125912.fb2
— Nie zabijaj tych dwóch więźniów. Najwspanialszy. Możemy na torturach wyciągnąć z nich tajemnicę położenia ich miasta-bazy.
— A potem? — spytał Shegnif.
— Potem użyjemy nowej floty powietrznej, znacznie lepszej od pierwszej, aby ich zaatakować i zniszczyć bazę Dhulhulikhów. Zaatakujemy potem samo Drzewo.
Shegnif zdziwił się.
— Nie jesteś wcale przybity tym, co się stało ostatniej nocy?
— Absolutnie — odpowiedział Ulisses. — Tak naprawdę, to wróg nie zdziałał wiele, poza tym przysłużyli się nam. Gdyby nie zniszczyli sterowców, ciężko byłoby otrzymać od ciebie zgodę na budowę lepszych maszyn. Myślę o wiele większych. Będę potrzebował znacznie więcej materiałów i czasu.
Myślał, że Shegnif rozeźli się, ale Wezyr był zadowolony. Przemówił:
— Ta inwazja przekonuje mnie o jednej rzeczy. Masz rację, trzeba uderzyć wroga prosto w serce. Stracimy nasze zasoby i ludzi, broniąc tylko granic. Chociaż nie mam pojęcia, jak możemy unieszkodliwić Drzewo, nawet jeżeli zabijemy jego oczy, Dhulhulikhów. Może ty masz sposób?
Ulisses streścił swoje plany. Shegnif słuchał, kiwając głową, głaszcząc kły, i stukając się w czoło koniuszkiem trąby. W końcu odezwał się:
— Zgadzam się na twój plan, bez zastrzeżeń. Odpieramy ataki Vignoomów i Glassimów, a wyślemy jeszcze więcej wojska. Pojmaliśmy dodatkowo dwudziestu rannych ludzi-nietoperzy.
I znowu Ulisses był bardzo zajęty od świtu do zmroku. Znalazł jednak czas, by zbadać powody kłótni między Thebi a Awiną. Nie widział tej kobiety od czasu wyjścia z biura do hangaru, pojawiła się kilka dni później. Jak opowiadała, wybiegła z hangaru zaraz za Ulissesem i przewróciła się. Obudziła się na polu wśród martwych ciał. Rana mocno krwawiła, ale nie była głęboka.
Obie kobiety przyznały, iż kłóciły się o to, którą darzył bardziej uczuciami, i która powinna być na stałe przy nim do posługiwania. Thebi zaatakowała Awinę paznokciami, a ta wyciągnęła nóż.
Ulisses postanowił nie stosować żadnych kar cielesnych, ani więzienia wobec obu kobiet. Określił ich obowiązki i miejsce oraz to, jak mają się zachować na przyszłość. Na to muszą się zgodzić, bo inaczej zostaną odesłane na długo.
Thebi płakała, Awina lamentowała, ale obie obiecały zachowywać się odpowiednio. Pierwszą rzeczą jaką uczynił, było zwołanie jak największej liczby treserów jastrzębi. Byli to wolni ludzie, których jedynym zajęciem była hodowla i szkolenie kilku gatunków ptaków drapieżnych dla ich panów, lubujących się w polowaniach. Zamiast tresować te dzikie ptaki, by polowały na kaczki albo gołębie, nauczą je atakować ludzi-nietoperzy. Więźniów Dhulhulikhów było dość, aby ich wykorzystać, gdy wyleczą się z ran.
Pięć miesięcy później Ulisses przybył na pierwszy pokaz wyników nowej tresury. Młody władca, Wielki Wezyr oraz oficerowie byli tam także obecni. Uwolniono nietoperza o ponurej twarzy; wiedział, co go czeka. Pobiegł w dół pochyłym polem, trzepocząc skrzydłami. Uniósł się powoli. Wzbił się na wysokość około czterdziestu stóp, lecąc pod wiatr. Zatoczył koło i wrócił nad pole. Miał przy sobie krótką włócznię z kamiennym ostrzem. Obiecano mu, że jeżeli zdoła obronić się przed dwoma jastrzębiami, to będzie mu wolno wrócić do domu.
