125912.fb2 Przebudzenie kamiennego boga - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 14

Przebudzenie kamiennego boga - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 14

Podszedł do nich jeden z gigantów i Ulisses zamarł, ale Wuggrud obrócił się plecami i usiadł przed nimi. Lepszej osłony Ulisses nie mógł sobie wymarzyć. Ogromna głowa olbrzyma opadła na piersi i rozległo się chrapanie, głośne, niczym grzmot. Do snu ułożyli się także pozostali z wyjątkiem tego, który stał w wejściu. On jednak nie zwracał szczególnej uwagi na więźniów. Wszyscy byli związani i tacy mali, a on zagradzał im wyjście.

Ulisses jednak obawiał się Ghlikha i Ghuakh. W każdej chwili jedno z nich mogło sobie przypomnieć o nożu, przyjść i zabrać go. Teraz nie widział ich, co znaczyło, że oni go także nie widzą. Ghlikhowi mogło to się nie podobać; chciałby napawać się cierpieniami Ulissesa.

Ghlikh nie przyszedł. Możliwe, że on i jego żona także postanowili się zdrzemnąć przed ciężką podróżą. Ulisses miał gorącą nadzieję, że śpią.

Dopóki nikt na nich nie patrzył, Awina mogła działać szybko. Skręciła się tak, że plecami była zwrócona do Ulissesa i wtedy po omacku sięgnęła do jego kieszeni. W tej sytuacji jej kocia zręczność i drobne dłonie stały się pomocne. Palcami ujęła koniec noża i wyciągnęła go powoli. Nagle upuściła go i oboje zamarli, gdy nóż lekko stuknął. Olbrzymowi zarzęziło w gardle, uniósł głowę, chrapanie ustało. Ulissesowi omal nie stanęło serce, ale głowa ponownie opadła i znów dało się słyszeć chrapanie i warkot.

Awina nacisnęła guzik i wyskoczyło ostrze. Minęło dziesięć minut niezgrabnego piłowania, zanim więzy puściły. Ulisses rozmasował nadgarstki i ćwiczył dłonie, aby przywrócić obieg krwi, po czym, mając na oku strażnika, który prezentował im swój zwierzęcy profil, przeciął supły Awinie.

Następny krok był decydujący. Gdyby zobaczył ich strażnik, albo gdyby para ludzi-nietoperzy nie spała, mogliby podnieść alarm. W tym momencie dwójka słabych więźniów dużo by nie zdziałała przeciwko obudzonym gigantom.

Szepnął Awinie, aby posuwała się wzdłuż ściany. On będzie podążał za nią, aż do miejsca, w którym śpiący olbrzym jeszcze ich zasłania przed strażnikiem. W międzyczasie miała przeciąć węzły siedzącemu najbliżej Wufowi. Potem on uwolni następnego, i tak dalej. Po oswobodzeniu dziesięciu, nóż ma wrócić do Ulissesa. Próba oswobodzenia wszystkich zajęłaby zbyt wiele czasu i byłaby zbyt ryzykowna.

Awina przekazała nóż dalej wraz z poleceniami. Ani Ulisses, ani Awina nie widzieli ludzi-nietoperzy, ale Wuf obok niej, powiedział, że siedzą blisko ściany, z głowami między kolanami. Wyglądało na to, że śpią.

Pochodnie już prawie zgasły, a ognisko przy wyjściu wypaliło się już dawno. Niedługo świt rozjaśni nieznacznie wejście, a potem wnętrze. Strażnik może w każdej chwili obudzić następnego, aby przejął wartę. Albo może ma rozkazy, aby obudzić wszystkich.

Awina podała mu do ręki nóż i wyszeptała:

— Mówią, że są gotowi.

Wyjrzał zza pleców śpiącego olbrzyma. Strażnik drapał się po plecach końcem kija i patrzył na zewnątrz. Łuki, strzały, włócznie i noże, bomby oraz zapasy pojmanych leżały przed wyjściem. Broń olbrzymów była pod ręką.

Podniósł się ostrożnie i powoli, starając się, aby Wuggruda zasłaniał go, gdyby strażnik się obrócił. Zbliżył rękę, uzbrojoną w ostrze, do szyi olbrzyma i rozciął mu tętnicę. Wytrysnęła krew, chrapanie przeszło w charkot; gigant rozchylił kolana, a głowa spadła mu między nogi. Ulisses porwał włócznię i z zakrwawionym nożem w zębach podbiegł do wartownika.

Miał nadzieję, że pozostali chwytają za włócznie i maczugi swoich oprawców i używają ich ze śmiertelnym skutkiem.

