125250.fb2 Niew?a?ciwe pytania - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

Niew?a?ciwe pytania - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

— Nie tak szybko — mruknął starzec.

— Dobrze.

Szli wolno ciemną dróżką na planecie niepodobnej do żadnej innej, krążącej wokół słońca nie przypominającego żadnego innego.

— Tam — wskazał Morran.

Legendy określały dokładnie: ścieżka wiedzie do kamiennych stopni. Po stopniach na dziedziniec. A na nim… Mędrzec!

Postrzegali go jako biały ekran umocowany na ścianie. W ich oczach Mędrzec był bardzo prosty.

Ligman złożył drżące dłonie. To było ukoronowanie trwającej całe życie pracy: zdobywania pieniędzy, sporów, zbierania strzępów przekazów. Tutaj znajdował się jej kres.

— Pamiętasz? — rzekł do towarzysza. — Będziemy zaszokowani. Prawda stanowi coś, czego sobie nawet nie potrafiliśmy wyobrazić.

— Jestem gotów — odpowiedział Morran, spoglądając przed siebie roziskrzonym wzrokiem.

— A więc dobrze. Mędrcze, czym jest życie? — zapytał Lingman swym słabym, starczym głosem.

Odpowiedź dotarła bezpośrednio do ich mózgów:

— To pytanie nie ma sensu. Poprzez określenie „życie” pytający odnosi się do fragmentarycznego fenomenu, niewytłumaczalnego w oderwaniu od całości.

— A więc czego część stanowi życie? — nie ustępował starzec.

— To pytanie, w obecnej formie, nie pozwala na udzielenie jakiejkolwiek odpowiedzi. Pytający wciąż określa „życie” z własnego, jednostronnego punktu widzenia.

— A więc odpowiedz na to ze swojego punktu widzenia — odezwał się Morran.

— Mogę tylko udzielać odpowiedzi na właściwe pytania.

Mędrzec ponownie zadumał się nad przykrymi ograniczeniami nałożonymi przez swych twórców.

Cisza.

— Czy wszechświat się rozszerza? — zapytał dla odmiany Morran.

— „Rozszerzanie się” to określenie nie mające zastosowania w tej sytuacji. Wszechświat, jak postrzega to pytający, jest pojęciem abstrakcyjnym.

— Czy możesz powiedzieć nam cokolwiek? — zapytał wreszcie Morran.

— Mogę udzielić odpowiedzi na każde odpowiednio zadane pytanie, dotyczące natury rzeczy.

Obaj mężczyźni popatrzyli po sobie.

— Chyba wiem, o co mu chodzi — rzekł ze smutkiem Lingman. — Nasze podstawowe założenia są błędne. Wszystkie.

— To niemożliwe — zaprotestował Morran. — Fizyka, biologia…

— Częściowe prawdy — wyjaśnił starzec ze znużeniem w głosie. — Przynajmniej to ustaliliśmy. Dowiedzieliśmy się, że nasze wnioski dotyczące obserwowanych zjawisk są niewłaściwe.

— Ale zasada najprostszej hipotezy…

— To tylko teoria.

— A życie… Na pewno mógłby przynajmniej odpowiedzieć, czym ono jest.

— Popatrz na to z innej strony — zaprotestował Lingman. — Przypuśćmy, że zapytałbyś: „Dlaczego urodziłem się w znaku Skorpiona, w koniunkcji z Saturnem?” Nie byłbym w stanie odpowiedzieć na to w kategorii zodiaku, bo on nie odgrywa tu żadnej roli.

— Rozumiem — powiedział powoli Morran. — On nie potrafi odpowiadać na pytania formułowane na bazie naszych założeń.

— Chyba właśnie w tym rzecz. A nie jest w stanie wskazać błędu w tych założeniach. Jest zaprogramowany do odpowiednich pytań, zadawanych na podstawie wiedzy, której niestety nie posiadamy.

— Nie potrafimy więc zadać właściwego pytania? Nie mogę w to uwierzyć. Musimy znać jakieś podstawy. — Morran zwrócił się do Mędrca. — Czym jest śmierć?

— Nie mogę wyjaśnić istoty przemiany.

— Śmierć to przeistoczenie! — wykrzyknął Morran, a Lingman odwrócił się podekscytowany. — Teraz już dokądś zmierzamy!

— Czy przemiana jest abstraktem? — zapytał starzec.

— Pojęcie przeistoczenia można zakwalifikować jako A — fałszywą prawdę lub B — częściową prawdę w przypadku specyficznej sytuacji.

— Co należy uwzględnić w tym przypadku?

— Jedno i drugie.

To było największe ich osiągnięcie. Nie potrafili wyciągnąć z Mędrca niczego więcej. Próbowali przez drugie godziny, lecz prawda coraz bardziej się oddalała.

— To może prowadzić do szaleństwa — stwierdził wreszcie Morran. — To coś zna istotę wszechświata, a nie może nam jej wyjawić, jeśli nie zadamy tego jedynego, właściwego pytania. Ale skąd mamy wiedzieć, jak ono brzmi?

Lingman usiadł na ziemi i wsparł się plecami o kamienną ścianę. Przymknął oczy.

— Barbarzyńcy — oto czym jesteśmy — odezwał się wreszcie Morran, spacerując w tę i z powrotem przed Mędrcem. — Niech pan sobie wyobrazi buszmena, który przychodzi do fizyka i pyta, dlaczego nie może trafić strzałą w Słońce. Ten może to wyjaśnić tylko w naukowych kategoriach. Co więc nastąpi?

— Fizyk nie będzie nawet próbować — odpowiedział Lingman słabym głosem. — Zna ograniczoną zdolność pojmowania pytającego.

— Jak wyjaśnić buszmenowi, że Ziemia się obraca? — rzucił Morran ze złością. — Albo jak wyłożyć mu teorię względności, oczywiście przez cały czas posługując się naukową terminologią?

Lingman, z wciąż przymkniętymi oczami, nie odpowiedział.

— My występujemy obecnie w roli takich buszmenów. Ale tutaj przepaść jest znacznie większa. Robak też chce poznać naturę ziemi i dlaczego jest jej tak dużo.

— Pójdziemy już, proszę pana? — zapytał po chwili.

Oczy Lingmana pozostawały zamknięte. Jego cienkie szponowate palce były zaciśnięte, a policzki jeszcze bardziej się zapadły. Wyraźnie widać było zarysy spojeń kości czaszki.

— Proszę pana! Proszę pana!