Prawdopodobnie wcale w to nie wierzył. Było by to niemądre ze strony Neshgajów, gdyby pozwolili mu wrócić do swego plemiona z informacjami o nowej broni. Jeżeli zabije pierwsze dwa ptaki, to wypuszczą na niego inne. Nie miał szansy ucieczki.
Postępował jednak tak, jak mu kazano i wrócił nad pole na określonej wysokości tak, aby można było obserwować walkę. Kiedy szybował w dół, dwóm jastrzębiom zdjęto kapturki i treserzy wyrzucili je w powietrze. Krążyły przez chwilę, aż z ochrypłym krzykiem wspięły się ponad człowieka. Uciekał w panice. Oba ptaki runęły w dół jak pierzaste gromy. Uderzyły z hałasem, dobrze słyszanym przez obserwatorów. Zanim to zrobiły, człowiek-nietoperz złożył skrzydła i obrócił się twarzą do nich. Jeden uderzył go w głowę, lecz zginął od noża, jednak nie rozluźnił szponów. Drugi uderzył kilka sekund później, wbijając szpony w brzuch. Skrzydlaty człowiek runął z krzykiem; uderzył o ziemię tak silnie, że złamał nogę i kość jednego skrzydła. Jastrząb, który przeżył nadal targał go za brzuch.
— Oczywiście nie możemy zabrać tresera dla każdego ptaka — rozmawiał Ulisses. — Uczymy je, by przebywały w osobnych klatkach, otwieranych mechanicznie. Nie będą miały kapturów. Wylecą i zaatakują najbliższego człowieka-nietoperza, potem będą dalej atakować.
— Miejmy nadzieję — zadudnił Shegnif. — Nie wierzę za bardzo w skuteczność jastrzębi.
Mimo tego Wielki Wezyr wydawał się zadowolony. Shegnif ukłonił się i zasalutował trąbą kilka razy w kierunku władcy, którego odwieziono do pałacu misternie rzeźbionym pojazdem. Teraz Shegnif szedł przez chwilę obok Ulissesa, rozmawiając i raz czule dotknął go w nos końcem trąby.
— Naprawdę los się do nas uśmiechnął, kiedy błyskawica obudziła kamiennego boga — wyznał. — Chociaż, niewątpliwie, to Nesh posłał grom.
Uśmiechnął się. Ulisses nie wiedział jeszcze, czy częste odniesienia Wezyra do boga, są wynikiem pobożności czy ironii.
— Nesh „odkamienił” ciebie, abyś był pomocnym dla jego narodu. To właśnie powiedzieli mi kapłani, i nawet ja, Wielki Wezyr Jego Wysokości chylę czoła, kiedy najniższy kapłan przekazuje mi najzwyklejszą prawdę. Tak więc wybrano mnie, abym powiedział ci, że naprawdę masz szczęście. Jesteś jedynym obcym, jedynym nie-Neshgajem, którego zaproszono do przeczytania Księgi Tiznaka. Nawet bardzo niewielu Neshgajów miało ten zaszczyt.
Nazajutrz rano zrozumiał, co miał na myśli Shegnif. Przyszedł do niego kapłan, odziany w kaptur i szaty, szare jak jego skóra. Trzymał różdżkę, z wyrzeźbionym znakiem „X” w złamanym okręgu. Nazywał się Zhisbroom. Był młody, uprzejmy i pokorny, ale wyraził się jasno, że wysoki kapłan wzywa, a nie prosi Ulissesa o stawienie się w świątyni.
Ulisses pojechał na zachodni kraniec miasta, gdzie zaprowadzono go do kamiennego budynku o kwadratowych ścianach i trzech kopułach. Zdziwiły go tak małe rozmiary. Był to sześcian o krawędzi długości dziesięciu stóp i nie znajdowało się we wnętrzu nic oprócz granitowego posągu Nesha na samym środku. Nesh wyglądał jak samiec Neshgaj, chociaż kły miał dłuższe niż normalnie i grubszą trąbę.
