125903.fb2 Prototyp - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

Prototyp - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

Wieśniacy patrzyli zafascynowani. Bentley zamknął oczy przygotowując się psychicznie na moment, gdy wokół niego włączy się pole ochronne.

Ale tancerz oddalił się, a jego taniec zakończyły okrzyki ogólnego zadowolenia ze strony wieśniaków.

Huascl zaczął przemawiać. Bentley nie bez ulgi pomyślał, że zbliża się do punktu kulminacyjnego uroczystości.

— O, bracia — Huascl zwrócił się do zebranych. — Ten oto obcy przebył wielką próżnię, by stać się naszym bratem. Wiele jego zwyczajów jest dziwnych, a on sam otoczony jest dziwnym cieniem Złego. Ale czy ktoś może wątpić w jego dobre intencje? Czy ktoś może wątpić, że z natury jest on dobry i uczciwy? Ta ceremonia ma na celu wypędzenie z niego resztek Złego i uczynienie go jednym z nas.

Nastąpiła głucha cisza, w czasie której Huascl podszedł do Bentleya.

— Teraz — rzekł — i ty jesteś szamanem. Jesteś jednym z nas. Wyciągnął do Bentleya rękę.

Bentley poczuł, jak serce zabiło mu mocniej z radości. Zwyciężył! Został zaakceptowany. Wyciągnął rękę i dotknął ręki Huascla.

A właściwie usiłował to zrobić, bo Protec, wiecznie czujny, ustrzegł go przed możliwością tak niebezpiecznego kontaktu.

— Co za głupie urządzenie — zawył Bentley.

Szybko udało mu się znaleźć kontrolkę i wyłączyć pole.

Od razu zauważył, że sprawa była przegrana.

— Szatan! — wrzeszczeli Telianie wymachując wściekle bronią.

— Zły! — krzyczeli kapłani.

Bentley z nadzieją zwrócił się do Huascla.

— Cóż — odpowiedział ten ze smutkiem — to prawda.

Myśleliśmy, że wypędzimy Złego za pomocą starych rytuałów. Ale nie udało się. Musi więc zostać zniszczony. Trzeba zabić diabła.

W kierunku Bentleya poleciała lawina włóczni. Oczywiście Protec natychmiast odpowiedział na atak.

Wkrótce stało się jasne, że powstał impas. Bentley pozostawał kilka minut w polu, potem wyłączał je. Telianie, widząc go nadal całym i zdrowym, ponawiali swe ataki, na które Protec odpowiadał natychmiastowym włączaniem pola.

Bentley usiłował ruszyć w kierunku statku, ale Protec nie pozwalał mu na to, włączając się ponownie prawie zaraz po wyłączeniu. W tym tempie przebycie jednej mili dzielącej go od statku wymagałoby co najmniej miesiąca, a więc zaprzestał prób. Postanowił przeczekać ataki. Gdy tubylcy zdadzą sobie sprawę, że nie są w stanie nic mu zrobić, dwie rasy będą musiały zasiąść do negocjacji.

Usiłował odprężyć się, ale w centrum pola było to praktycznie niemożliwe. Był głodny i potwornie chciało mu się pić. Nie miał czym oddychać.

Przypomniał sobie wtedy, nie bez przerażenia, że poprzedniej nocy powietrze nie przenikało otaczającego go pola. To przecież oczywiste — nic nie jest w stanie przez nie się przedostać. Groziło mu więc uduszenie.

Wiedział, że nawet niezdobyta forteca może paść, gdy obrońcy zginą z głodu lub braku powietrza.

Zaczął intensywnie myśleć. Jak długo Telianie mogą prowadzić swój atak? Przecież wcześniej czy później ich to zmęczy. A może nie?

Czekał do chwili, gdy nie mógł już oddychać.

Gdy wyłączył pole, zobaczył, że Telianie siedzą wokół niego. Rozpalono ogniska, gotowano strawę. Rinek leniwie rzucił włócznią w jego stronę i pole natychmiast włączyło się ponownie.

A więc to tak, pomyślał Bentley, oni już to wiedzą. Chcą go zagłodzić na śmierć.

Usiłował myśleć, ale ściany jego ciemnej nory zaczęły go przytłaczać. Dała o sobie znać klaustrofobia.

Przez chwilę rozmyślał, potem sięgnął po wyłącznik. Telianie patrzyli na niego z pogardą. Jeden z nich sięgnął po włócznię.

— Zaczekaj — krzyknął Bentley. Jednocześnie włączył radio.

— O co chodzi? — zapytał Rinek.

— Wysłuchaj mnie. To nieuczciwe, bym siedział w Protecu jak w pułapce.

— Co się dzieje? — zapytał profesor Sliggert.

— Wy, Telianie, wiecie — mówił Bentley ochryple — wiecie, że możecie mnie zniszczyć włączając ciągle Proteca. A ja nie mogę go wyłączyć! Nie mogę wydostać się z niego.

— Ha — powiedział profesor Sliggert — dostrzegam problem.

— Bardzo nam przykro — przeprosił Huascl — ale Złego należy zniszczyć.

— Oczywiście, że tak — odparował Bentley z rezygnacją — ale nie mnie. Niech mi pan da jakąś szansę, profesorze!!!

— To rzeczywiście niedociągnięcie. I to poważne — zamyślił się profesor. — Tego typu trudności nie występują podczas badań laboratoryjnych. Wykazuje je dopiero test terenowy. Protec wymaga udoskonalenia.

— Cudownie. Tylko, że teraz jestem tu. Jak się mam z tego wydostać?

— Przykro mi — odparł Sliggert — szczerze mówiąc, nigdy nie sądziłem, że zaistnieje taka konieczność. Tak zaprojektowałem szelki, byś nie mógł uwolnić się z nich niezależnie od okoliczności.

— Ty wszawy…

— Proszę cię — odrzekł Sliggert surowo — nie trać głowy.

— Gdybyś mógł wytrzymać jeszcze… kilka miesięcy, może udałoby się nam…

— Nie mogę! Powietrza! Wody!

— Ognia! — krzyknął Rinek z wykrzywioną twarzą. — Ogniem wygnamy demona.

I Protec znów się włączył.

Bentley usiłował wymyślić coś w ciemnościach. Musi za wszelką cenę pozbyć się Proteca. Ale jak? Wśród narzędzi był nóż. Czy nada się do przecięcia plastykowych szelek?

Ale co potem? Nawet jeśli uwolni się, to statek jest o milę stąd. Bez Proteca mogą go zabić jednym pchnięciem włóczni. I zrobią to z pewnością, uznali go przecież nieodwołalnie za demona.

Ale jeśli zacznie biec, to przynajmniej ma jakąś szansę. Poza tym lepiej umrzeć od uderzenia włócznią niż zadusić się powoli w całkowitej ciemności.

Bentley wyłączył pole. Telianie rozpalili wokół niego ogniska, zamykając mu drogę ucieczki ścianą ognia.

Z wściekłością zaczął manipulować nożem. Nóż wbił się jedynie w szelkę, ponownie włączając Proteca.