125250.fb2 Niew?a?ciwe pytania - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 2

Niew?a?ciwe pytania - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 2

— Musimy udać się do Mędrca — zaproponował jeden. — Naszym życiem rządzi zasada osiemnastu. Gdzie jest osiemnastu, tam zaraz będzie i dziewiętnasty. Dlaczego tak jest?

Nikt nie potrafił odpowiedzieć.

— Gdzie ja jestem? — zapytał dziewiętnasty.

Jeden odciągnął go na bok, żeby udzielić wyjaśnień.

Zostało siedemnastu.

— I musimy się dowiedzieć — zawołał któryś — dlaczego każde miejsce jest inne, chociaż odległość nie istnieje.

To też był problem. Jest się tutaj. Później jest się tam. Tak po prostu — żadnego ruchu, żadnego powodu. A jednak jest się w innym miejscu.

— Gwiazdy są zimne — zawołał jeden.

— Dlaczego?

— Musimy udać się do Mędrca.

Słyszeli legendy, znali opowieści.

— Kiedyś istniała rasa, podobna do naszej, i ona wiedziała i powiedziała Mędrcowi. A później udała się tam, gdzie nie ma miejsca, a jest odległość.

— Jak się tam dostaniemy? — zapytał dziewiętnasty, teraz już posiadając nową wiedzę.

— Udamy się tam.

I osiemnastu zniknęło. Jeden został. W zamyśleniu popatrzył na bezkres lodowatej gwiazdy i także zniknął.

— Te stare legendy mówiły prawdę — szepnął Morran. — Jest tu.

Wynurzyli się z podprzestrzeni w miejscu, które wskazywały legendy, i przed nimi wyrosła gwiazda niepodobna do żadnej innej. Morran na poczekaniu wynalazł dla niej klasyfikację, ale nie miało to znaczenia. Drugiej takiej nie było.

Wokół gwiazdy krążyła planeta i ona także nie przypominała żadnej innej. Morran sprecyzował nawet powody tego, ale nie miało to znaczenia. Nie było drugiej takiej planety.

— Proszę zapiąć pasy — rzekł. — Wyląduję tak delikatnie, jak tylko się da.

Lek zbliżył się do Mędrca, sprawnie przeskakując z gwiazdy na gwiazdę. Uniósł go w dłoniach i obejrzał z zainteresowaniem.

— A więc ty jesteś Mędrcem — przemówił.

— Tak.

— Zatem powiedz mi — poprosił Lek, sadowiąc się wygodnie w przestrzeni pomiędzy dwiema gwiazdami. — Powiedz mi, czym jestem.

— Fragmentem — rzekł Mędrzec. — Drobiną.

— Hm — mruknął Lek, urażony taką opinią. — Mógłbyś powiedzieć coś więcej. Celem istnienia mojej rasy jest zbieranie purpury i budowanie z niej kopca. Czy możesz mi wytłumaczyć prawdziwy sens tego zajęcia?

— Twoje pytanie jest bez znaczenia — wyjaśnił Mędrzec.

Wiedział, czym naprawdę jest purpura i czemu ma służyć kopiec. Ale wyjaśnienie tego kryło się w dłuższej odpowiedzi. Bez niej problem, z jakim przybył Lek, był niemożliwy do rozwiązania, a przybysz nie zadał właściwego pytania.

Lek sformułował jeszcze wiele innych problemów, ale Mędrzec nie był w stanie mu pomóc. Przybysz postrzegał rzeczy na swój specyficzny sposób. Sięgał jedynie części prawdy, lecz nie widział całej reszty. A jak wytłumaczyć ślepemu na przykład wygląd zieleni?

Mędrzec nawet nie próbował. Nie na tym polegało jego zadanie.

Wreszcie Lek roześmiał się pogardliwie. Jedna z gwiazd na drodze skąd przybył rozbłysła, gdy dotarł do niej ten dźwięk, lecz zaraz przygasła.

Lek odszedł, przeskakując z gwiazdy na gwiazdę.

Mędrzec wiedział. Ale najpierw trzeba było mu zadać właściwe pytania. Rozmyślał nad tym ograniczeniem, spoglądając w gwiazdy, które nie były ani za duże, ani za małe, tylko akurat właściwych rozmiarów.

Odpowiednie pytania. Rasa, która mnie stworzyła, powinna wziąć to pod uwagę, pomyślał. Powinni zaakceptować pewne pozorne nonsensy, umożliwić próby wyjaśnienia.

Mędrzec zadowalał się mruczeniem odpowiedzi do samego siebie.

Osiemnaście istot przybyło do Mędrca, nie idąc czy lecąc, ale po prostu zjawiając się. Drżąc z zimna w świetle gwiazd spoglądali w górę, na potężnego wszechwiedzącego.

— Jeśli odległość nie istnieje, jak rzeczy mogą istnieć w różnych miejscach? — zapytał jeden.

Mędrzec wiedział, czym jest odległość i czym są różne miejsca. Ale nie mógł udzielić odpowiedzi na tak sformułowane pytanie. Istniała odległość, ale nie w rozumieniu tych istot. I były różne miejsca, ale w innym znaczeniu niż one to postrzegały.

— Zapytajcie inaczej — poradził z nadzieją.

— Dlaczego tutaj jesteśmy niscy, a tam wysocy? — spytał inny. — Dlaczego tam jesteśmy grubi, a tu nie? I dlaczego gwiazdy są zimne?

Mędrzec wiedział to wszystko. Wiedział dlaczego gwiazdy są zimne, ale nie potrafił wyjaśnić tego w kategoriach gwiazd czy zimna.

— Dlaczego funkcjonuje zasada osiemnastu? — zapytał jeszcze inny. — Dlaczego gdy zbierze się osiemnastu, przybywa kolejny?

Ale i to było oczywiście częścią innego, większego pytania, które nie zostało zadane.

W wyniku zasady osiemnastu powstał kolejny i dziewiętnaście istot zniknęło.

Mędrzec mruczał do siebie właściwe pytania i sam sobie na nie odpowiadał.

— Udało się — rzekł Morran.

Poklepał Lingmana po ramieniu. Delikatnie, bo staruszek sprawiał wrażenie, jakby w każdej chwili mógł rozpaść się na kawałki.

Stary biolog był wyczerpany. Policzki miał zapadnięte, skórę żółtą i poznaczoną głębokimi bruzdami, a pod jej cienką warstwą wyraźnie rysowały się wszystkie nierówności kości czaszki.

— Ubierajmy się — wysapał ciężko.

Nie chciał zmarnować ani chwili. Nie pozostało mu już dużo czasu.

Odziani w kombinezony ruszyli ledwie widoczną ścieżką.