Na rogach trójkąta, wewnątrz którego umieszczono posąg Nesha, stało trzech kapłanów, niczym wartownicy.
Zhishboom przeprowadził mężczyznę obok pierwszego kapłana i stanął. Nacisnął mały kamienny blok i fragment granitowej podłogi przed nim osunął się. Poprowadził Ulissesa w dół granitowymi schodami, oświetlonymi zimnym, roślinnym światłem. Za nimi granitowa płyta zasunęła się, i znaleźli się jakby w grobowcu.
Nie podejrzewał, że pod powierzchnią istnieje jeszcze jedno miasto.
Jego obszar wynosił cztery mile kwadratowe i posiadał cztery poziomy. Nie było zbudowane przez Neshgajów. Nie zabrało mu dużo czasu odgadnięcie tego, nawet bez podpowiedzi ze strony kapłanów. Ulisses uświadomił sobie, że jest wewnątrz jakiegoś bardzo starożytnego muzeum.
— Kto zbudował to miasto? — zapytał.
— Nie wiemy — odparł kapłan. — Są dowody, że było niegdyś zamieszkiwane przez ludzi, wywodzących się od psów czy jakiegoś gatunku kotów. Nie sądzimy jednak, że to oni je zbudowali. Znaleźli to miejsce i żyli tu, nie niszcząc przedmiotów, które widzisz. A potem zniknęli, mogli zostać zabici lub z jakiegoś powodu odeszli. Są ludzie na Drzewie, którzy przypominają tych dawnych mieszkańców. Mogą to być ich potomkowie.
— Wtedy, my Neshgaje, byliśmy małym i prymitywnym plemieniem. Kiedy dotarliśmy tutaj, niektórzy twierdzą, że jako uciekinierzy z Drzewa, znaleźliśmy wiele rzeczy, które nam się przydały. Na przykład: układy roślinne, baterie i silniki wyrosły z nasion, przechowywanych w pojemnikach. Jest także wiele przedmiotów, których przeznaczenia nie byliśmy w stanie określić. Gdybyśmy potrafili, moglibyśmy zniszczyć Drzewo. Może właśnie dlatego tak zależy Drzewu na pokonaniu nas. Chce nas zniszczyć, zanim odkryjemy, jak je zabić. — Przerwał i podjął na nowo. — I jest jeszcze Księga Tiznaka.
— Tiznaka?
— Był największym z naszych kapłanów. Kiedyś odkrył, jak czytać Księgę. Chodź za mną. Zabiorę cię do Księgi, jak mi kazano. I do Kuushmurzha, wysokiego kapłana.
Kuushmurzh był bardzo starym i pomarszczonym Neshgajem, w grubych szkłach na oczach i o roztrzęsionych dłoniach. Pobłogosławił Ulissesa nie wstając z wielkiego krzesła, wyściełanego licznymi poduszkami. Powiedział, że spotka się z nim ponownie, gdy Ulisses przeczyta Księgę. To znaczy, jeżeli będzie ją potrafił przeczytać.
Ulisses podążył za młodym kapłanem. Mijali wystawę za wystawą, wszystkie, chronione przezroczystymi ściankami z jakiegoś materiału, aż weszli do niszy, pustej — z wyjątkiem metalowej płyty, przytwierdzonej do metalowej platformy.
Zatrzymał się przed nią i odezwał.
— Dziwne. Czy wiesz co tu kiedyś było?
— Zdaje się, że TY — wyjaśnił Zhishbruum. — Przynajmniej według legendy. Platforma była pusta, kiedy my, Neshgajowie, znaleźliśmy to miejsce.
Ulissesowi szybciej zabiło serce, oblał go zimny ppt. Schylił się, by spojrzeć na czarny napis na żółtym metalu. W pokoju było tak cicho, że słyszał krew szumiącą mu w uszach. Światło bez źródła było ciężkie jak pokrywa Grobowca Wieków.
