złóż nie ruszonych z powodów ekonomicznych. Nie znajdzie nigdzie ani żelaza, ani miedzi. Tego był pewien. Człowiek i jego następcy już dawno wybrali wszystko i roztrwonili.

Jednak Drzewo musi mieć gdzieś jakieś centrum, które można zabić, po czym cała reszta obumrze. Bardzo możliwe, że Drzewo ulokowało tutaj Dhulkhulikhów dla obrony mózgu. Jeżeli mózg znajduje się w tym pniu, to można się do niego dostać. Pochłonie to ogromne ilości materiałów wybuchowych, narzędzie do kruszenia kamienia i wielu, wielu ludzi, ale można to zrobić. I Drzewo musi o tym wiedzieć.

Możliwe także, że Drzewo umieściło tu Dhulkhulikhów dla zmylenia. Mózg znajdowałby się wtedy o setki mil stąd. Albo w sąsiednim pniu.

Z zadumy wyrwało go dudnienie membrany.

— Nie ma powodu, abyśmy byli wrogami! Możesz żyć na mnie w wielkiej wygodzie i bezpieczeństwie. Gwarantuję, że żadne z myślących stworzeń, które tutaj żyją, nie zaatakuje ciebie. Oczywiście inni nie są pod moją kontrolą bardziej niż wszy u myślących. Lecz dla tych, którzy muszą umrzeć, nie istnieje taka rzecz jak stuprocentowe bezpieczeństwo. Jednak życie, jakie im oferuję, jest znacznie lepsze niż beze mnie.

— Może to prawda — odparł Ulisses — ale ludzie, którzy decydują się żyć na tobie, są dzicy, ubodzy i ograniczeni. Nie poznają nauki i sztuki. Ani postępu.

— Postęp? Czy to kiedyś oznaczało cokolwiek, ponad końcowe przeludnienie, morderstwa, zatrucie ziemi, powietrza i wody? Nauka ostatecznie sprzeniewierzyła się sobie, powodując samobójstwo ludzkości i, omalże, śmierć całej planety. To zdarzyło się kilkakrotnie. Jak sądzisz, dlaczego ludzkie istoty w końcu skoncentrowały się na biologii, kosztem innych nauk fizycznych? Jak sądzisz, dlaczego powstały miasta-drzewa? Ludzkość uświadomiła sobie, że musi zjednoczyć się z naturą. I to stało się, na krótko. Ale wtedy arogancja czy głupota, chciwość, czy jak to jeszcze nazwać, ponownie wzięła górę. Wtedy zniszczyli ich Andromedanie. Inne istoty rozumne odziedziczyły Ziemię. Istoty, które ludzkość stworzyła z pomniejszych stworzeń, będących jej własnością, ale i one zaczęły powtarzać błędy ludzi. Jestem jedyny, który stoi pomiędzy myślącymi-tymi, którzy muszą umrzeć i, jak zgodnie z prawdą powiedziałeś, tymi, którzy muszą zabijać. Ja jestem Drzewem, Wurutana. Nie niszczycielem, jak nazywają mnie Neshgaje i Wufowie, lecz Obrońcą. Beze mnie nie byłoby życia. Ja utrzymuję istoty myślące na swoim miejscu i robię to dla ich dobra. To dlatego ty i Neshgajowie musicie zginąć, chyba, że się poddacie. Gdybyście tylko mogli, zniszczylibyście ponownie Ziemię. Oczywiście nie celowo, ale zrobilibyście to.

Ludzie mieszkali w swoich miastach-drzewach, które były także ich bibliotekami i komputerami. Wielkie rośliny posiadały komórki do magazynowania informacji, do których ich mieszkańcy mieli wolny dostęp. Lecz nagle, przez przypadek, czy też planowo, licząca roślina stała się samo-świadomą, inteligentną istotą. Ze sługi stała się panem. Z rośliny — bogiem.

Ulisses nie mógł zaprzeczyć, że większość z tego co Drzewo powiedziało, było prawdą, ale nie wierzył w to, że każda forma myślącego życia staje się niszczycielem. Inteligencja musi być czymś więcej niż narzędziem realizującym chciwość.

Zastukał:

— Odwołaj swoje sługi, Dhulkhulikhów, i przedyskutujemy nasze cele. Może osiągniemy pokojowe porozumienie. Będziemy wtedy żyć obok siebie. Nie ma powodu do wojny między nami.

— Ludzie zawsze niszczyli!

Ulisses zwrócił się do Wulki:

— Połóż bomby przy membranie. Popracujemy tutaj.