Jeden z olbrzymów krzyknął przy uderzeniu.

Strażnik upuścił kij i odwrócił się na pięcie, aby spojrzeć do środka.

Ulisses wbił mu w brzuch włócznię, ale nie weszła głęboko. Zahartowany w ogniu grot nie był wystarczająco ostry, a brzuch Wuggruda chroniło wiele cali tłuszczu i masywne mięśnie. Ważył chyba pięćset pięćdziesiąt funtów, może więcej. Przyjął cios dzidą, dając jedynie krok w tył. Złapał drzewce i ruszył na Ulissesa. Mężczyzna przywarł do dzidy i rzucił się do tyłu. Nic nie mógł zrobić, jedynie poruszać się razem z Wuggrudem.

Wtedy strażnik rycząc wściekle, stanął, pochwycił włócznię i wyrwał ją tak raptownie, że Ulisses wywrócił się. Olbrzym z raną tryskającą krwią, zgiął się wpół, podniósł dzidę i wycelował w Ulissesa. Dysponując taką siłą mógł nadziać byka na słup telegraficzny.

Ulisses skoczył naprzód, wepchnął nóż w tłuszcz i mięśnie, pociągnął w górę. W tej samej chwili czarnobiałe futro skoczyło z tyłu na olbrzyma i kamienny nóż utknął w jego prawym oku.

Gigant upuścił włócznię i zatoczył się. Ulisses mocno trzymał nóż, który wyszedł z brzucha. Doskoczył jeszcze raz, bo olbrzym sięgał w górę, by złapać Awinę. Ulisses przeciął pachwinę olbrzyma; wbił nóż, obrócił ostrze i wyjął. Potwór sięgnął do rany i Ulisses przejechał nożem po wierzchu dłoni.

Brzęknął łuk i olbrzym padł ze strzałą wbitą w szyję. Awina przetoczyła się, aby jej nie zmiażdżył. Zdążyła zeskoczyć, kiedy prawie ją miał.

Ulisses odwrócił się. Krzyki, ryk i wycie nagle ucichły. Wszyscy olbrzymi leżeli martwi. Większość z nich zginęła podczas snu. Trzech zbudziło się na czas, by walczyć i zabili trzech Wufów.

Zataczając się, Ulisses podszedł do wyjścia i zobaczył, jak Ghaukh skacze z krawędzi konaru, a Ghlikh zaraz za nią.

Z krzykiem ruszył za nimi, wyrwał łuk i strzałę Wufowi, który zastrzelił olbrzyma i wybiegł. Ghlikh zeskoczył z dużego występu i teraz spadał, trzepocząc skrzydłami. Ulisses nasadził strzałę na cięciwę, wycelował i strzelił. Drzewiec rozdarł mocno cienką błonę prawego skrzydła.

Ghlikh spadał, krzycząc, ale znowu zaczął pracować skrzydłami i poszybował kontrolowanym lotem, w kierunku wielkiej gałęzi na innym pniu. Tutaj czekała na niego Ghaukh. Ulisses przyglądał się przez kilka minut, jak żona bada dziurę w skrzydle. Ich usta otwierały się i zamykały bez przerwy.

Wrócił do jaskini i podał nóż jednemu z wojowników, aby rozciął pęta innym. Kiedy wszyscy byli już na nogach, w pełnym uzbrojeniu, powiedział im, że muszą iść do wewnętrznej pieczary. Pałali rządzą zemsty. W drugiej pieczarze zabili wszystkich Wuggrudów w ciągu kilku sekund. Zastrzelili dorosłe kobiety, które mogły być równie niebezpieczne jak mężczyźni, a potem zadźgali włóczniami młodzież i dzieci.

Następnie Ulisses wszedł do niszy i zabębnił w membranę. Tym razem odpowiedź była szybka, zrozumiała i prawie śmiertelna. Z tysiąc-a, dotąd niewidzialnych szczelin w ścianach, podłodze i suficie uderzyły w nich strumienie rozpylonej pod wysokim ciśnieniem wody, zwalając ich z nóg i przetaczając. Z trudem wstawali, ale powalono ich na nowo; koziołkowali, aż dostali się do tunelu, który był do połowy zatopiony. Krztusząc się i kaszląc, potrącani przez ciała martwych Wuggrudów, wyśliznęli się do zewnętrznego pomieszczenia, a potem do wyjścia. Tutaj, nagle podwyższony poziom wody omal ich nie zmiótł z gałęzi.

Po chwili strumień zmalał, a potem zniknął. Ostrożnie Ulisses wrócił do pieczary, oczyszczonej z wszystkich ciał i zapasów. Większość ładunków, na szczęście złożono z dala od powodzi.