Litery wyglądały na przekształcone z alfabetu łacińskiego lub Międzynarodowego Alfabetu Fonetycznego, który oparto na wielu abecadłach. Badał litery, a kapłan stał za nim, cierpliwie jak słoń, jego przodek. Jeżeli założy podobieństwo tych liter do Alfabetu Fonetycznego, to wówczas będzie w stanie je rozszyfrować. Było trzydzieści linii i z pewnością potrafił rozszyfrować niektóre słowa, bez względu na to, jak bardzo język się zmienił.
Oczywiście — mówił do siebie — ten język nie ma nic wspólnego z angielskim. Nie miał prawa wierzyć, że nadal znajduje się w Ameryce Północnej. Mógł zostać przeniesiony do Euroazji lub Afryki i ten język mógł wywodzić się z dowolnego języka spośród tysięcy języków z jego czasów.
Jednak arabskie cyfry nie powinny były się zmienić. A tutaj nie było nic podobnego z wyjątkiem jedynek; lecz to także mogło być L. Może cyfry z jakiegoś powodu zostały zapisane słownie.
„Čuziz Zine Nea”. To były jedyne wielkie litery. Czy mogły znaczyć Ulisses Śpiewający Niedźwiedź? A po angielsku Ulisses Singing Bear? Początkowy fonem U w Ulissesie z jakiegoś powodu stał się zwartosz-czelinowy, może przez następującą po nim na końcu wyrazu głoskę zwartoszczelinową? Może w niektórych przypadkach końcowa głoska wyrazu, poprzedzająca bezpośrednio pierwszą głoskę następnego wyrazu, wpływała na nią, jeżeli mieściła się w pewnej kategorii. Tak jak Zine mogło być kiedyś Singing, a poprzedzone dźwięczną głoską, udźwięcz-niło się. Końcówka „ing” przeszła w „en”, a potem „n” przyczyniło się do nosalizacji „e”, lecz w trakcie ewolucji języka wpływało na wszystkie wyrazy następujące po nim, które zaczynały się fonemem dwuwar-gowym lub wargowo-zębowym. Tak więc, mimo że, końcowe „n” z Zine zniknęło i Bear (niegdyś Ber, potem Be) zmienił się w Ne, kiedy następowało po nim słowo kończące się na m lub n.
Rozważał tę teorię, … aż nagle gwizdnął i mruknął pod nosem. — Zdaje się, że mam!
Te słowa miały jakiś sens. Litery pochodziły z alfabetu fonetycznego lub czegoś podobnego. Ten język to był angielski. Zmienił się jednak w coś analogicznego do struktury języków celtyckich z jego czasów. Były tu słowa, których w ogóle nie potrafił przetłumaczyć albo tylko się domyślał ich znaczenia. W końcu nowe słowa pojawiały się prawie co roku, a niektóre zostawały na stałe, tę możliwość też trzeba brać pod uwagę.
Ale to było to. TUTAJ ULISSES ŚPIEWAJĄCY NIEDŹWIEDŹ…, SŁYNNY SKAMIENIAŁY CZŁOWIEK, NAGLE… W NIEGO… STRUMIEŃ MOLEKUŁ PODCZAS NAUKOWEGO EKSPERYMENTU W SYRAĆUSE W NOWYM JORKU, DAWNEMU NARODOWI STANÓW ZJEDNOCZONYCH AMERYKI. STAN SKAMIENIENIA OD…
Data była dla niego niezrozumiała. Z jakiegoś powodu nie użyto cyfr arabskich; jednak data musiała odpowiadać rokowi 1985. Data otwarcia wystawy także była niezrozumiała.
Nie miało znaczenia, czy był rok 6985 czy też 50 000, chyba ta pierwsza data była bardziej prawdopodobna. Po pięćdziesięciu tysiącach lat język stałby się zupełnie niezrozumiały.