123975.fb2 Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 8

Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 8

Peter zatarł dłonie.

– Panowie... Naszym obowiązkiem jest branie pod uwagę wszelkich ewentualności. A więc przewidzieliśmy wszystko... co mogliśmy. Niestety, specyfika pracy z modelem... Najważniejszy jest czas! Pani Chmiel...

Irena spojrzała na okrągły cyferblat umieszczony nad stalowymi drzwiami o ponurym wyglądzie. Dwunasta czterdzieści pięć.

Peter był coraz bardziej zdenerwowany. Ponury, młody człowiek w uniformie technika – lecz o twarzy doświadczonego ochroniarza – zręcznie otwarł wszystkie zamki, w które zaopatrzone były drzwi.

Eksperci wymieniali spojrzenia. Za drzwiami zaczynał się wąski, brudny korytarz, a z jego wnętrza wyraźnie cuchnęło kocim moczem.

– Powodzenia, pani Chmiel... pani nowa książka osiągnie fenomenalną popularność!

Irena przestąpiła przez wysoki próg. Miała wrażenie, że piętro wyżej zaraz zacznie złorzeczyć jazgotliwa sąsiadka, a spod nóg z miauknięciem wyskoczy...

Absolutna ciemność. I cisza.

Rozdział 2

Po szerokim zakręcie szosy pełzły naprzeciw siebie dwa samochody – żółty i biały. Z tej odległości oba wyglądały jak niegroźne zabawki; i oto wyminęły się i rozjechały w przeciwne strony, nie zwracając na siebie uwagi.

Irena wciągnęła głowę w ramiona. Wiatr był wilgotny i zimny.

Opodal, pod wzgórzem, obojętnie pasło się dwadzieścia krów o obwisłych brzuchach. Irena przeniosła spojrzenie; zagajnik był niemal całkowicie żółty, pośrodku ulicy ganiały za piłką rozwrzeszczane dzieciaki, a z komina domu Ireny unosił się wątły dymek.

Drgnęła. Potrząsnęła głową.

Modelator powinien znajdować się w bezpośredniej bliskości – taka jest konstrukcyjna specyfika tunelu... Proszę natychmiast rozpocząć poszukiwania. Niech pani wykorzysta całą swoją wiedzę o modelatorze najprawdopodobniej model w dużym stopniu jest nasycony cechami jego osobowości...

Z prawej i lewej strony sterczały z ziemi dwa grube pręty z przywiązanymi do nich czerwonymi skrawkami materiału. W podobny sposób prowizorycznie odgradza się dziurę na poboczu lub otwarty luk kanalizacyjny.

Irena ruszyła przed siebie. Pod nogami zaskrzypiały kamyki.

Obejrzała się.

Teraz pręty przypominały jej bramkę własnej roboty na podwórkowym boisku. Było jednak wątpliwe, aby dzieci sąsiadów gramoliły się na pagórek, by rozegrać tu mecz. Tym bardziej że piłka toczyła się tu tylko w jednym kierunku – w dół.

Przestąpiła z nogi na nogę, kolejny raz wpatrując się w znajomy do bólu pejzaż.

No cóż. Część pracy została wykonana, teraz trzeba się zastanowić.

Dym nad kominem jej domu powoli tajał.

Stara topola rosła nie po prawej, lecz po lewej stronie bramy. Gdy Irena to zauważyła, przez chwilę stała bez ruchu, nie mogąc ruszyć się z miejsca.

Przebywanie w tkance modelu jest całkowicie bezpieczne dla zdrowia...

Wiatr pachniał jesienią. Furtka skrzypiała swojsko i znajomo; Irena powoli przeciągnęła dłonią po deskach, upewniając się, że nie są hologramem ani iluzją. Tkanka modelu?

Nie, potem się nad tym zastanowi. Gdy siądzie przy komputerze i napisze: „Rozdział pierwszy".

– Sensej?

Poruszenie w budzie. Wynurzyła się jedna łapa, potem druga.

Przespał jej powrót?!

Radosny pisk. Pies skoczył na jej powitanie – zaspany, dziwnie mały, z obwisłą sierścią, niezgrabny.

– Sensej, to ty?!

Pisk. Porządne psy po osiągnięciu pełnoletności zwykle nie pozwalają sobie na wydawanie podobnych dźwięków.

A może aż tak się stęsknił?

– Czy w domu są jacyś obcy?

Żadnej reakcji. Przymilne ślepia.

Drzwi wejściowe były otwarte. Co więcej, białe drzazgi na podłodze i wyłamany zamek świadczyły o tym, że wejście nie odbyło się w pokojowy sposób.

Oczywiście. Andrzej nie ma klucza, a jeśli chce wejść, nic go przed tym nie powstrzyma.

– Nie wierzę własnym oczom! – stanęła pośrodku przedpokoju, krzyżując ręce na piersiach. – Zaklinałeś się, że już nigdy w życiu tu nie przyjdziesz!

Milczenie. I nietypowy zapach – jakby obecności kogoś obcego albo jakby dom pachniał inaczej.

Irena rozejrzała się z niepokojem. Nie, wszystko wyglądało jak zwykle. Wszystko, do najdrobniejszych szczegółów.

Ale tej plamy pod drzwiami nie było. Co tu rozlał? Atrament? Olej silnikowy?

– Andrzeju – powiedziała ostrym głosem. – Wychodź.

Milczenie.

Otwarła drzwi dużego pokoju; w kominku dymił się popiół. Fotele przed okrągłym stołem były brązowe, a nie niebieskie; Irena zacisnęła zęby.

– Andrzeju!

Zdziwiła ją zawartość kominka. Jakieś zwęglone łachmany.

W kuchni znów zauważyła ślady czyjejś obecności. Długotrwałej, bałaganiarskiej i absolutnie rozpanoszonej. Sensej biegał za nią jak cień i w jego wiernych oczach nie było ani śladu poczucia winy.

– Jak to tak, Sensej?! Był tu obcy człowiek... dlaczego na to pozwoliłeś?

Odpowiedzią było radosne merdanie ogonem.

– Gdzie teraz jest? Gdzie?

Pies podbiegł do drzwi wejściowych. Irena ruszyła za nim; dzieci sąsiadów wciąż przed bramą ganiały za piłką.