Wejście do tunelu było zalepione lepką substancją, niczym plastrem miodu.

Ulisses policzył ludzi, sprawdził zapasy i amunicję. Połowa nadal miała swoje łuki i kołczany, pełne strzał. Zostało im dziesięć bomb. Ocalało osiemdziesięciu czterech wojowników, nie licząc jego i Awiny. Stanowili teraz wymęczoną, pobitą i przemoczoną kompanię. Cięciwy i pióra na strzałach były mokre, a więc na razie bezużyteczne. Bezpieczniki bomb także przemokły, i możliwe, że proch też. Poza tym mieli mało żywności.

Aufaieu, który był teraz dowódcą Wufów, zwrócił się do Ulissesa:

— Panie, jesteśmy gotowi… — przerwał, a po chwili dodał — … aby pójść z tobą z powrotem do naszych wiosek.

Ulisses próbował spojrzeć mu w oczy, ale Aufaieu unikał jego wzroku.

— Ja idę dalej — odpowiedział Ulisses. — Idę na południowe wybrzeże i tam się przekonam, czy istnieją śmiertelni, podobni do mnie.

Aufaieu nie wspomniał, że bóg powinien to wiedzieć, tylko zapytał:

— A co z Wurutaną, panie?

— Tym razem nic nie można z Wurutaną zrobić.

Co on, czy kto inny mógł poradzić? Wurutaną to po prostu drzewo i ktokolwiek sprawował władzę nad ludźmi-nietoperzami, Wuggrudami i leopardami, był nie do odnalezienia, w każdym razie, nie teraz. Drzewo było zbyt ogromne; kontrolująca istota mogła kryć się wszędzie, ale Ulisses złapie kiedyś człowieka-nietoperza i wydusi z niego informację o siedzibie króla Wurutany.

Przynajmniej tak przypuszczał. Teraz zastanawiał się, dlaczego miałby poszukiwać ukrytego władcy. Dopóki nie przeszkadza tym z nizin, spoza Drzewa i mieszka sobie w Drzewie, niech robi co chce. Ulisses zaszedł aż tak daleko, ponieważ nie wiedział czym-kim jest Wurutaną, po drugie Wufowie i inne plemiona myślały, że jest dla nich niebezpieczny. Kamienny Bóg musiał na to coś poradzić.

Z samym Drzewem nic nie można było zrobić. Będzie rosnąć, aż zakryje cały ląd. Wufowie i inni mogą się zaadaptować, nauczyć na nim żyć; albo zbudują łodzie i poszukają nowych lądów.

— Tym razem nic nie można z Wurutaną zrobić — powtórzył. — Co zrobimy? Co ja zrobię? Pójdę dalej i zbadam ziemie wzdłuż morza, aż na południe. Jeżeli chcecie mnie opuścić, możecie; niepotrzebni mi tchórze.

Nie chciał używać takich słów. Ci ludzie nie byli tchórzami. Nie obwiniał ich za brak odwagi w sercu i chęć poddania. On też czuł to samo, ale nie zamierzał się poddawać.

Nagle odezwała się Awina:

— Tak, to tchórze! Wracajcie do swoich wsi, do klanów, które zhańbiliście! Kobiety i dzieci będą z was drwić i pluć na was! Pochowają was w ziemi dla tchórzów! Nie będzie dla was miejsca wśród odważnych! Duchy naszych przodków pluć na was będą!

Aufaieu drgnął, jakby smagnęła go biczem. Warknął na nią bezgłośnie, a jego granatowe oczy zapłonęły. Straszne jest, kiedy mówi tak mężczyzna, ale kobieta! Szczególnie kobieta, która przeszła przez dokładnie takie same niebezpieczeństwa jak mężczyźni.

— Wyruszam natychmiast — zdecydował Ulisses, wskazując południe. — Idę w tę stronę. I już nie wracam. Możecie iść za mną, albo nie. To moje ostatnie słowo.

Aufaieu ogarnęła panika. Przerażała go myśl o powrocie bez Kamiennego Boga, jego przewodnictwa i pociechy. Zaszli tak daleko, tylko dlatego, że on wyciągał ich z opresji. Gdyby wrócili bez niego, musieliby wyjaśniać ludziom, dlaczego opuścili boga.

Ulisses zarzucił na ramię torbę z odrobiną żywności i dwiema bombami; powiedział tylko:

— Chodź, Awina.

Wyszedł przez otwór i ruszył mozolnie dookoła pnia. Kiedy przeszedł na drugą stronę, gdzie wyrastała inna przeogromna gałąź, stanął. Słyszał za sobą głosy.